Ten zabieg już w wielu krajach został zakazany. "Nie da się odkazić ryby"

kobieta.gazeta.pl 22 godzin temu
Czy pedicure z rybkami jest bezpieczny? Niejedna z nas chciałaby wypróbować tego sposobu na pielęgnację stóp. Jednak za tym niepozornym zabiegiem kryje się ryzyko, o którym niedawno zrobiło się głośno. Historia pewnej kobiety pokazała, iż relaks w akwarium może skończyć się dramatem.
"Fish pedicure" jeszcze niedawno był hitem w kurortach i salonach spa. Wystarczyło zanurzyć stopy w akwarium pełnym maleńkich rybek Garra rufa, które zjadały martwy naskórek, zostawiając skórę gładką i miękką. Ich delikatne skubanie miało działać relaksująco, a choćby pomagać przy łuszczycy. Brzmi niewinnie, prawda? Niestety dla pewnej Australijki egotyczny rytuał skończył się poważnym uszczerbkiem na zdrowiu.


REKLAMA


Zobacz wideo Jak na przestrzeni lat Anna Lewandowska zmieniła swoją pielęgnację?


Jakie są wady pedicure rybnego? Trudno o zachowanie higieny
Victoria Curthoys z Perth miała zaledwie 29 lat, gdy doznała urazu stopy po nadepnięciu na rozbite szkło. Rana długo się goiła, ale po zabiegu i antybiotykoterapii wróciła do zdrowia, choć miejsce skaleczenia było bardziej podatne na infekcje. Dopiero kilka lat później, w 2010 roku, podczas wakacji w Tajlandii, postanowiła skorzystać z popularnego wtedy zabiegu fish spa. Zanurzyła stopy w akwarium pełnym maleńkich rybek, które delikatnie skubały jej naskórek. Miało to być naturalne oczyszczanie i relaks, znane z kurortów Azji.
Widziałam, jak właściciel przygotowuje akwarium, wszystko wyglądało bardzo czysto. Wydawało mi się, iż to bezpieczne
- wspominała w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "Metro". Nie wiedziała jednak, iż woda, do której włożyła stopy, była skażona, a rybki obsługujące kolejnych klientów, mogły przenosić infekcje.


Po powrocie do Australii zaczęła mieć gorączkę, bóle i inne objawy, których nikt nie potrafił wyjaśnić.
Czułam się coraz gorzej, a lekarze nie mogli znaleźć przyczyny. Minął rok, zanim odkryli, co się dzieje
- mówiła Curthoys. Ostatecznie zdiagnozowano u niej zapalenie kości. Chorobę, która dosłownie "zjada" tkanki od środka. W kolejnych latach przeszła serię amputacji. Najpierw konieczne było usunięcie dużego palca, później kolejnych, bo mimo leczenia infekcja wciąż się rozprzestrzeniała. Diagnoza pojawiła się dopiero po długim czasie, a bakteria zdążyła już zniszczyć kości i tkanki. Ostatni palec lekarze amputowali kobiecie w 2017 roku. Dziś Victoria mówi, iż chce, by jej historia była przestrogą.


W końcu mogę normalnie chodzić, ale nie chcę, by ktoś musiał przeżyć to samo co ja
- wyznała Australijka.


Lekarz przypomniał o ryzyku, które łatwo zbagatelizować. Rybny pedicure bywa zdradliwy
Do historii Victorii po latach nawiązał anestezjolog Myro Figura. Na swoim profilu na Instagramie opublikował nagranie, na którym widać inną kobietę wkładającą twarz do akwarium z rybkami. Film wywołał spore poruszenie wśród internautów. Figura postanowił podkreślić absurd takiego zachowania. Wytłumaczył, iż o ile wodę w takim zbiorniku można przefiltrować, o tyle samych rybek nie da się zdezynfekować między kolejnymi klientami. To oznacza, iż mogą przenosić bakterie i wirusy, które przez drobne ranki dostają się do organizmu. Czasem wystarczy niewielkie uszkodzenie skóry, by doszło do poważnego zakażenia.


Choć w wielu krajach fish spa zostało zakazane, zabiegi tego typu wciąż pojawiają się w ofertach niektórych salonów. Historia Victorii przypomina więc, iż choćby pozornie naturalne formy relaksu potrafią mieć nieprzewidywalne skutki. - Nie da się odkazić ryby - podsumował krótko anestezjolog. Wymowne zdanie powinno stać się symbolem ostrzeżenia przed tego rodzaju praktykami. Czy myślałaś/eś kiedyś o fish spa? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału