Wspominamy letni turnus „J-elity” w górach

j-elita.org.pl 1 rok temu
Zdjęcie: góry


Tegoroczny letni turnus „J-elity” w górach za nami. Celem podróży ponownie stały się Tatry i siostrzane ośrodki Skalnity oraz Szpiglasowy Residence w Poroninie.

W tym roku w góry przyjechała rekordowa liczba CUD-aków i ich bliskich. Już pierwszego dnia towarzyszyły nam dobre nastroje, wiatr we włosach oraz piękne widoki i zadyszka na liczących ponoć ponad 1200 stopni schodach na Gęsią Szyję (1489 m n.p.m.). Uczestnicy turnusu, którzy czuli się na siłach i lubią wędrować, stawiali sobie wyzwania i budowali kondycję na górskich szlakach, a powrocie do ośrodka korzystali z relaksu na brzegu basenu, w gorącej beczce, a choćby w saunie. Wieczory umilały nam spotkania integracyjne i rozmowy na tarasie, które dla nowych osób były świetną okazją do zapoznania się. Łączyły nas również wspólne wycieczki i pluskanie się w basenie znajdującym się w połowie drogi między ośrodkami.

Po rozgrzewce na Gęsiej Szyi następnym punktem programu była Dolina Chochołowska. Ciuchcia transportująca turystów miała niestety ograniczoną ilość miejsc i nieliczni pechowcy nie zmieścili się na pokładzie. Piesze przejście doliny osłodziło nam towarzystwo kóz, krów, owiec i psów pasterskich, które z entuzjazmem odpowiadały na zaproszenie do poczochrania za uchem. Kto się przejechał ciuchcią, ten miał wystarczająco sił do zdobycia dodatkowo Grzesia (1653 m n.p.m.) oraz sąsiadujących szczytów.

Odwiedziliśmy także słowackie wodospady i lodowe jaskinie, a cykliści wyruszyli na wycieczki rowerowe wokół Jeziora Czorsztyńskiego i wzdłuż Dunajca do Czerwonego Klasztoru. Podejście pod Jaskinię Bielską dla wielu z nas było zaskakująco strome i długie. Niektórych zaskoczyła wymagająca trasa, jednak widoki były tego warte. Już przed wejściem poczuliśmy powiew chłodu, gdyż w środku temperatura wynosiła tylko pięć stopni. Wewnątrz czekały na nas piękne, bogate komnaty, wypełnione naciekami, które po podświetleniu przybierały znajome kształty. Podziemne jeziorka dodawały miejscu uroku i atmosfery tajemniczości. Sprawujący opiekę nad naszą ekipą przewodnik wspomniał, iż w jednym z pomieszczeń jaskini, ze względu na świetną akustykę, realizowane są koncerty muzyki klasycznej.

Jednym z najbardziej malowniczych szlaków, który przeszliśmy podczas turnusu, była trasa do Zielonego Stawu Kieżmarskiego położonego 1542 m n.p.m. Odpoczynek w schronisku umiliły nam widoki pionowych grani otaczających bajeczne Zelené Pleso i słodki smak słowackich deserów, kofoli oraz zimnego piwa, nie wspominając już o humorystycznych malowidłach zdobiących budynek. Po zachętach przewodnika, część grupy kontynuowała wspinaczkę do Wielkiego Białego Stawu (1612 m n.p.m.), gdzie na podróżników czekały dziarskie kaczuszki, które bez lęku pozowały do zdjęć.

Przez osiem dni mieliśmy mnóstwo czasu w wspinaczki i inne atrakcje, dlatego też część z nas zdecydowała się na spływy pontonowe. Byli też i tacy, którzy zaliczyli zaślubiny z Dunajcem. Ceremonia objęła kąpiel, ofiarowanie klapka i tradycyjnie wymianę obrączek, choćby jeżeli tylko jedna ze stron wywiązała się z obowiązku. Ci, którzy wzięli w niej udział wrócili do pensjonatu przemoczeni, ale też i szczęśliwi, gotowi na kolejne przygody.

Nie zabrakło także wieczornego ogniska. Po zapadnięciu zmroku mogliśmy upiec nad ogniem kiełbaski, popijając je gorącą herbatą i grzańcem. Była to świetna okazja do nawiązania nowych znajomości, pielęgnowanie tych starszych i snucia planów na następne wycieczki górskie. Dodatkową atrakcją była tradycyjna góralska biesiada ze swojskim jadłem i góralską orkiestrą nadającą rytm zabawie.

Zwieńczeniem każdego turnusu jest wyprawa na najwyższy szczyt polskich Tatr – Rysy (2499 m n.p.m.). W tym roku „J-elita” podeszła do tego strategicznie i otoczyła szczyt oddziałami z dwóch stron. Większy atakował zza południowej granicy, a mniejszy od Morskiego Oka. Tego samego dnia, powstała też mała grupa pościgowa, która podjęła się zdobycia łańcucha zmierzającego od Giewontu, przez Kopę Kondracką (2 005 m n.p.m.) aż do Kasprowego Wierchu (1 987 m n.p.m.) włącznie. Nie można odmówić odwagi żadnej z grup. Wyścig rozpoczął się o świcie. Dla niektórych o piątej rano, dla innych godzinę później. Każdy kamień milowy na trasie potęgował napięcie i zwiększał determinację, aby dotrzeć na szczyt.

Już przed godziną 8:30 drużyna „Grom” zdobyła Czarny Staw pod Rysami, a zaledwie godzinę później grupa pościgowa zaliczyła pierwszy cel – Giewont. gwałtownie padła odpowiedź taterników informujących, iż są już pod Rysami. Tymczasem grupa po słowackiej stronie granicy powoli i metodycznie pokonywała kilometry wycieńczająco długiej trasy, aby spotkać się na szczycie z resztą. Wszyscy skrupulatnie dokumentowali wspólną podróż, zaliczając kolejne punkty widokowe na swojej drodze. Pogoda nie sprzyjała szturmowi na najwyższy szczyt Tatr, jednak niestrudzone oddziały krok za krokiem, zdjęcie za zdjęciem kontynuowały natarcie. Gdy tylko zdobyli szczyt, przekonani, iż mgła pochłonie cały ich wysiłek, czas się zatrzymał. Jak wynika z relacji świadków, chmury rozstąpiły się, ukazując Dolinę Pięciu Stawów.

Po tak wymagających wycieczkach każdy miał prawo czuć zmęczenie, ale przede wszystkim satysfakcję ze spędzenia tygodnia w iście elitarnym stylu. Z niecierpliwością czekamy na następny turnus „J-elity”!

Sylwia Urbańska

Idź do oryginalnego materiału