System ochrony zdrowia wymaga trudnych decyzji i stałego finansowania

mzdrowie.pl 1 dzień temu

Polski system ochrony zdrowia nie utrzyma się dłużej wyłącznie ze składki zdrowotnej; potrzebne są pilne decyzje finansowe i ponadpartyjne porozumienie, aby powstrzymać narastający kryzys – ocenił w rozmowie z PAP dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH–PIB dr Bernard Waśko.

Polski system ochrony zdrowia wymaga zdecydowanych, a często politycznie trudnych decyzji, ponieważ narastające problemy finansowe, organizacyjne i kadrowe są – jak ocenił dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH–PIB dr n. med. Bernard Waśko – „skutkiem wieloletnich zaniechań”. W rozmowie z PAP podkreślił, iż kryzys nie jest nowym zjawiskiem, ale efektem kumulacji wcześniejszych decyzji i braku reakcji.

Odnosząc się do doniesień o deficycie Narodowego Funduszu Zdrowia i zamykanych oddziałach szpitalnych, Waśko wskazał, iż realne problemy należy oddzielać od emocji – “Podsycanie spirali obaw jest absolutnie nieadekwatne, bo wzbudza lęk u pacjentów”. Jak zaznaczył, część zjawisk, takich jak zmniejszona liczba hospitalizacji czy przekładanie zabiegów planowych w grudniu, występuje corocznie i nie świadczy o zapaści – “Jeśli szpital odwołuje zabiegi z przyczyn możliwych do przewidzenia, oznacza to błędy w zarządzaniu, a nie systemowy kryzys”. Jego zdaniem likwidacja części oddziałów wynika również z nadmiaru łóżek szpitalnych w Polsce, których liczba na mieszkańca przekracza średnią europejską o ponad 20 proc. – “Niektóre oddziały od lat funkcjonują przy obłożeniu ok. 40 proc. To nie jest adekwatne do potrzeb populacji”. Bernard Waśko odniósł się także do obaw dotyczących porodów w izbach przyjęć – “To przykład nieporozumienia. Nikt nie planuje porodów na szpitalnych oddziałach ratunkowych”. Wyjaśnił, iż chodzi o izby porodowe działające w ramach planowych przyjęć, co w wielu państwach europejskich jest standardem.

Wśród kosztów systemu zwrócił uwagę na rozszerzony w 2023 r. program darmowych leków – “Źródła finansowania wyczerpały się w rok, a teraz program kosztuje miliardy. Przez 25 lat system funkcjonował bez tak szerokiego przywileju”. Jego zdaniem decyzje dotyczące utrzymania lub ograniczenia programu powinny uwzględniać priorytety zdrowotne oraz koszty nowych terapi – “To wybór i polityczny, i ekonomiczny. Ktoś za to musi zapłacić”. Jako najpilniejsze zadanie ekspert wskazał doraźne zasilenie budżetu NFZ – “Bez tego się nie da. To kroplówka przeciwbólowa, ale konieczna”.

Jednocześnie podkreślił, iż długofalowo niezbędne jest określenie stabilnego modelu finansowania, łączącego środki ze składki i z budżetu państwa – “System nie sfinansuje się wyłącznie ze składki zdrowotnej. Nie może być tak, iż minister zdrowia co miesiąc zabiega o dodatkowe środki”. Odnosząc się do debat o podniesieniu składki zdrowotnej, zauważył, iż „nikt się pod tym nie podpisze politycznie” – “Choć dla pacjenta nie ma większej różnicy, czy środki trafiają do NFZ przez wyższą składkę, czy przez dotacje z budżetu – to wciąż te same pieniądze publiczne”.

Za jeden z kluczowych problemów dr Waśko uznał wzrost kosztów wynagrodzeń w sytuacji braku nadzoru właścicielskiego nad szpitalami – “Lekarze nie biorą tych pieniędzy sami. Ktoś te kontrakty podpisuje. jeżeli szpital nie ma środków, a mimo to zawiera umowy na stawki, których nie udźwignie, zapłacą za to inni: dostawcy, personel, pacjenci”. Podkreślił również, iż rosnące różnice płacowe wpływają na odpływ personelu z określonych sektorów, w tym wojskowej służby zdrowia – “Państwo musi reagować tam, gdzie zachwiana równowaga staje się zagrożeniem”.

Jego zdaniem potrzebne jest ponadpartyjne porozumienie w sprawie długofalowej reformy systemu – “Ochrona zdrowia nie może być polem bitwy przed każdymi wyborami. jeżeli politycy nie dojdą do porozumienia, problemy wrócą dwa razy większe”. Jednocześnie sceptycznie odniósł się do pomysłu referendum dotyczącego sposobu finansowania systemu ochrony zdrowia – “Polityka zdrowotna wymaga decyzji opartych na dowodach, a nie na jednorazowym akcie emocjonalnego głosowania”.

(Mira Suchodolska, PAP)

Idź do oryginalnego materiału