To nie jest przesadzona diagnoza. To alarm.
Dr Shefali w rozmowach i publikacjach od lat pokazuje, iż mamy do czynienia z cichym kryzysem. Nie ma tu spektakularnych wybuchów, nie ma dramatu, który widać gołym okiem. Ale to, co dzieje się pod powierzchnią, jest równie groźne jak pożar ukryty pod ziemią – wypala od środka.
"Widzę to w swojej pracy każdego dnia: młode dziewczyny, przeciążone presją, perfekcjonizmem i udawaniem. Te dziewczęta toną w ciszy" – pisze terapeutka. A obok nich są matki – obecne, próbujące, kochające – ale często bezradne. "Staramy się desperacko, ale nie wiemy, jak je 'złapać'" – dodaje. Ta przepaść między pokoleniami, między troską a rzeczywistością, staje się coraz głębsza.
Współczesne dziewczęta: silne tylko z pozoru
To pokolenie dorasta w świecie, gdzie granice między prawdą a fikcją zacierają się na ekranach telefonów. Instagram, TikTok, filtry, idealne ciała i idealne życie – wszystko to tworzy obraz kobiecości, który nie istnieje. Ale młode umysły nie odróżniają mitu od realności. Zaczynają gonić za czymś, czego nie da się osiągnąć.
Dr Shefali ostrzega, iż nasze córki są zranione. Powody? Nie są zaskoczeniem, ale ich siła rażenia jest niedoceniana:
Uzależnienie od mediów społecznościowych – nieustanna potrzeba akceptacji, bycia "na czasie", porównywania się z nierealnym ideałem.
Obsesja piękna – kult ciała, który zjada poczucie wartości od środka.
Wcześniejsza seksualizacja – dziewczynki, które są zmuszane "dorosnąć" emocjonalnie, zanim zrozumieją, czym naprawdę jest dorosłość.
Tłumienie emocji – bo przecież trzeba być silną, spokojną, "ogarniającą wszystko".
Identyfikacja z tym, co sztuczne – z wizerunkiem, nie z osobą.
To wszystko prowadzi do przeciążenia. Do wypalenia jeszcze przed wejściem w dorosłość.
Matki i córki: związek pod napięciem
To nie jest opowieść o winie. To jest opowieść o zagubieniu. Matki dzisiejszych dziewcząt same dorastały w czasach transformacji – wychowywane między obowiązkiem a wolnością, między patriarchatem a feminizmem. Teraz muszą być przewodniczkami po świecie, który zmienia się szybciej, niż można go zrozumieć.
Ale jak prowadzić, kiedy samemu nie ma się mapy? Jak dać córce spokój i pewność siebie, kiedy społeczeństwo codziennie wysyła jej sygnał: "Nie jesteś wystarczająca"?
Potrzeba przebudzenia
To, czego dziś potrzeba najbardziej, to uważność. Nie taka na pokaz, nie psychologia z Instagrama, ale autentyczna obecność – czuła, cierpliwa, nieoceniająca. Potrzebujemy języka, którym możemy mówić o emocjach. Potrzebujemy przestrzeni na to, by córki mogły płakać bez wstydu i wątpić bez lęku.
Bo jeżeli nie zaczniemy teraz, jeżeli nie nauczymy się słuchać i naprawdę widzieć naszych córek – może się okazać, iż kiedy zawołają, będzie już za późno.
To nie jest czas, by pocieszać się, iż "każde pokolenie miało swoje problemy". To czas, by uznać, iż to pokolenie potrzebuje nas bardziej niż kiedykolwiek.
I może – jak mówi dr Shefali – zamiast naprawiać córki, musimy najpierw zacząć od siebie.