Czy stosunek przerywany daje realną ochronę przed ciążą? To pytanie, które zadaje sobie wiele par. Z pozoru brzmi logicznie: skoro sperma nie trafia do pochwy, to nie ma ryzyka zapłodnienia. Jednak w praktyce sytuacja jest bardziej skomplikowana, a istotną rolę odgrywa preejakulat. To płyn, który pojawia się jeszcze przed wytryskiem i choć w teorii nie powinien zawierać plemników, badania dowodzą czegoś innego. Zrozumienie jego roli pozwala lepiej ocenić skuteczność stosunku przerywanego i podejmować świadome decyzje dotyczące antykoncepcji.
Czym adekwatnie jest preejakulat
Preejakulat, określany też jako płyn preseminalny, produkowany jest przez gruczoły opuszkowo-cewkowe (zwane Cowpera) i gruczoły Littrego. Jego obecność pojawia się zwykle już na etapie podniecenia seksualnego, zanim nastąpi wytrysk. Choć ilość tego płynu bywa różna – od kilku kropel po kilkaset mikrolitrów – jego rola jest zawsze ta sama:
- nawilżenie cewki moczowej i pochwy,
- zmniejszenie tarcia podczas stosunku,
- neutralizacja kwaśnego środowiska cewki, które mogłoby uszkodzić plemniki.
Sam preejakulat nie powstaje w jądrach, więc w założeniu nie powinien zawierać plemników. Jednak rzeczywistość jest bardziej złożona. Badanie opublikowane w „Human Fertility” (2011) wykazało, iż u około 37% badanych mężczyzn w próbkach preejakulatu obecne były żywe plemniki. Co więcej, w niektórych przypadkach ich liczba była wystarczająca do zapłodnienia komórki jajowej.
Skąd się biorą plemniki w tym płynie? Najczęściej z resztek ejakulatu pozostałych w cewce moczowej po wcześniejszym stosunku lub masturbacji. jeżeli mężczyzna nie oddał moczu, nie przepłukał w ten sposób cewki, istnieje spora szansa, iż te plemniki trafią do preejakulatu. W efekcie płyn, który teoretycznie miał być „neutralny”, staje się nośnikiem ryzyka.
Warto też pamiętać, iż nie da się kontrolować momentu pojawienia się preejakulatu. Mężczyzna nie czuje chwili, w której płyn się wydziela, ani nie ma wpływu na jego ilość. To dodatkowy czynnik, który sprawia, iż stosunek przerywany trudno uznać za przewidywalną metodę antykoncepcji.

Stosunek przerywany – popularny, ale zawodny
Stosunek przerywany znany jest od starożytności – wspomina się o nim choćby w Biblii. Dziś przez cały czas jest jedną z częściej praktykowanych metod, zwłaszcza wśród młodych osób, które nie mają dostępu do innych form antykoncepcji lub chcą uniknąć stosowania środków hormonalnych. Szacuje się, iż na całym świecie korzysta z niego około 5–10% par w wieku rozrodczym.
Na papierze wygląda prosto: mężczyzna wycofuje się przed wytryskiem, dzięki czemu sperma nie trafia do pochwy. W praktyce jednak skuteczność zależy od wielu czynników:
- zdolności partnera do samokontroli,
- doświadczenia seksualnego,
- świadomości własnego ciała,
- a przede wszystkim – roli preejakulatu.
Według danych WHO, wskaźnik Pearla dla stosunku przerywanego wynosi średnio 22 ciąże na 100 kobiet w ciągu roku stosowania tej metody. To oznacza, iż niemal co czwarta para, opierająca się tylko na tej formie zabezpieczenia, musi liczyć się z nieplanowaną ciążą. Dla porównania, przy tabletkach antykoncepcyjnych wskaźnik ten wynosi około 0,3–0,9, a przy prezerwatywach 2–15.
Nie można też zapominać o czynniku psychicznym. Ciągłe napięcie związane z kontrolą momentu wytrysku i obawa przed „wpadką” mogą obniżać satysfakcję ze zbliżenia. Zamiast skupiać się na przyjemności, para myśli o tym, „czy uda się na czas”. To sprawia, iż metoda, choć łatwo dostępna i darmowa, wiąże się z dużym stresem.
Fakty i mity dotyczące ryzyka ciąży
Wokół tematu stosunku przerywanego krąży mnóstwo nieporozumień, które często prowadzą do fałszywego poczucia bezpieczeństwa.
Mit 1: preejakulat nigdy nie zawiera plemników
Prawdą jest, iż sam w sobie nie zawiera, ale obecność plemników w cewce moczowej sprawia, iż mogą się do niego przedostać. Dlatego stwierdzenie, iż ryzyko nie istnieje, jest błędne.
Mit 2: stosunek przerywany jest bezpieczny przy rzadkich kontaktach seksualnych
Nawet pojedynczy stosunek może doprowadzić do zapłodnienia, jeżeli plemniki znajdą się w drogach rodnych kobiety w okresie okołoowulacyjnym. Wystarczy jeden dzień i jedna kropla płynu, by rozpoczął się proces zapłodnienia.
Mit 3: oddanie moczu przed stosunkiem całkowicie rozwiązuje problem
Oddanie moczu może zmniejszyć liczbę plemników w cewce, ale nie daje pewności, iż wszystkie zostaną usunięte. Biologia nie zna gwarancji absolutnych.
Mit 4: dni niepłodne chronią przed ciążą
Kalendarzyk może być pomocny, ale cykl kobiety nie zawsze jest regularny. Stres, zmiany hormonalne, podróże, a choćby przeziębienie mogą przesunąć owulację. Dlatego seks w „bezpiecznych dniach” wcale nie musi być bezpieczny.
Badania kliniczne jasno pokazują, iż w ponad 50% przypadków nieplanowanych ciąż, partnerzy stosowali metody naturalne, w tym stosunek przerywany. To dowód na to, iż bazowanie na mitach może prowadzić do konsekwencji, których para nie przewidywała.

Skuteczniejsze alternatywy i świadome wybory
Skoro stosunek przerywany nie zapewnia wystarczającej ochrony, warto przyjrzeć się metodom, które realnie zmniejszają ryzyko ciąży.
Prezerwatywy – łatwo dostępne, proste w użyciu, chronią nie tylko przed ciążą, ale też przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. Ich skuteczność przy idealnym stosowaniu sięga 98%, a przy typowym – około 85%.
Antykoncepcja hormonalna – tabletki, plastry, zastrzyki, implanty czy pierścienie dopochwowe. Mechanizm ich działania polega na blokowaniu owulacji i zagęszczaniu śluzu szyjkowego. Skuteczność, przy regularnym stosowaniu, to choćby ponad 99%.
Wkładki domaciczne – dostępne w wersjach miedzianych i hormonalnych. Mogą działać od 3 do choćby 10 lat. To jedna z najskuteczniejszych metod, praktycznie eliminująca ryzyko ciąży.
Naturalne metody monitorowania cyklu – aplikacje, termometry owulacyjne, obserwacja śluzu. Mogą być użyteczne, ale wymagają ogromnej systematyczności i nie są polecane jako jedyna forma ochrony przy niskiej tolerancji ryzyka.
Wybór zależy od indywidualnych preferencji, stanu zdrowia i stylu życia. Najważniejsze jednak, by decyzja była świadoma. Para powinna znać nie tylko korzyści, ale i ograniczenia każdej z metod.
Ostatecznie stosunek przerywany może wydawać się kuszący ze względu na brak kosztów czy brak ingerencji w gospodarkę hormonalną, ale trudno uznać go za odpowiedzialny wybór, jeżeli celem jest skuteczne unikanie ciąży.