Tragiczny finał wakacji w Turcji. Apel dzieci Polki nabrał rozgłosu

polsatnews.pl 19 godzin temu

Jest zwrot w tragicznej historii Marty Dubiel. 40-latka pierwszy raz w życiu wyjechała na wakacje, niestety w drugim dniu pobytu została potrącona na pasch. W stanie krytycznym trafiła do szpitala, jest w śpiączce. Koszty leczenia i transport do Polski oszacowano na kilkaset tysięcy zł. Dzieci pani Marty zaapelowały o pomoc. Po emisji materiału "Interwencji", sprawy potoczyły się błyskawicznie.

40-letnia Marta Dubiel nie miała łatwego życia. Sama wychowywała troje dzieci. Sześć lat temu poznała pana Tomasza. Wszyscy zamieszkali w małej miejscowości Brzezie, w województwie wielkopolskim. 20 września pani Marta z partnerem pierwszy raz w życiu poleciała na wakacje. Wybrali Turcję.

- To nasze wspólne pierwsze wakacje i w ogóle w jej życiu. Pół roku odkładaliśmy na ten wyjazd - wspominał w reportażu "Interwencji" pan Tomasz, partner pani Marty.

- W piątek przed południem przylecieli, koło południa mama mi nagrywała jeszcze hotel. Następnego dnia, właśnie w sobotę, wysyłała mi jak opalała się na leżaku z widokiem na basen - relacjonował najstarszy syn, 18-letni Mateusz.

ZOBACZ: "Interwencja". Tragedia podczas wakacji w Turcji. Dzieci Polki proszą o pomoc

To był drugi dzień wymarzonych wakacji. Po obiedzie pani Marta z panem Tomaszem zwiedzali okolicę. To, co stało się godzinę później, na zawsze zmieniło życie całej rodziny.

- Marta przechodziła przez przejście dla pieszych, na zielonym świetle po prostu i nie wiem dlaczego, ale auto w nią uderzyło. Pobiegłem do niej żeby udzielić jakieś pomocy, bo widziałem, iż leżała na asfalcie nieprzytomna. Kierowca był obywatelem Turcji. Zatrzymał się, ale nie pomógł. Ja choćby nie wiem w tym szoku, w tym wszystkim, kto to był dokładnie. Ale nie pomógł - opowiadał pan Tomasz.

Tragedia podczas wakacji w Turcji. Dzieci Polki poprosiły o pomoc

W stanie krytycznym pani Marta trafiła do tureckiego szpitala. Tam natychmiast została poddana operacji. Przeżyła, ale jest w śpiączce.

- Marta jest pod respiratorem, ma obrzęk mózgu. Doszło przede wszystkim do uszkodzenia głowy, twarzoczaszki. Mówimy o złamaniach kości klinowej, skroniowej, oczodołów, nosa. To jest bardzo poważny uraz - relacjonowała Oliwia Giermaziak, przyjaciółka pani Marty.

Pani Marta musiała pozostać w tureckim szpitalu sama. Rodzina dostawała informacje o jej stanie zdrowia co 4-5 dni.

Dramatyczne wezwanie dzieci. "Chcielibyśmy, żeby mama już tutaj była"

- Kontakt jest okropny, bo tak naprawdę teraz został nam tylko konsulat. Działa to na zasadzie takiej, iż piszemy maila, konsulat wysyła maila do szpitala, a szpital odsyła opis pacjenta do konsulatu. Konsulat to tłumaczy i dopiero my dostajemy wiadomość - opowiadała Oliwia Giermaziak.

Marzeniem całej rodziny był jak najszybsze sprowadzenie pani Marty do szpitala w Polsce. Oliwia Giermaziak chciała zorganizować specjalistyczny samolot do transportu medycznego. Nie udało się, bo koszt wynajęcia samolotu jest ogromny. To kilkadziesiąt tysięcy euro.

ZOBACZ: "Interwencja": Wini lekarza za śmierć córki. Szpital złożył zawiadomienie na matkę

- Mamy ofertę, mamy samolot załatwiony, tylko nie mamy na to pieniędzy. Cały czas działa zbiórka. Koszt transportu to 33 tys. euro. Brakuje nam niecałe 80 tys. zł - mówiła pani Oliwia.

- Chcielibyśmy, żeby już tutaj była, żebyśmy mogli porozmawiać z nią, złapać za rękę, przytulić, żeby chociaż podświadomie nas słyszała. Bo uważam, iż mama nas będzie słyszeć i na pewno nas wyczuje gdzieś tam w środku i na pewno, by to dużo pomogło jeżeli chodzi o zdrowie - podkreślał Mateusz.

- Zrobię wszystko żeby Marta tutaj była, ale sama nie dam rady. Z całego serca proszę widzów o pomoc, żeby jak najszybciej można było tu sprowadzić Martę, żeby te dzieci mogły jechać do szpitala do Marty, potrzymać za rękę, być przy niej - apelowała pani Oliwia.

Apel o pomoc poruszył wielu. Błyskawiczna reakcja widzów

Na dramatyczne wołanie o pomoc rodziny odpowiedziało wielu widzów "Interwencji" Polsatu.

- Byłem w szoku. Kiedy miał emisję materiał "Interwencji", co kilka sekund wpływały nowe kwoty od anonimowych ludzi. Dwa dni później zebrała się kolosalna suma. Oczywiście kolosalna dla mnie, ale pewnie patrząc na leczenie i potrzebne rzeczy, to dalej kilka - mówi 18-letni Mateusz.

ZOBACZ: Nie chcą wracać do domów. Wiedzą, iż wielka woda powróci

Zebrana kwota pozwoliła na sprowadzenie matki do Polski. Jest pod opieką polskich lekarzy w szpitalu. W środę, po raz pierwszy od tragicznego wypadku, dzieci mogły ją zobaczyć na własne oczy.

- Jak weszliśmy do sali, to zapytaliśmy z Oliwią, czy na pewno tutaj leży mama. Z daleka w ogóle nie mogliśmy jej poznać. Lekarz powiedział, iż była bardzo zaniedbana przez szpital w Turcji. Ma odleżyny. Dodatkowo była bardzo zaniedbana pod względem higieny - tłumaczy Mateusz.

Polscy lekarze planują szereg operacji. M.in. twarzy i ręki, a dzieci żyją nadzieją, iż pani Marta gwałtownie się wybudzi.

- Widziałem jakieś ruchy ręką czy właśnie oczami i pytałem się lekarza, czy to dobry znak, czy mamy się cieszyć. Powiedział, iż wręcz przeciwnie, iż to wygląda jakby chciała się obudzić, a nie mogła - opowiada Mateusz.

Reportaż "Interwencji" o pani Marcie dostępny jest TUTAJ.

WIDEO: Poseł PiS o Donaldzie Tusku. Użył cytatu z kultowego filmu
Idź do oryginalnego materiału