Komentarz Krzysztofa Bukiela, byłego przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
14 lutego minister zdrowia Izabela Leszczyna w jednej z audycji radiowych stwierdziła, iż „podpisze trzy średnie krajowe choćby dzisiaj, jeżeli lekarze będą pracować na umowie o pracę”. Odniosła się w ten sposób do postulatu lekarzy, aby tzw. współczynnik pracy, zawarty w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych wynosił – dla lekarzy specjalistów – 3, zamiast obecnego 1,45. Jak zatem widać, deklaracja pani minister byłaby wręcz rewolucyjna i rewelacyjna zarazem. Byłaby, gdyby była wiarygodna.
Obawiam się jednak, iż tak nie jest, a owa deklaracja ma charakter wyłącznie propagandowy. Jej zaś jedynym celem jest przedstawienie rządu (i pani minister) w pozytywnym świetle, a lekarzy – w negatywnym. Przekaz ten jest skierowany do szerokich „mas” potencjalnych wyborców, którzy – co oczywiste – kilka orientują się w sprawach dotyczących ochrony zdrowia. Na pewno zatem uwierzą pani minister, iż dobry rząd jest gotów podnieść place lekarskie do kwoty trzech średnich krajowych, ale lekarze tego nie chcą, bo wolą pracować na kontraktach, żeby zarabiać więcej.
Dla osób orientujących się w temacie jest oczywiste, iż warunek zawarty w deklaracji pani minister, który rzekomo uniemożliwia jej realizację swojej obietnicy, jest zupełnie nieuzasadniony. Zgodnie bowiem z prawem pracy owe trzy średnie krajowe mogą otrzymać wyłącznie lekarze zatrudnieni na podstawie umowy o pracę. o ile pozostaną na kontrakcie – trzech średnich krajowych nie dostaną. Pani minister może zatem śmiało, „podpisać trzy średnie krajowe choćby dzisiaj” – jak obiecuje, a przywołany przez nią warunek zostanie spełniony ex lege. Skoro jednak tego nie robi, to znaczy, iż po prostu nie chce i nigdy takiego zamiaru nie miała.
Zapewne też nie wie, iż w tym swoim zachowaniu jest bliźniaczo podobna do prezesa konkurencyjnej partii, Jarosława Kaczyńskiego. Jakiś czas temu, 23 lipca 2022 roku, na spotkaniu z mieszkańcami Konina, mówiąc o ochronie zdrowia i nakładach na nią, zadeklarował: „Lekarz może zarabiać naprawdę bardzo dużo. Ja nie mam nic przeciwko temu. Jak to jest naprawdę wybitny lekarz, to niech zarabia 60, czy choćby 80 tys. zł miesięcznie, ale pod jednym warunkiem: iż pracuje tylko w tym jednym miejscu, a nie, iż jest ciężko zmęczony, bo zaraz leci dorabiać więcej”. Pan prezes Kaczyński, jako szef partii mającej wówczas większość w Sejmie, mógł zrealizować swoją zapowiedź natychmiast, wprowadzając we wspomnianej wcześniej ustawie „o płacach minimalnych w ochronie zdrowia” współczynnik pracy dla lekarzy specjalistów, którzy będą pracować „na wyłączność” w danym szpitalu nie 1,45 jak dla pozostałych lekarzy, ale 10 (60 tys. to była wówczas dziesięciokrotność średniej krajowej). OZZL, którego byłem wówczas przewodniczącym, zwrócił się do prezesa Kaczyńskiego z takim wnioskiem. Jednak pozostał on bez odpowiedzi.
Jak odpowie minister zdrowia Izabela Leszczyna, gdy przedstawiciele Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy wezwą ją do natychmiastowej realizacji swojej obietnicy?