Zdaję sobie sprawę, iż wyciągam kolejny delikatny temat, który dla wielu chłopaków z niepełnosprawnością jest trudny i którego nigdy nie chcieliby poruszyć. Innymi słowy, jest po prostu tematem tabu.
Nie jest trudno zostać tatą, trudniej jest nim być
Nie jest sztuką zostać ojcem, sztuką jest nim być. Wyzwanie, jakim jest wychowanie dziecka, przerasta niekiedy ojca. choćby w przypadku gdy dziecko jest zdrowe. Bywa tak, iż tym ojcem jest tylko na papierze, w metryce. Jeszcze większym wyzwaniem jest ojcostwo, gdy rodzi się dziecko z niepełnosprawnością. Syn. Syn, który jak wiemy, jest następcą rodu i ma zasadzić drzewo. Czasem może, a wręcz musi spełniać niespełnione marzenia i ambicje ojca. A tutaj -myśląc stereotypowo -nic z tego nie będzie.
Narodziny syna nie zawsze oznaczają szczęście
Narodziny syna z niepełnosprawnością nie zawsze są radością. Mogą być choćby początkiem rozłamu w rodzinie. Bo niepełnosprawność niesie ze sobą wiele dodatkowych obowiązków. Wizyty w poradniach specjalistycznych, dowożenie dziecka do szkoły, dojazdy na rehabilitacje i różnego rodzaju terapie. Terapie, które mają ułatwić, funkcjonowanie w życiu codziennym. Mówiąc w uproszczeniu bycie opiekunką 24/7 może stać się, „balastem” nie do udźwignięcia dla „głowy rodziny”.
Konsekwencją tego może sięganie po alkohol i wszczynanie awantur. Awantur podczas których „niedoskonałe” dziecko bywa obwiniane za każdy problem, który się pojawia. Sięganie po alkohol przez ojca może być tylko jednym ze skutków braku akceptacji niepełnosprawnego syna. Tym następstwem może być stosowanie także przemocy psychicznej wobec dziecka, gdzie wytykane bywają wszelkie niedoskonałości wynikające z jego ograniczonej sprawności.
Najgorszym z możliwych następstw braku akceptacji niepełnosprawnego następcy rodu jest zostawienie matki samej z niepełnosprawnym dzieckiem i całą „otoczką” niepełnosprawności, która nie jest łatwa do udźwignięcia. Szczególnie w pojedynkę. Trudno kogoś takiego nazwać tatą… jeżeli jest to osoba, która dała życie i tyle…
Wypełnianie obowiązków i nic poza tym…
Zdarza się i tak, iż rola ojca w życiu niepełnosprawnego syna, ogranicza się jedynie do wypełniania obowiązków związanych z opieką. Zaspokajanie podstawowych potrzeb życia codziennego jest jak najbardziej potrzebne. Ale to nie wystarczy, by zbudować więź między ojcem a synem. Dla zdrowego czy niepełnosprawnego chłopaka ojciec powinien być autorytetem. Doskonale wiemy, iż nie zawsze tak jest, bo ,,life is brutal”.
Do tego, by umocnić więzi nie potrzeba kłótni, bo na tym cierpią obie strony. A tatę i życie ma się tylko jedno. Do tego potrzeba umiejętności słuchania swoich racji nawzajem, czasem pójścia na kompromis. Wspólnego spędzania czasu w rozmowach o wszystkim, oglądaniu filmów, piciu kawy, a może i ,,przysłowiowego browara.” Czasem jednak łatwo o tym opowiedzieć, a trudniej wykonać…
Przede wszystkim to ojciec niepełnosprawnego dziecka musi chcieć spędzać z nim czas. Poza sferą zaspokajania potrzeb życia codziennego. Blaski i cienie relacji ojca z synem z niepełnosprawnością idealnie ukazuje film „Ze wszystkich sił”. – Recenzje mojego autorstwa możecie przeczytać tutaj.
Tata, tatuś, a teraz Ten, który czuwa nade mną „z góry”
Sam doświadczyłem blasków i cieni jeżeli chodzi o relację z moim ojcem. Poświęcał on dla mnie swoje zdrowie i opiekował się mną, można powiedzieć do końca swoich dni. Czasem nie rozumiał moich decyzji. To powodowało to między nami kłótnie, a u mnie lawinę łez. Teraz wiem, iż było to podyktowane miłością oraz lękiem o swojego ukochanego syna. To tych blasków było zdecydowanie więcej. To dzięki mojemu Tacie mogłem chodzić do szkoły podstawowej razem ze swoimi rówieśnikami. Nie tylko mnie do niej dowoził, ale też był tam ze mną. Siedziałem w swoim stoliku z krzesełkiem, który własnoręcznie dla mnie wykonał z drewna. Tata przyczynił się też do mojego obecnego stanu fizycznego – ćwicząc ze mną poza gabinetem fizjoterapii.
Pamiętam moment gdy mój świat chwilowo legł w gruzach… Nadeszła diagnoza o nowotworze płuc mojego taty. Pomyślałem wtedy – coś się skończyło. Trudno się dziwić, bo przecież wiedziałem, iż za niedługo stracę jedną z najbliższych mi osób. Nie wiem, czy dałbym radę to wszystko udźwignąć, gdyby nie obecność tej samej osoby, która pomogła mi w pełni zaakceptować mój „pakiet szczęścia”.
To, co teraz napisze, odbierzecie pewnie za mało śmieszny żart. Mianowicie uważam, iż odejście mojego Taty było dla mnie nie końcem, ale nowym początkiem. Wiem, iż on się przez cały czas mną opiekuje nie na ziemi, a w niebie. Widzę to we wszystkim, co osiągam.
Każdy z nas potrzebuje ojca, ale nie każdy z nas go ma. jeżeli go masz, a trudno Ci jest się z nim dogadać. To nie bój się podjąć próby naprawy Waszej relacji. Bo Tatę i życie ma się tylko jedno.
Tekst w ramach odbywanego stażu opracował: Marcin Łukaszek
Sprawdź też: