Instytucja kosztów sądowych to z jednej strony podatek, jaki nakłada państwo na powoda (dotyczy osób fizycznych), który dąży do korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia sprawy, a z drugiej zabezpieczenie przed pieniactwem. W Polsce rocznie 10 tys. sędziów rozpatruje około 15 mln spraw (w tej liczbie przeważają sprawy osób fizycznych), co oznacza, iż statystycznie na jednego sędziego wypada około 1500 spraw. To oczywiście musi skutkować słabym poziomem naszego orzecznictwa. Jednak gdyby nie było obowiązku ponoszenia kosztów sądowych, liczba spraw byłaby bez wątpienia znacznie większa. Wysokość wpisu sądowego wynosi 5 proc. wartości sporu, jednak nie więcej niż 200 tys. zł. Jest jednak pewna grupa spraw, gdzie obowiązek ponoszenia tych kosztów wydaje się nie tyle nieuzasadniony, co wręcz niemoralny, a mimo to obowiązuje od zawsze. Dotyczy to zdarzeń medycznych, w których powodem jest osoba małoletnia, a w jej imieniu pozew składa opiekun ustawowy.
Pieniądze, które w razie wygrania sprawy zostają zasądzone na rzecz pokrzywdzonego dziecka, są jego własnością, mimo iż mogą nimi dysponować rodzice lub opiekunowie. Małoletni cierpiący na mózgowe porażenie dziecięce lub inne ciężkie schorzenie nie posiada żadnego majątku. Jednak sądy często biorą pod uwagę stan majątkowy rodziców lub opiekunów, czego robić nie powinny. – Nie tak dawno zapoznałem się z sytuacją rodziny mającej dwoje dzieci, z których młodsze, dziś dwuletnie, doznało urazu jatrogennego (spowodowanego podczas leczenia – przyp. autora) w szpitalu w województwie lubelskim – mówi dr Ryszard Frankowicz.