W Polsce ma nie być aborcji. Braun z kolegami po Oleśnicy idą jak po swoje

wiadomosci.gazeta.pl 3 tygodni temu
22 kwietnia w Oleśnicy mężczyzna zadzwonił do szpitala, twierdząc, iż na jego terenie jest bomba. Dr Gizela Jagielska - lekarka, która ma czelność robić aborcje zgodnie z polskim prawem - dostaje groźby śmierci. To nie jest pospolite ruszenie wzburzonego ludu. To jest efekt skutecznej kampanii rozkręconej przez skrajną prawicę - pisze Marta Nowak z Gazeta.pl, współautorka podcastu "Co to będzie".
Przypomnijmy fakty. Dr Gizela Jagielska, pracująca w szpitalu w Oleśnicy, w 2024 r. przerwała ciążę pani Anity, która nosiła płód z ciężką postacią wrodzonej łamliwości kości. Przedtem pani Anita i jej mąż całymi miesiącami tułali się od lekarza do lekarza i od szpitala do szpitala, bezskutecznie próbując się dowiedzieć, co może czekać ich synka po urodzeniu. Nie informowano ich rzetelnie o stanie płodu, mamiono nadzieją. To, jak poważna jest wada, pani Anita uświadomiła sobie dopiero dzięki studentom, którzy przyszli z profesorem oglądać jej USG i żywo komentowali, co tam widzą ("Patrz, jakie ma nogi wygięte!" "Ile złamań!"). W końcu pacjentkę wbrew jej woli zamknięto w izolatce w szpitalu psychiatrycznym (choć w wywiadzie negowała myśli samobójcze). Dr Jagielska była pierwszą lekarką, która rzeczywiście jej pomogła. Postąpiła przy tym zgodnie z polskim prawem i aktualną wiedzą medyczną. Ale przecież to wszystko nie ma znaczenia, znaczenie ma tylko hasło "aborcja w 9. miesiącu ciąży".


REKLAMA


Zobacz wideo "Zmieniam głos z Mentzena na Zandberga" | Co to będzie w Belwederze


W marcu w "Gazecie Wyborczej" ukazał się tekst Pauliny Nodzyńskiej o tej przerażającej historii. Miesiąc później do Oleśnicy wyruszył na białym koniu europoseł Grzegorz Braun (który już nie jest w Konfederacji, ale był jeszcze kilka tygodni temu, zanim sąd partyjny wyrzucił go za samowolny start w wyborach prezydenckich). Braun wraz ze swoją świtą - m.in. posłem Romanem Fritzem - postanowił omodlić szpital, nie dopuścić dr Jagielskiej do pacjentek i dokonać "obywatelskiego zatrzymania" lekarki. (Gdyby ktoś się zastanawiał, czy faktycznie właśnie na tym polega ujęcie obywatelskie, to nie, nie na tym - odsyłam do posta dr. Kamila Stępniaka, eksperta od prawa konstytucyjnego). Na miejsce przybyli policjanci, aby stać, patrzeć na Brauna i nic konkretnego nie robić. Bezkarność antyaborcjonistów i indolencja służb w środku kampanii wyborczej jeszcze dodała rozgłosu szpitalowi w Oleśnicy. Ale nagonkę na dr Gizelę Jagielską organizuje dziś na prawicy bynajmniej nie tylko Braun.
Przykłady? Proszę bardzo:


Krzysztof Bosak, wicemarszałek Sejmu i lider Konfederacji, obwieścił, iż zabieg, który przeprowadziła dr Jagielska (znaczy, przepraszam, nie zabieg, w ustach Bosaka jest to "zabicie dziewięciomiesięcznego dziecka") to "straszna zbrodnia, a nie świadczenie zdrowotne";
Konrad Berkowicz, poseł Konfederacji, nazwał aborcję "celowym zabójstwem dziecka", o dr Jagielskiej mówił, iż "odebrała życie świadomie, z premedytacją", a w Oleśnicy "doszło do zbrodni";
Iwona Arent, posłanka PiS: "dziewięciomiesięczne dziecko, gotowe do życia poza łonem matki, zostało uśmiercone zastrzykiem z chlorku potasu";
Rafał Mekler, lubelski lokalny lider Konfederacji, ogłosił, iż dr Jagielska "zabiła dziecko igłą z trucizną";
Łukasz Patulski, prawicowy influencer, nazwał dr Jagielską "morderczynią", która "według prawa Bożego zasłużyła na śmierć z rąk ludzi za przelanie niewinnej krwi ludzkiej". A także podał adres dr Jagielskiej, gdyby jacyś ludzie go w jakimś celu potrzebowali.


Jest taki termin "terroryzm stochastyczny". (Pisałam już kiedyś o tym w kontekście tego, jak Donald Trump szczuje na swoich politycznych przeciwników). Chodzi w nim o nakłanianie do przemocy, ale takie, w którym odpowiedzialność się rozmywa. Zamiast sączyć namowy do ucha jednej konkretnej osoby, puszcza się w eter określone komunikaty. Mówi się - np. w mediach czy mediach społecznościowych - iż pani X jest złym człowiekiem, iż popełnia straszne czyny, iż zasługuje na karę. Nie sposób przewidzieć, w kim - i kiedy - takie opowieści zarezonują na tyle, iż weźmie broń palną czy butelkę z kwasem i pójdzie "wymierzyć sprawiedliwość". A wtedy ci, którzy prowadzili nagonkę, umyją ręce. Oni przecież tylko wyrażali swoje zdanie.
Hasło "terroryzm" już zresztą w tej sprawie padło. Po modlitewnym szturmie skrajnej prawicy ministerka ds. równości Katarzyna Kotula w programie "Jeden na jeden" w TVN24 nazwała zachowanie Grzegorza Brauna terroryzmem i ekstremizmem.


Nie ma zgody na to, żeby wtargnąć do szpitala i go okupować. To są działania terrorystyczne wobec pacjentek, lekarzy, dyrektorów szpitala


- mówiła Kotula. Po wtorkowym alarmie bombowym zgodził się z nią Jerzy Dziewulski, policjant, eks-poseł, były doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak napisał na Twitterze:


Alarm bombowy w szpitalu w Oleśnicy. Tak rodzi się terroryzm. Ocena Ministry Kotuli prawidłowa, bowiem terroryzm to: taktyka, przy pomocy której groźbą, przemocą, dąży się do osiągnięcia celu. Inaczej to: PERMANENTNA PRZEMOC lub PRZEMOC SYSTEMATYCZNA. TERAZ POLICJA WIE, CO ROBIĆ.


Jak na razie w sprawie gróźb wobec dr Jagielskiej policja zatrzymała cztery osoby.
Od Stanów do lekarza polskiego
Skrajna prawica w Polsce nie jest szczególnie oryginalna. Jak nie wie, gdzie patrzeć, to patrzy na USA - i stamtąd przeszczepia do nas, co popadnie. A w Stanach Zjednoczonych antyaborcyjna przemoc (oficjalnie uznawana zresztą właśnie za akty terrorystyczne) ma długą historię. Amerykańscy antyaborcjoniści podpalają kliniki specjalizujące się w przerywaniu ciąży. Podkładają pod nie bomby (albo - a jakże - dzwonią, iż jest bomba, której nie ma). Wchodzą do klinik z bronią palną i strzelają dookoła. Mordują, ranią, porywają lekarzy. Od lat 70. antyaborcyjni terroryści w samych Stanach zabili 11 osób: członków i członkinie personelu medycznego, ale też np. dwie recepcjonistki. O takich drobiazgach jak niszczenie sprzętu czy wystawanie pod klinikami z pokrwawionymi płodami na plakatach nie warto choćby wspominać. Cel jest prosty: kobiety mają się bać chodzić do klinik, załoga ma się bać w nich pracować.
Akcja po aborcji w Oleśnicy ma ten sam prosty cel. Niezależnie, o którym jej przejawie mówimy - czy o szczuciu w internecie, czy o fizycznym wtargnięciu na oddział Fritza i Brauna - chodzi o to samo co w USA. Skrajna prawica chce zastraszyć osobę, która ośmiela się wykonywać zawód lekarza zgodnie z prawem, aktualną wiedzą medyczną i zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia. (To oczywiście nie jest argument dla Grzegorza Brauna, który wiedzę medyczną ma w poważaniu, jest zapiekłym antyszczepionkowcem, a w tym miesiącu oświadczył w telewizyjnej debacie: "WHO do kosza, a Główny Inspektor Sanitarny do piekła"). Prawo dopuszcza aborcję ze względu na zagrożenie zdrowia kobiety na każdym etapie ciąży? No to sterroryzujmy lekarzy tak, żeby to zaczęło być już zupełnie martwe prawo.
Piszę "zupełnie", bo większość polskich ginekologów i położników już dziś jest wyjątkowo niechętna przerywaniu ciąży zgodnemu z ustawą. A przecież ze strony wymiaru sprawiedliwości nie mają się czego bać. Przez ponad 30 lat funkcjonowania ustawy antyaborcyjnej, niezależnie od tego, kto był u władzy, żaden polski lekarz nie został skazany za przerwanie ciąży zgodnie z jej zapisami. Teraz, za ministra Adama Bodnara i ministerki Izabeli Leszczyny, prokuratura też nie zaczęła dyszeć żądzą ścigania lekarzy za aborcję. Szpitale mogą spotkać sankcje raczej w przypadku jej nieuzasadnionej odmowy.


Ale ten stan rzeczy wielu lekarzy w ogóle nie cieszy. Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników w kwietniu posłało list do ministerki Leszczyny, dopytując, czy aby na pewno wolno im robić aborcje ze względu na zagrożenie zdrowia i życia kobiety, jeżeli płód mógłby przeżyć poza macicą. Kto wie, może ministerstwo byłoby tak miłe i orzekło, iż jednak nie wolno? Prezes Towarzystwa, prof. Piotr Sieroszewski - ten sam, w którego klinice pani Anicie zaoferowano, iż jej ciążę można zakończyć, ale przez cesarskie cięcie - wydał w jej sprawie osobne oświadczenie. Jak przystało na profesora medycyny, Sieroszewski wymiennie używa w nim pojęć "dziecko" i "płód", a aborcję nazywa "zabiciem dziecka zdolnego do życia". Doprawdy, z takimi sojusznikami kobietom w ciąży nie trzeba wrogów.
Skrajnej prawicy w to graj. Dramatyczna historia pani Anity i jej rodziny służy dzisiaj antyaborcjonistom do tego, żeby wywołać w naszym kraju nową histerię wokół przerywania ciąży. A dzięki temu, na fali społecznego wzburzenia, usunąć lub przynajmniej okroić jedną z dwóch przesłanek aborcyjnych, które nam jeszcze w polskim prawie zostały. Antyaborcjoniści o zaświadczeniach od psychiatrów, iż ich ciąża zagraża zdrowiu pacjentki, piszą "kwity na aborcję". Ordo Iuris szykuje do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie konstytucyjności wytycznych Ministerstwa Zdrowia. Konkretnie chodzi o to, iż wytyczne uznają zagrożenie zdrowia psychicznego za zagrożenie zdrowia, a więc możliwy powód aborcji. (Ordo Iuris nie może nic samo skierować do TK, ale znajdą się pewnie posłowie chętni podpisać ich wniosek). Po zmianie władzy - przez sprzeciw Trzeciej Drogi i demonstracyjną bezradność premiera - jakoś nie udało się ułatwić Polkom przerywania ciąży. Skrajna prawica nie traci wiary, iż uda się je utrudnić.
Idź do oryginalnego materiału