Wewnętrzny krytyk jest obecny w życiu każdego z nas. Możemy określić go jako „wewnętrzny głos”, nasz głos, który zdaje się być cały czas przeciwko nam, jakby grał w przeciwnej drużynie. Nie możemy się go pozbyć, to w końcu integralna część nas samych. Na każdym kroku wytyka nasze błędy, komentuje i ocenia każdą czynność, wyśmiewa oraz powstrzymuje przed działaniem. W zależności od sytuacji może pojawiać się jako subtelny, cichy szept lub przeraźliwy krzyk rozbrzmiewający w naszych głowach.
Wewnętrzny krytyk zdaje się stale próbować nas zniechęcić, wywołując przy tym poczucie winy, bezwartościowości. Jedni z nas dopuszczają do siebie ten głos w mniejszym, inni w większym stopniu. Diametralnie wpływa to na codzienne funkcjonowanie.
Czy jednak wewnętrzny krytyk jest naszym wrogiem? To w końcu część nas. Jak powinniśmy rozumieć jego postępowanie?
Wewnętrzny krytyk jest integralną częścią naszej osobowości, towarzyszy nam od lat, wie, jak reagujemy na przykre sytuacje, wie, jak znosimy ich ciężar. Przeżywał on wszystkie emocje towarzyszące nam w czasie samotności, strachu, żałoby. Każdy jego przytyk, znak, komunikat tak naprawdę nie ma na celu podkopania naszego poczucia własnej wartości. Na swój własny, zwykle dziwny i pokręcony sposób, stara się ochronić nas przed ponownym zranieniem, ponieważ wie, jak trudne jest ono do przeżycia. Im mniej robisz, tym mniejsze ryzyko podejmujesz, a więc nie kusisz popełnienia błędów, rozczarowania lub porażki. To właśnie jest głównym celem wewnętrznego krytyka. W końcu to brak prób wychodzenia ze swojej strefy komfortu, tego, co znane i przyjazne, gwarantuje bezpieczeństwo.
Wewnętrzny krytyk nie jest wrogiem, chce dla nas jak najlepiej.
Może ciężko w to uwierzyć, ale nie chce on nas ranić, nie jest to jego zamiarem. Krytykowanie i dołowanie nas ma na celu zminimalizować potencjalne cierpienie, które nas czeka. Jego metody są bolesne i niewłaściwe, ale mimo tego możemy nazwać go sprzymierzeńcem.