30 marca senatorowie odrzucili projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta – mówiono wtedy między innymi o niekonstytucyjności przepisów. O dalszych losach dokumentu zdecydują posłowie w Sejmie w trakcie posiedzenia zaplanowanego na 12, 13 i 14 kwietnia.
Jak ustawę ocenia prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski i jakie są plany samorządu co do nowych regulacji?
– Zacznijmy od tego, iż my tę ustawę nazywamy inaczej, to jest „konfident 2.0” albo „ustawa o bylejakości i niebezpieczeństwie leczenia”. o ile można mówić o porażce, to całego środowiska lekarskiego, ale też pacjentów. Uchwalenie tych przepisów w systemie kilka zmieni – mówi prezes Jankowski w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, dodając, iż „jeszcze jest czas, by posłowie przychylili się do stanowiska Senatu, który odrzucił tę szkodliwą ustawę”.
– Będziemy też apelowali do prezydenta, by ją zawetował. W tej ustawie dużo się mówi o karaniu lekarzy, akredytacji i o podmiotach leczniczych. O bezpieczeństwie i pacjentach nie mówi się prawie nic. Stąd dziwią mnie zapewnienia decydentów, iż ta ustawa to nowe otwarcie – mówi prezes Jankowski.
– Jesteśmy przygotowani na długotrwałą walkę o dobro i bezpieczeństwo pacjenta – podkreśla.
– Rozpoczęliśmy kampanię poprzez emisję spotu „Ratowanie życia to nie przestępstwo”. choćby o ile ustawa zacznie obowiązywać w tym kształcie, nie będziemy składać broni. Będziemy wnosić o jej nowelizację. Już na początku swojej kadencji mówiłem, iż samorząd lekarski czeka kilka lat pracy, również nad mentalnością pacjentów i decydentów. Trudno je zmienić w kilka miesięcy – wyjaśnia Łukasz Jankowski.
„Rzeczpospolita” zwraca uwagę, iż „kontrowersje wśród lekarzy wzbudza art. 62 ustawy, dający możliwość nadzwyczajnego złagodzenia kary przez sąd, pod warunkiem iż sprawca sam zgłosi zdarzenie niepożądane”. – Ministerstwo Zdrowia uważa, iż złagodzenie odpowiedzialności karnej za nieumyślne uszkodzenie ciała, rozstrój zdrowia lub narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia to ukłon w stronę personelu medycznego – informuje prezes samorządu lekarskiego, pytając, dlaczego to rozwiązanie nie odpowiada lekarzom.
– Ten przepis zaprojektowano tak, jakby lekarze byli dłużnikami alimentacyjnymi czy przestępcami, którzy – jeżeli wykażą skruchę czy żal – będą mogli liczyć na złagodzenie kary. W medycynie to tak nie działa. Czasem zdarzenie niepożądane ma miejsce i nie jest zawinione przez lekarza. Zdarza się, iż choćby nie zdajemy sobie sprawy, iż doszło do powikłania. Dowiadujemy się o tym po kilku latach od prokuratury lub sądu. Myślę, iż zabrakło w ministerstwie spojrzenia na realia pracy lekarza – na to, iż jest to praca wysokiego ryzyka zdarzeń niepożądanych. Każdy organizm jest inny. Każda interwencja jest obarczona ryzykiem. Przecież choćby jak otworzymy ulotkę często stosowanych leków, wymienionych jest wiele działań niepożądanych, które mogą się zdarzyć. Nie będzie to niczyją winą. W medycynie muszą panować inne standardy niż np. przy przestępstwach skarbowych, gdzie wina jest oczywista. Mamy wrażenie, iż nie dotarliśmy z tym przekazem do ministerstwa i iż bazuje ono na przekonaniu, iż niewinnych lekarzy można ciągać po sądach i prokuraturach, a dopiero po latach uniewinniać. Na 15 tys. spraw w prokuraturze przez ostatnie lata jedynie kilku lekarzy zostało skazanych w procesie karnym. Cała reszta to zupełnie niepotrzebne angażowanie prokuratorów, sędziów, pełnomocników i lekarzy. Pacjenci nic na tym nie zyskali – nie otrzymali dzięki tym sprawom rekompensaty – mówi Jankowski.
– Wiedząc, iż mogą narazić się na odpowiedzialność karną z racji samego zgłoszenia, lekarze nie będą zgłaszać zdarzeń niepożądanych. Maksymalne złagodzenie kary nie zwiększy bezpieczeństwa. Artykuł 62 w tym kształcie jest też niezgodny z dyrektywą Unii Europejskiej. Wymaga ona anonimowości zgłoszenia zdarzeń niepożądanych i bezpieczeństwa dla osoby zgłaszającej – podsumowuje Jankowski w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.