– Brutalizacja postępuje, coraz częściej dochodzi do ataków nie tylko na ratowników, ale też na personel na szpitalnych oddziałach ratunkowych – mówi dr n. med. Konstanty Szułdrzyński, dyrektor ds. medycznych Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA. Zaznacza, iż „większe bezpieczeństwo być może byłoby możliwe, gdyby nas było na to stać, natomiast wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja finansowa szpitali w Polsce”.
Dr Konstanty Szułdrzyński w wywiadzie został zapytany o to, co wydarzyło się w krakowskim szpitalu 29 kwietnia. Do gabinetu, w którym ortopeda Tomasz Solecki badał pacjentkę, wtargnął 35-letni mężczyzna i zaatakował medyka nożem. Mimo wysiłków personelu medycznego lekarz zmarł.
Czy atak na lekarza zakończony jego śmiercią to tragiczny efekt rosnącej frustracji społeczeństwa, która jest między innymi spowodowana także niewydolnością systemu ochrony zdrowia?
Zdaniem specjalisty „doszukiwanie się jakiegokolwiek wytłumaczenia dla kogoś, kto morduje innego człowieka, iż był może sfrustrowany, bo się nie dostał do lekarza, nie ma sensu”.
W ocenie medyka to zdarzenie jest skutkiem „jakiegoś szaleństwa, obłędu albo działania substancji psychoaktywnych”.
Poniżej dalsza część wywiadu.
Inna sprawa, iż nasze szpitale nie są w zasadzie chronione, co najwyżej zatrudniają w charakterze ochroniarzy starszych panów z brzuszkami legitymujących się grupą inwalidzką.
– Z tego, co wiem, w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie jest ochrona, natomiast nie jesteśmy w stanie – przy tak ogromnej liczbie pacjentów, którzy wchodzą do szpitala – w żaden sposób ich kontrolować ani zapewnić bezpieczeństwa wszystkim pracownikom. Byłoby to możliwe w większym niż w tej chwili stopniu, gdyby nas było na to stać, natomiast jaka jest sytuacja finansowa szpitali w Polsce, wszyscy świetnie wiemy.
Jest zapotrzebowanie na większą liczbę usług medycznych, niż NFZ jest w stanie sfinansować. W związku z tym szpitale nie mają pieniędzy na niezbędne inwestycje, często nie mają też pieniędzy na bieżące działanie. Tak więc organizowanie ochrony stanowi dość odległy priorytet.
Szpital Uniwersytecki w Krakowie jest największą tego typu placówką w kraju. Co to oznacza?
–To jest szpital, który ma 1400 łóżek, zatrudnia prawdopodobnie powyżej 4 tys. osób personelu. Proszę też wziąć pod uwagę, że są tam poradnie, które przyjmują każdego dnia kilkukrotnie większą liczbę pacjentów niż tych, którzy leżą na oddziałach. Do tego dochodzą dostawcy, personel pomocniczy, rodziny chorych. Można więc oszacować, iż codziennie przewijają się tam dziesiątki tysięcy osób.
Nie uważa pan, iż tym bardziej, przy takim nawale ludzi, należałoby bardziej zadbać o jakość ochrony?
– Trudno mi sobie wyobrazić, żeby w placówkach medycznych, choćby gdyby nas było na to stać, zatrudniać oddziały antyterrorystyczne, bo – jak sądzę – tylko „specjalsi” byliby wystarczającą ochroną przed atakiem oszalałego nożownika. Albo przynajmniej należałoby zamontować bramki z detektorami metalu, prześwietlać bagaż osób wchodzących etc., zapewnić taki standard bezpieczeństwa jak na lotniskach. Ja sobie tego rodzaju zabezpieczeń w szpitalu po prostu nie wyobrażam.