Dwa razy w roku miliony Polaków wykonują ten sam rytuał – przestawiają wskazówki zegarków o godzinę do przodu lub do tyłu. Tradycja, która towarzyszy nam od dziesięcioleci, może jednak niebawem przejść do historii. Choć ambitne plany Unii Europejskiej zakładające zniesienie sezonowych zmian czasu w 2021 roku zostały odłożone na półkę z powodu pandemii i wojny w Ukrainie, nowe informacje wskazują, iż Polska może ostatecznie pożegnać się z tym zwyczajem już w 2026 roku. Kontrowersyjna praktyka, która budzi coraz więcej wątpliwości zarówno wśród ekspertów, jak i zwykłych obywateli, wkracza w decydującą fazę debaty publicznej.

Fot. Warszawa w Pigułce
Historia zmiany czasu sięga początku XX wieku, gdy pomysł ten zaczął zyskiwać popularność jako sposób na oszczędzanie energii w czasach kryzysu. Pierwsze eksperymenty z przestawianiem zegarków przeprowadzono podczas I wojny światowej w Niemczech, a następnie praktykę tę przejęły inne kraje europejskie. Idea była prosta – wydłużenie naturalnego światła w godzinach aktywności ludzkiej miało zmniejszyć zużycie energii elektrycznej na oświetlenie i ogrzewanie. W czasie letnim, przesuwając wskazówki o godzinę do przodu, społeczeństwo mogło korzystać z dłuższego dnia, a tym samym ograniczać konieczność sztucznego oświetlenia wieczorami. Polska wprowadziła zmiany czasu w okresie międzywojennym, a praktyka ta, z pewnymi przerwami, utrzymuje się do dziś.
W miarę upływu lat pojawiało się jednak coraz więcej wątpliwości co do rzeczywistych korzyści płynących z sezonowych zmian czasu. Badania naukowe zaczęły wskazywać na liczne negatywne konsekwencje zdrowotne związane z przestawianiem zegarków. Problemy z zaburzeniami snu, wzrost liczby zawałów serca w pierwszych dniach po zmianie czasu, obniżona koncentracja i wydajność pracy – to tylko niektóre z udokumentowanych skutków, które zaczęły budzić niepokój ekspertów z dziedziny medycyny i chronobiologii. Równocześnie, pierwotny argument dotyczący oszczędności energii tracił na znaczeniu w miarę rozwoju technologii LED, komputeryzacji biur i zmian w strukturze zużycia energii w gospodarstwach domowych.
Przełomowy moment nastąpił w marcu 2019 roku, gdy Parlament Europejski zdecydowaną większością głosów opowiedział się za zakończeniem praktyki sezonowych zmian czasu w Unii Europejskiej. Plan był ambitny – ostatnia obowiązkowa zmiana miała nastąpić w 2021 roku, po czym każde państwo członkowskie miało zdecydować, czy pozostać na stałe przy czasie letnim czy zimowym. Propozycja ta spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony obywateli UE. W przeprowadzonych wcześniej konsultacjach społecznych, w których wzięło udział bezprecedensowe 4,6 miliona osób, aż 84% respondentów opowiedziało się za zniesieniem zmian czasu. Szczególnie mocno za takim rozwiązaniem optowali mieszkańcy Niemiec i państw skandynawskich.
Los inicjatywy został jednak drastycznie zmieniony przez wydarzenia, których nikt nie mógł przewidzieć. Globalna pandemia COVID-19, która wybuchła w 2020 roku, sprawiła, iż priorytety Unii Europejskiej uległy gwałtownej zmianie. Instytucje unijne skupiły się na walce z kryzysem zdrowotnym, gospodarczym i społecznym wywołanym przez pandemię. W tych okolicznościach, plany dotyczące zniesienia zmian czasu zostały odsunięte na dalszy plan. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej w 2022 roku, gdy rosyjska inwazja na Ukrainę wywołała ogólnoeuropejski kryzys energetyczny, który postawił pod znakiem zapytania wszelkie wcześniejsze kalkulacje dotyczące zużycia energii.
W obliczu braku jednolitych regulacji unijnych, poszczególne państwa członkowskie zaczęły podejmować własne decyzje w sprawie zmian czasu. Polska zdecydowała się na pragmatyczne rozwiązanie. W marcu 2022 roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki podpisał rozporządzenie regulujące daty wprowadzenia czasu letniego i zimowego na kolejne pięć lat, co oznacza, iż w naszym kraju zmiana czasu obowiązuje przynajmniej do 2026 roku. Zgodnie z tym dokumentem, czas letni zostaje wprowadzony w ostatnią niedzielę marca, a czas zimowy wraca w ostatnią niedzielę października.
Perspektywa roku 2026 rysuje się jednak jako potencjalny punkt zwrotny. Wielu ekspertów uważa, iż po wygaśnięciu obecnych regulacji, Polska będzie musiała podjąć ostateczną decyzję – albo dostosować się do wspólnej polityki unijnej (jeśli ta zostanie w międzyczasie ustalona), albo wypracować własne rozwiązanie. Coraz częściej pojawiają się głosy, iż być może wiosenna zmiana czasu w 2026 roku będzie ostatnią w historii naszego kraju.
Co ciekawe, debata na temat tego, który czas powinien zostać przyjęty na stałe – letni czy zimowy – jest równie gorąca jak sam pomysł rezygnacji z przestawiania zegarków. Każda opcja ma swoich zwolenników i przeciwników, a argumenty obu stron mają zarówno wymiar naukowy, jak i emocjonalny. Zwolennicy czasu letniego podkreślają korzyści płynące z dłuższych, słonecznych wieczorów, które sprzyjają aktywności fizycznej, turystyce i gastronomii. Z kolei orędownicy czasu zimowego wskazują na zgodność tego rozwiązania z naturalnym cyklem dobowym człowieka oraz problemy, jakie mogłyby wyniknąć z ciemnych poranków zimowych, szczególnie dla dzieci udających się do szkół.
Badania chronobiologiczne rzucają nowe światło na tę debatę, wskazując, iż stały czas zimowy byłby korzystniejszy dla ludzkiego zdrowia, ponieważ lepiej odpowiada naszemu biologicznemu zegarowi wewnętrznemu. Organizm człowieka najlepiej funkcjonuje, gdy jego rytm dobowy jest zsynchronizowany ze światłem słonecznym. Wprowadzenie na stałe czasu letniego oznaczałoby, iż zimą słońce wschodziłoby choćby około godziny 9:00 w niektórych regionach Polski, co mogłoby prowadzić do zaburzeń snu i obniżenia wydajności w pierwszych godzinach dnia.
Z drugiej strony, argumenty ekonomiczne przemawiają raczej za czasem letnim. Dłuższe, jasne wieczory sprzyjają konsumpcji, turystyce i rekreacji na świeżym powietrzu. Branże takie jak gastronomia, hotelarstwo czy handel detaliczny mogłyby odnotować wzrost przychodów dzięki wydłużonym godzinom aktywności ich klientów. Nie bez znaczenia jest również kwestia bezpieczeństwa drogowego – więcej światła w godzinach popołudniowego szczytu komunikacyjnego mogłoby przyczynić się do zmniejszenia liczby wypadków.
Decyzja o tym, który czas przyjąć na stałe, komplikuje się dodatkowo w kontekście międzynarodowym. Gdyby różne kraje europejskie wybrały różne rozwiązania, mogłoby to prowadzić do chaosu komunikacyjnego i logistycznego, szczególnie w regionach przygranicznych. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy przekraczając granicę polsko-niemiecką, musielibyśmy przestawiać zegarki, mimo iż oba kraje leżą w tej samej strefie czasowej. Z tego powodu, Komisja Europejska zaleca skoordynowane podejście do tej kwestii, choć ostateczna decyzja należy do poszczególnych państw członkowskich.
Co jest szczególnie interesujące, to fakt, iż niektóre kraje na świecie już dawno zrezygnowały z praktyki zmian czasu. Rosja porzuciła sezonowe zmiany w 2011 roku, wybierając na stałe czas zimowy, a następnie w 2014 roku przeszła na stały czas letni. Podobnie postąpiły Białoruś i Islandia. Z kolei Japonia i Indie nigdy nie wprowadziły zmian czasu. Doświadczenia tych państw mogą stanowić cenne źródło informacji dla europejskich decydentów.
W Stanach Zjednoczonych toczy się równolegle podobna debata. W 2022 roku Senat jednogłośnie przyjął ustawę o wprowadzeniu stałego czasu letniego, jednak projekt utknął w Izbie Reprezentantów. Główną przeszkodą okazały się obawy o bezpieczeństwo dzieci idących do szkół w ciemnościach zimowych poranków. Sytuacja ta pokazuje, jak złożone i wielowymiarowe są decyzje dotyczące organizacji czasu w społeczeństwie.
Polscy eksperci z dziedziny chronobiologii, tacy jak profesor Krystyna Skwarło-Sońta z Uniwersytetu Warszawskiego, od lat apelują o rozważne podejście do kwestii zmian czasu. Jak podkreśla profesor, „nagła, dwukrotna w ciągu roku zmiana czasu o godzinę powoduje rozregulowanie zegara biologicznego, co może skutkować bezsennością, nadmierną sennością w ciągu dnia, pogorszeniem koncentracji i spadkiem wydajności pracy”. Szczególnie wrażliwe na te zmiany są osoby starsze, małe dzieci oraz pacjenci z zaburzeniami psychicznymi, dla których stabilność rytmu dobowego ma najważniejsze znaczenie dla zdrowia.
Istotnym aspektem dyskusji jest również kwestia oszczędności energii, która pierwotnie stanowiła główny argument za wprowadzeniem zmian czasu. Współczesne badania pokazują jednak, iż rzeczywiste oszczędności są znacznie mniejsze niż zakładano, a w niektórych przypadkach mogą być wręcz marginalne. W erze energooszczędnego oświetlenia LED i wszechobecnej elektroniki, profil zużycia energii w gospodarstwach domowych i przedsiębiorstwach uległ radykalnej zmianie w porównaniu z początkiem XX wieku, gdy idea zmiany czasu została opracowana.
Co więcej, niektóre badania sugerują, iż wprowadzenie czasu letniego może prowadzić do zwiększonego zużycia energii na klimatyzację w okresie letnim, szczególnie w cieplejszych regionach Europy. To pokazuje, jak skomplikowana jest kalkulacja rzeczywistych korzyści energetycznych płynących z sezonowych zmian czasu, szczególnie w obliczu postępujących zmian klimatycznych.
Polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska przeprowadziło w 2023 roku własną analizę potencjalnych oszczędności energii wynikających z sezonowej zmiany czasu. Wnioski były niejednoznaczne – w zależności od przyjętej metodologii i założeń, szacowane oszczędności wahały się od 0,5% do 1,5% rocznego zużycia energii elektrycznej na oświetlenie. W kontekście całkowitego zużycia energii elektrycznej w Polsce, te oszczędności stanowią mniej niż 0,1% rocznego bilansu energetycznego kraju.
Z perspektywy zwykłego obywatela, kwestia zmiany czasu budzi mieszane uczucia. Z jednej strony, przestawianie zegarków dwa razy w roku jest uciążliwe i może powodować krótkotrwałe zakłócenia w codziennym funkcjonowaniu. Z drugiej strony, wiele osób ceni sobie dłuższe, jasne wieczory letnie, które umożliwiają aktywność na świeżym powietrzu po pracy. Przeprowadzone w 2022 roku badanie opinii publicznej wykazało, iż 62% Polaków opowiada się za zniesieniem zmian czasu, przy czym 40% preferowałoby pozostanie przy czasie letnim, a 22% przy czasie zimowym.
Warto również wspomnieć o praktycznych aspektach potencjalnej rezygnacji z sezonowych zmian czasu. Przejście na stały czas wymagałoby dostosowania wielu systemów informatycznych, rozkładów jazdy transportu publicznego, harmonogramów pracy szkół i przedsiębiorstw. Proces ten, choć jednorazowy, mógłby wiązać się z pewnymi kosztami i wyzwaniami logistycznymi. Z drugiej strony, eliminacja konieczności dostosowywania tych systemów dwa razy w roku przyniosłaby długoterminowe oszczędności i uprościła wiele procesów.
W miarę zbliżania się roku 2026, debata na temat przyszłości zmian czasu w Polsce będzie prawdopodobnie nabierać intensywności. Decyzje podjęte w tej kwestii będą miały długofalowe konsekwencje dla zdrowia publicznego, gospodarki, bezpieczeństwa i jakości życia milionów Polaków. Niezależnie od ostatecznego rozstrzygnięcia, jedno jest pewne – tradycja przestawiania zegarków, która towarzyszyła wielu pokoleniom, może niedługo stać się jedynie historycznym wspomnieniem.
Eksperci podkreślają, iż najważniejsze znaczenie będzie miała koordynacja działań na poziomie europejskim. Polska, jako państwo członkowskie UE, utrzymujące intensywne relacje gospodarcze i społeczne z sąsiadami, nie powinna podejmować decyzji w tej kwestii w oderwaniu od szerszego kontekstu regionalnego. Dlatego też wznowienie prac nad unijną dyrektywą dotyczącą zniesienia zmian czasu może okazać się niezbędne przed rokiem 2026.
W perspektywie najbliższych miesięcy możemy spodziewać się intensyfikacji dyskusji na temat przyszłości zmian czasu zarówno w Polsce, jak i w całej Unii Europejskiej. Być może pandemia i kryzys energetyczny, które przyczyniły się do odłożenia tej kwestii, niedługo przestaną stanowić przeszkodę dla podjęcia ostatecznej decyzji. A może już niedługo przestaniemy zastanawiać się, czy zegarki trzeba przesunąć do przodu czy do tyłu, i po prostu będziemy mogli cieszyć się stabilnym, niezmiennym czasem przez cały rok.