Nowy trend w sieci – pozornie zabawny, w rzeczywistości krzywdzący
Publikowanie zdjęć swojego dziecka w mediach społecznościowych to indywidualna decyzja każdego rodzica. W dzisiejszym świecie, w którym dostęp do technologii (np. sztucznej inteligencji) jest tak ogromny, część rodziców podchodzi do tej sprawy ostrożnie.
Niektórzy z dumą publikują fotografie swoich pociech, dzieląc się ze znajomymi i obserwatorami fragmentem swojego życia czy przemyśleń. Są i tacy, którzy bardzo obawiają się skutków publikowania twarzy dzieci i tego nie robią. Jak napisałam – to indywidualna decyzja każdego rodzica.
Niestety ostatnio w sieci pojawił się pewien trend (bardziej widoczny w zagranicznych mediach społecznościowych), który niezależnie od tego, czy pokazujemy twarz swojego dziecka w sieci, może mieć bardzo negatywne skutki.
Chodzi o dodawanie zdjęć z rodzinnych (i nie tylko) wydarzeń i wspólnych miłych chwil, z komentarzem w stylu: "Publikuję to na wypadek, gdyby moje dziecko kiedyś opowiedziało terapeucie o swoim tragicznym dzieciństwie".
Emocje dziecka a rodzicielska odpowiedzialność
Jasne, wiadomo, iż jako rodzice chcemy zwykle dla naszych dzieci wszystkiego, co najlepsze. Staramy się dbać o ich zdrowie, wspierać ich rozwój, wzmacniać psychikę i inwestować w edukację.
Równocześnie jesteśmy tylko ludźmi, więc każdy z nas musi pogodzić się z tym, iż choćby jeżeli staramy się na 200 procent, to i tak istnieje szansa, iż w swoim rodzicielstwie nie wszystko zrobimy idealnie. choćby jeżeli uchronimy dziecko przed pokoleniowymi traumami, to być może gdzieś indziej popełnimy błąd, za który kiedyś nasza pociecha być może zechce nas rozliczyć.
Oczywiście ma do tego prawo, bo nigdy nie wiadomo, jakie nasze rodzicielskie zachowanie sprawi, iż zaszkodzimy psychice czy emocjom naszego syna lub naszej córki. Ale pisanie takich komentarzy pod zdjęciem z miłego wydarzenia, w którym braliśmy udział z naszym dzieckiem, to nie tylko deprecjonowanie samej psychoterapii, na którą wiele osób decyduje się, bo potrzebuje pomocy w poradzeniu sobie z emocjami czy traumami.
To także podważanie samopoczucia dziecka, naśmiewanie się z problemów natury psychicznej, niezależnie czy to dotyczy naszej pociechy, czy kogoś innego. Komentarz ma być zabawny, ale, jak zauważa Robyn Koslowitz, psycholożka wypowiadająca się dla portalu Parents.com, jest bardzo krzywdzący.
Zdjęcia to tylko wycinek rzeczywistości
Po pierwsze zdjęcie jest tylko wycinkiem całości rzeczywistości. Na fotografii często osoby mają wesołe, uśmiechnięte twarze i nie widać, iż ktoś przeżywa kryzys albo jest ofiarą przemocy, prawda? Albo odwrotnie: jeżeli na zdjęciu z wakacji widzimy zapłakanego malucha, nie oznacza to, iż cały wyjazd był pomyłką.
W pokoleniu dzisiejszych rodziców małych dzieci większość już wie, iż to, co widzimy na zdjęciach, nie zawsze (a raczej prawie nigdy) nie oddaje realiów codzienności. Dodatkowo taka perspektywa umniejsza emocjom dziecka i jego odczuciom względem rzeczywistości.
To brak szacunku do tego, co ono czuje. Bo pokazuje mu postawę, iż jeżeli ja jako rodzic uważam, iż miało dobre dzieciństwo, to ono też tak ma uważać, bez względu na swoje uczucia.
Zamiast tego warto słuchać tego, co naprawdę komunikują nam dzieci. To też uwaga do tych, których potomstwo już jest dorosłe i faktycznie korzysta z terapii, na której prawdopodobnie też porusza kwestie związane z dzieciństwem. Nie można nigdy podważać tego, co dziecko mówi nam o swoich uczuciach.
Umniejszanie im, nieszanowanie ich czy wyśmiewanie to krok do poluźnienia relacji rodzica i dziecka. Zamiast tego należy z pokorą czasami przyjąć do wiadomości fakt, iż na jakiejś linii nie podołaliśmy. To się zdarza każdemu, bo jesteśmy tylko ludźmi.
Warto w takiej sytuacji przyjąć do siebie wyznanie dziecka i otworzyć się na przeproszenie i naprawienie relacji. W takiej sytuacji na pewno nie sprawdzi się wyciągnięcie zdjęć i próby przekonania go, iż miało lepsze dzieciństwo, niż samo to zapamiętało.