To wojna. Relacja z próby generalnej [FELIETON MARTENKI]

angora24.pl 2 godzin temu

Pojawiło się w nich coś, czego nie było – jak pamiętam – w powodziowych relacjach w 1997 roku. Pojawiła się smuga irracjonalnego przerażenia narzucającego podmianę pojęć. Rakiety zamiast wody, bomby zamiast przeciekających wałów, czołgi w miejsce pękających zapór, fizyczna degradacja ludzi w miejsce psychicznej masakry, jakiej doświadczyli ci, przez których życie i domy przewaliła się fala powodziowa. I zabrała im wszystko. Tu podmieniać pojęć nie trzeba. Rozpacz, jaką oglądaliśmy – i oglądamy przez cały czas – na twarzach poszkodowanych przez żywioł jest identyczna jak tych, którym wszystko odebrała wojna.

Obrazy powodzi wzmacniał język relacji, który też był językiem opisu wojny: atak, rozwinięte linie obrony, front, ewakuacja, „bronimy miasta”, „przegraliśmy!”, osiągnięte przyczółki, masywne straty… Jak na wojnie pojawiały się nazwy miejsc odciętych od świata, którym pomóc w danej chwili nie można było. Miejsca skazane na zniszczenie. Rosło poczucie zagrożenia, ogarniało ludzi poczucie bezsiły, a potęga żywiołu zdawała się nie do ogarnięcia.

Idź do oryginalnego materiału