To jedno zdanie codziennie mówiłam córce. Nie wiedziałam, iż ją rani

mamotoja.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: Zdanie, które rani fot. AdobeStock/ TO LOVE


Zaczęło się od codzienności

Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Zwykłe poranki, pośpiech, emocje. Czasem czułość, czasem zniecierpliwienie. „Weź się w garść”, „nie przesadzaj”, „inni mają gorzej” – powtarzałam te słowa, jakby miały moc gaszenia emocji, które nie mieściły się w moim dorosłym świecie.

Nie chciałam jej zranić. Chciałam ją nauczyć odporności, spokoju, radzenia sobie. A jednak, kiedy któregoś dnia powiedziała do swojej młodszej siostry:
– Przestań płakać, to nic takiego, nie bądź beksą – usłyszałam w jej głosie echo samej siebie.

I wtedy dotarło do mnie, iż to ja nauczyłam ją lekceważyć własne uczucia.

Zrozumiałam, iż powtarzam schemat

Dorastałam w domu, w którym nie mówiło się o emocjach. Łzy były słabością, a złość – niegrzecznością. Gdy coś bolało, słyszałam: „Nie przesadzaj, nic się nie stało”. I przez lata naprawdę wierzyłam, iż to prawda.

Dopiero jako dorosła kobieta, matka, zobaczyłam, jak bardzo tamte zdania we mnie zostały. Jak zamieniły się w wewnętrzny głos, który mówił: „Nie masz prawa czuć, nie przesadzaj, inni mają gorzej”.

I chociaż obiecywałam sobie, iż moje dzieci będą miały inaczej, nieświadomie powielałam to samo. Te same słowa, ten sam ton, ta sama niewidzialna granica między tym, co „wolno” czuć, a tym, co trzeba w sobie zdusić.

Dzieci nie potrzebują idealnych rodziców. Potrzebują obecnych

Zrozumiałam, iż córka nie potrzebuje, żebym zawsze miała rację, znała odpowiedzi, zachowywała spokój. Potrzebuje, żebym potrafiła usiąść obok niej, gdy płacze. Żebym nie uciszała, nie oceniała, tylko była.

Dzieci uczą się nie z tego, co im mówimy, ale z tego, jak przy nich jesteśmy. A ja przez lata uczyłam ją, iż emocje są czymś, co trzeba schować, żeby „nie robić problemu”.

Dziś wiem, iż największym prezentem, jaki mogę jej dać, jest prawo do odczuwania. Do złości, smutku, do krzyku i łez. Bo kiedy mówimy dziecku: „Nie płacz”, mówimy też – „Nie pokazuj mi siebie taką, jaka jesteś”. A kiedy mówimy: „Nic się nie stało”, odbieramy mu prawo do przeżywania tego, co właśnie się stało.

Przestałam uciszać emocje

Zaczęłam inaczej reagować. Kiedy córka płacze, nie próbuję od razu jej uspokajać. Siadam obok i pytam: „Co się wydarzyło?”. Czasem milczymy. Czasem płaczemy razem. To nie jest łatwe. Instynkt każe mi „naprawiać”. Ale uczę się tego, iż bycie obok jest ważniejsze niż poprawianie.

Zauważyłam, iż od kiedy nie gaszę jej emocji, ona coraz częściej mówi o nich sama. Potrafi nazwać złość, rozczarowanie, wstyd. I widzę, iż dzięki temu nie kumuluje w sobie napięcia, nie boi się mojej reakcji.

Dzieci słyszą nie tylko słowa

Dziś wiem, iż wychowanie to nie zbiór zasad, tylko język emocji, którym uczymy się rozmawiać. I iż choćby jedno zdanie – powtarzane codziennie z troską – może zbudować mur albo most.

„Nie przesadzaj” brzmiało jak rada. Ale dla dziecka oznaczało: „Twoje uczucia są nieważne”.
„Weź się w garść” miało dodać siły, ale tak naprawdę mówiło: „Nie chcę widzieć twojej słabości”.

Zaczęłam więc mówić inaczej. Zamiast: „Nie płacz” – mówię: „Widzę, iż ci trudno”.
Zamiast: „Nie denerwuj się” – „Masz prawo się złościć, ale zobaczmy, co możemy z tym zrobić”.

I chociaż czasem sama jeszcze wpadam w stare schematy, coraz częściej potrafię się zatrzymać i powiedzieć: „Przepraszam. Powiedziałam to z przyzwyczajenia, a nie z serca”.

Nie ma idealnych matek. Ale są te, które mają odwagę spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Mogę inaczej”. Wiem, iż nie cofnę słów, które już padły. Ale mogę każdego dnia budować nowe zdania. Takie, które leczą, a nie ranią.

Bo każde „Nie płacz” można zamienić na „Jestem tu”.
Każde „Nie przesadzaj” – na „Widzę, iż ci trudno”.
A każde „Weź się w garść” – na „Zrobimy to razem”.

I może właśnie w tym tkwi siła rodzicielstwa: w odwadze, by przyznać, iż czasem to my musimy się nauczyć mówić od nowa.

Zobacz także: Wystarczy 1 nawyk, by wychować silne psychicznie dziecko. Rodzice się go boją

Idź do oryginalnego materiału