Wojna nie wypleniła korupcji w Ukrainie. "Nie tak łatwo przestać. Jak z alkoholikiem"

tokfm.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl


Korupcja w Ukrainie nie skończyła się wraz z wojną i może nie skończyć się po niej. - Nie tak łatwo przestać. Jak z alkoholikiem: idzie w końcu na leczenie, mija jakiś czas, jest lepiej, przestaje brać pigułki i dalej jest uzależniony - mówił w TOK FM Jurij Nikolov, współzałożyciel portalu śledczego Nashi Groshi i autor jednego z pierwszych i najgłośniejszych śledztw korupcyjnych. Rozmówca Agnieszki Lichnerowicz ocenił, iż w Ukrainie jest bardzo dużo ludzi przyzwyczajonych do korupcji. I oni dominują w rządzie.

Zobacz wideo




Kilka miesięcy temu media ukraińskie informowały o zawyżonych cenach na żywność kupowaną przez Ministerstwo Obrony. W reakcji Wołodymyr Zełenski miał niepublicznie zaapelować do dziennikarzy największych mediów, by nie informowali o korupcji aż "do zwycięstwa". Coraz częściej jednak do opinii publicznej przebijają się głosy, iż korupcja w Ukrainie nie zniknęła z początkiem wojny. Niedawno Prokuratura Antykorupcyjna poinformowała na Telegramie, iż były szef Państwowej Służby Łączności Specjalnej Jurij Szczyhol został aresztowany przez Najwyższy Sąd Antykorupcyjny. Chodzi o podejrzenie przywłaszczenia ponad 62 mln hrywien (prawie 7 mln zł) ze środków państwowych.
REKLAMA




O problemie korupcji Agnieszka Lichnerowicz w TOK FM rozmawiała w Kijowie z dziennikarzem Jurijem Nikolovem, współzałożycielem portalu śledczego Nashi Groshi. - Na samym początku, po rosyjskim pełnoskalowym ataku, całkowicie przestaliśmy zajmować się ukraińską korupcją. Przede wszystkim dlatego, iż ona zniknęła. Gospodarka się załamała i państwowe zakupy jakichkolwiek towarów ustały - relacjonował.To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>I dodał, iż "wszyscy skupili się na wojnie". - Rosyjskie czołgi były 20 km od Kijowa. Jako dziennikarze zajęliśmy się badaniem sankcji przeciw Rosji. Moi koledzy do dziś dużo energii poświęcają identyfikacji Rosjan zamieszanych w zbrodnie wojenne. Jednak jakieś 4-5 miesięcy później, latem, po tym, jak odepchnęliśmy Rosjan od Kijowa, po potężnej kontrofensywie w obwodzie charkowskim, moje źródła zaczęły mnie alarmować. Urzędnicy zaczęli najwyraźniej uważać, w ciągu dwóch-trzech tygodni Ukrainy zwycięży - i zaczął się powrót do starych nawyków. Moje źródła w organach ścigania zaczęły mi donosić, iż wracają stare historie. Byłem chyba pierwszym dziennikarzem, który wrócił do badania spraw wewnątrz ukraińskich. Zacząłem sprawdzać wydatki państwa i niestety stało się oczywiste, iż w wielu obszarach stare nawyki wróciły - opowiadał gość "Światopodglądu".Ukraiński dziennikarz razem z kolegami zaczęli się tym zajmować. - Zaczęliśmy o tym po cichu informować, ale bez wielkich oskarżeń. To nie były jeszcze potężne historie. Opisaliśmy na przykład z kolegami firmę, która pół roku po rozpoczęciu inwazji otrzymała od administracji dniepropietrowskiej około czterdziestu milionów dolarów na remonty dróg. Okazało się, iż firma była w połowie własnością partnerki szefa administracji dniepropietrowskiej, czyli ten faktycznie dał swojej dziewczynie 40 milionów euro na jakieś niezidentyfikowane prace. To była dość skandaliczna historia. Wzmacniała reputację Ukrainy jako skorumpowanego kraju, ale ja wówczas za dobrą kartę brałem to, iż to był jedyna taka afera na całą Ukrainę. Żaden inny gubernator na coś takiego sobie nie pozwolił - podkreslił rozmówca Agnieszki Lichnerowicz.


Jak przypomniał, Wołodymyr Zełenski nie ukarał wówczas tego polityka. - Zostawił go na stanowisku, choćby zabrał go ze sobą na wizytę do nowo wyzwolonego Chersonia. To był sygnał dla innych gubernatorów do nowych parszywych praktyk - zaznaczył dziennikarz.Dlaczego Zełenski tak zareagował? Zdaniem współzałożyciela portalu śledczego "Nashi Groshi" boi się funkcjonowania bez korupcji. - Do momentu inwazji Ukraina działała dzięki temu, iż była korupcja. On się bał, iż bez korupcji państwo przestanie po prostu działać. Przed inwazją, deputowani prezydenckiej partii, Sługa Ludu, otrzymywali dopłaty w kopertach, w gotówce, aby pozostawali lojalni wobec prezydenta. Było choćby postępowanie karne w tej sprawie. Te pieniądze pochodziły z korupcyjnej marży z remontu dróg, które z oczywistych powodów po inwazji zostały wstrzymane - powiedział Nikolov.Czytaj także:
"Jarmarczna legislacja" Zełenskiego ws. korupcji to "tani chwyt". "Stał się problemem""Złą reputację mamy szansę przetrwać, ale bez broni nie przetrwamy"Dziennikarz opowiedział też o swoich dylematach związanych z ujawnianiem przypadków korupcji. - Jakoś zimą, ubiegłego roku jednak korupcja zaczęła się rozpędzać. Wówczas jeszcze wielu dziennikarzy wciąż trzymało się z daleka od pisania o korupcji. Wiedzieliśmy bowiem, iż Rosjanie będą wykorzystywać wyniki takich śledztw przeciwko nam, żeby dalej dyskredytować Ukrainę. Ja też nie opublikowałem wielu historii, bo też się tego obawiałem - mówił.Wszystko zmieniło się jednak gdy dostał w swoje ręce kontrakt z Ministerstwem Obrony na około 350 milionów euro. - Marża miała wynieść jakieś 150 milionów euro, to pieniądze, które po prostu zostałyby ukradzione. A za te pieniądze można było kupić czołgi albo karabiny snajperskie. Stałem właśnie na balkonie, to było gdzieś na początku tego roku, niedaleko nas zestrzelono rakietę. Pomyślałem wtedy, iż kradzież tych pieniędzy stanowi dla nas większe zagrożenie niż to, iż Rosja znowu powiedzie o nas coś złego. Innymi słowy, złą reputację mamy szansę przetrwać, ale bez broni nie przetrwamy - wspominał Nikolov.


- Dlatego upubliczniłem tę historię, chodziło po prostu o ogromne pieniądze. Wcześniej zwróciliśmy się do kierownictwa Kancelarii Prezydenta, aby rozwiązali problem tak, byśmy nie musieli publikować artykułu. Niestety ich reakcja pokazała, iż musimy to upublicznić. Czekaliśmy, aż skończy się styczniowe spotkanie w Rammstein, Amerykanie i Europejczycy ogłosili tam, iż czołgów nie dadzą. Nie mieliśmy więc nic do stracenia i następnego dnia opublikowaliśmy wyniki śledztwa - wyjaśnił."Oto moja odpowiedź dla wszystkich, którzy głoszą, iż o korupcji trzeba milczeć"Ministerstwo Obrony Narodowej od razu oskarżyło go o osłabianie zdolności obronnych państwa. - To jak w Rosji, gdzie po opublikowaniu informacji o korupcji pierwszych osób w państwie, to sygnalista zostaje uwięziony, dotknięty lub zabity. Nie tyle bałem się pójścia do więzienia, obawiałem się tego, iż to uderzy w zachodnie wsparcie dla nas. Jednak dosłownie trzy dni później, jak rozumiem, po angielsku, naszemu ministrowi obrony, wyjaśniono, iż zachowuje się jak kretyn. W efekcie wycofał oskarżenia i publicznie ogłosił, iż nie ma żadnych pretensji do dziennikarzy. Stało się też coś, co wedle mojej pamięci nigdy wcześniej się nie zdarzyło - Zełenski w swoim wieczornym wystąpieniu podziękował dziennikarzom za śledztwo. Coś takiego nigdy wcześniej się nie zdarzyło, zawsze chronił skorumpowanych - podkreślił Nikolov.Tymczasem - jak wspominał gość TOK FM - "dzień czy dwa później, rozpoczęły się aresztowania w ministerstwie obrony i dymisje pozostałych gubernatorów". - W końcu zwolnili szefa dniepropietrowskiej administracji, tego, który dał swojej dziewczynie kontrakt. Zwolnili choćby pracownika biura prezydenta. Po raz pierwszy po tym, jak pojawiła się opowieść o korupcji, to w końcu towarzyszyła jej też opowieść o walce z korupcją. Jak się okazało, tego właśnie oczekiwał od nas Zachód. Unia Europejska i Ameryka prosili wcześniej, by pokazać walkę z korupcją, ale Ukraińcy odpowiadali, iż u nas nie ma skorumpowanych ludzi, wszyscy wyjechali. I w końcu po raz pierwszy tę walkę pokazali. Dobę później Bloomberg napisał, iż rzecznik prasowy Departamentu Stanu podziękował dziennikarzom badającym korupcję w Ukrainie, a zwłaszcza w armii. Byłem trochę w szoku. Jestem zwykłym dziennikarzem. Napisałem artykuł, w którym pokazałem po prostu: oto cena ziemniaków w kontrakcie MON, a tu zdjęcie ceny w sklepie. Trzy razy tańsze. Tak jak jajka - mówił. Nikolov podkreślił także dalszy bieg wypadków: - Kilka godzin później, na antenie pojawił się Joe Biden i zwracając się do Zełenskiego, powiedział, iż docenia walkę z korupcją i przekazuje czołgi Abrams. Kolejną godzinę później Scholz ogłosił to samo. Oto moja odpowiedź dla wszystkich, którzy głoszą, iż o korupcji trzeba milczeć. Nie wolno milczeć - zaznaczył.


Czytaj także:
W Ukrainie role się odwróciły. "Miejsce przy stole z twardymi kartami zajął Putin""Jest ryzyko, iż duże defraudacje będą podczas odbudowy kraju po wojnie"Współzałożycielem portalu śledczego Nashi Groshi wyraził także obawę, iż jeżeli Ukraina nie zwalczy problemu korupcji, to Zachód nie będzie chciał jej pomagać. - Doskonale rozumiemy, iż jest ryzyko, iż duże defraudacje i kradzieże będą miały miejsce podczas odbudowy kraju po wojnie. Za pieniądze, które przyjdą z Zachodu. Wiemy już też bardzo istotną rzecz, w defraudacjach pomaga coś takiego jak szacunkowy kosztorys, który nie jest publiczny. Tam zapisuje się, jaka jest cena za cegły czy beton. Żeby ukraść na budowie, wystarczy zapisać podwojoną cenę. Dlatego tak ważna jest ustawa o jawności kosztorysów - mówił w rozmowie z Agnieszką Lichnerowicz.Nikolov podkreślił, iż "to jest przyzwyczajenie". - Nie tak łatwo przestać. Jak z alkoholikiem: idzie w końcu na leczenie, mija jakiś czas, jest lepiej, przestaje brać pigułki i dalej jest uzależniony. Oni są po prostu bardzo, bardzo przyzwyczajeni do korupcji. Ale w Ukrainie jest pełno innych ludzi, którzy tego nie chcą. Ale ludzie z tym przyzwyczajeniem cały czas dominują w rządzie. Mają pieniądze na przekupywanie wyborców, wpływy w telewizji, to zamknięty krąg - relacjonował. Zauważył jednak, iż wojna to kryzys, który daje jednak szansę na przełamanie tego kręgu. - Wielu Ukraińców wyjechało do Europy, gdzie poziom korupcji jest mniejszy. Miliony Ukraińców widzą, iż można funkcjonować inaczej. Po drugie, jest presja Zachodu, który daje nam pieniądze - mówił.Opowiadał też, iż problem też jest istotny dla żołnierzy na froncie. - Mój brat walczy teraz w pobliżu Awdijewki, mój siostrzeniec jest na linii do Kupiańska, to same najgorsze miejsca. I pytają mnie sfrustrowani o korupcję. Odpowiadam im: Chłopaki wy tam walczycie, a ja tutaj. Albo zmienimy kraj, albo przegramy. jeżeli ja przegram, będziemy zmieniać się w kierunku Rosji, jeżeli wy przegracie - czeka nas okupacja. I jedno i drugie oznacza, iż mnie aresztują. Dlatego walczę o życie - powiedział.


- Naprawdę się zmieniamy, dlatego jestem dobrej myśli. W końcu posuwamy kraj w lepszym kierunku. Ale to wszystko może się skończyć, nie daj Boże, jeżeli wygramy wojnę, a nie zdołamy skończyć tych zmian. Bardzo się boję, iż po wojnie Zachód odpuści i uzna, iż w Ukrainie przecież zawsze kradli - podsumował Nikolov.Czytaj także:
Kto zapłaci, kto zarobi. Jak odbudować kraj po wojnie? [ROZUMIEĆ UKRAINĘ]
Idź do oryginalnego materiału