Uwielbiam anegdotę, w której to mężczyzna przychodzi do terapeuty, a ten po chwili monologu pacjenta pyta – “Może ułatwimy sobie sprawę i od razu obwinimy za wszystko Pana rodziców”? To jest doskonałe!
Przeczytałam ostatnio również fantastyczne zdanie:
„Dzieci oczekują przeprosin za to, jak zostały wychowane,
rodzice za to samo oczekują podziękowań”.
Totalna eureka. To jest klucz do zrozumienia trudu rodzicielstwa!
Bo rodzicielstwo to jest coś, czego się nie da nie spierdolić. Po prostu.
Odkąd to zrozumiałam, jest mi łatwiej. Pewnie kiedyś się okaże, iż czegoś nie robiłam, robiłam za dużo, mówiłam nie to, co trzeba, przytulałam za często, nie machałam w dobrą stronę, za rzadko dyscyplinowałam, albo wymagałam za dużo, goniłam do nauki, a z chemii nie przypilnowałam. Byłam z moim mężem blisko, dając wzór relacji, ale znowu kiedy byłam z nim, nie byłam przecież z dziećmi. Popycham do wielkiego świata, a mogłabym bardziej trzymać w domu. Wożę na piłkę, a po co, skoro Ronaldo z niego nie będzie, talentu muzycznego nie wychwyciłam, gotować nauczyłam tylko to, co mama umiałam i testy białej rękawiczki oblewa. I tak do usranej śmierci. Tego się nie da wygrać. Kiedyś i one będą u terapeuty opowiadać, iż „a moim domu”, „a moja mama to zawsze”, „jako dziecko nigdy”. No serio, serio, tak będzie.
Jako rodzice skazani jesteśmy na porażkę, zawsze tak było. To, co dziś robimy, na pewno za x lat okaże się niewystarczające, może choćby nielogiczne, szkodliwe. Nie ma opcji w pełni przygotować dzieci na przyszłość, bo jeszcze jest dla nas zagadką. No i w końcu moje ulubione – nasz wkład w wychowanie to tylko procent człowieka. Bo geny, bo środowisko, bo szkoła, bo w końcu wybory jednostki. Nie można za błędy, które popełnia 40 letni chłop, winić jego matki!
A najgorsze jest to, iż przychodzi wiek, w którym wszyscy jesteśmy odrobinę tacy, jak nasi starzy. Mieliśmy się nie wtrącać, ale jednak się wtrącamy. Mieliśmy się gryźć w język, ale się nie gryziemy. Mieliśmy zawsze być obok, ale jesteśmy zbyt wykończeni codziennością i pragniemy spokoju. Mieliśmy słuchać uważnie, ale o uwagę trudno. Mieliśmy pozwalać, ale jednak pozwolić nie chcemy.
Trzeba sobie poluzować kucyki. Misiek Koterski w wywiadzie z Wojewódzkim i Kędzierskim opowiedział, iż na wszystkich mityngach i terapiach na jakich był (a był na wielu) wszyscy uzależnieni ludzie w kwestii swoich rodziców mówili o jednym – czas. Najważniejszy jest poświęcony czas. Bo czas to relacja, a ona jest najważniejsza. Nasze dzieci popełnią błędy, będą miały do nas pretensje, wielu rzeczy, których dla nich robimy, zupełnie nie docenią, możliwe, iż będą obwiniały nas za to, jakie decyzje podejmowaliśmy, a które miały na nie wpływ. Może nie podziękują za trud? Będą chciały przeprosin za te rzeczy, które dla nas dziś są ważne i które w najlepszej wierze robimy przecież dla nich!
Także sobie podarujmy. Zostaną wspomnienia. Czas. Wspólny czas jest najważniejszy. I tego się trzymajmy. Bo rodzicielstwa nie da się nie spierdolić i my, właśnie teraz, dokładnie też to robimy. Tak już jest.