„Pójdę na Rotocze, na zielony szlak, pójdę na Roztocze kochać las” brzmiała jedna z dawnych harcerskich piosenek. My również wybraliśmy się na Roztocze, by na zielonym szlaku wyjść naprzeciw złotej jesieni.
Ulokowaliśmy się w ośrodku wypoczynkowym „Staś”w Krasnobrodzie, leżącym na terenie parku krajobrazowego nad rzeką Wieprz. Integracja rozpoczęła się zaraz po przybyciu na miejsce. Mieliśmy okazję spotkać dawno nie widzianych znajomych oraz powitać nowych członków stowarzyszenia. Już od pierwszych chwil czuć było więź i euforia z przebywania w trzydziestoosobowej społeczności. Nie zważając na siąpiący deszcz, całą grupą poszliśmy zapoznać się z okolicą. Ten wieczór, podobnie jak dwa kolejne, sprzyjał długim, nocnym rozmowom. W atmosferze wzajemnego wsparcia i serdeczności mogliśmy wymieniać doświadczenia, dzielić się swoimi obawami i radościami oraz po prostu gawędzić, śmiać się i żartować.
Główną atrakcją wyjazdu był spływ kajakowy po Wieprzu. Wypłynęliśmy z Obroczy, skąd woda poniosła nas meandrami poprzez łąki i malownicze zagajniki. Trasa obfitowała w cudne widoki i niezapomniane wrażenia. Żywioł okazał się przyjazny, a pogoda jak na zamówienie. Piętnaście kilometrów wiosłowania dało się nam nieco we znaki. Zmęczeni i szczęśliwi regenerowaliśmy siły przy wspólnym grillu.
Sobota była dniem pieszych wędrówek. Zaraz po śniadaniu pojechaliśmy do urokliwego Zwierzyńca, by stamtąd wejść na Bukową Górę. Wzniesienie liczy sobie 310 m n.p.m. i, choć podejście nie zajmuje wiele czasu, jego roztoczański czar zapada w pamięć. Szlak wiódł nas przez las ponad stuletnich sosen, świerków i buków. Na szczycie zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym, skąd roztaczał się widok na pobliskie tereny i wieś Sochy, uroczo wtuloną w wąwóz poniżej.
Będąc w Zwierzyńcu nie mogliśmy nie odwiedzić tamtejszego słynnego browaru. Daliśmy sobie chwilę na załapanie oddechu i szybką przekąskę, a następnie znów wyruszyliśmy w trasę – tym razem w kierunku Huty Szumy. Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki Tanew, która, szemrząc niespokojnie, kaskadami spływa po skalnych progach, tworząc szereg bajecznych wodospadów. Wędrowaliśmy wąską, półdziką ścieżką, zapatrzeni w spienioną rzekę, zasłuchani w jej szum.
Gdy zapadł zmierzch, postanowiliśmy wybrać się na jeszcze jedną, krótką wycieczkę i zwiedzić Zamość nocą. Podziwialiśmy jego renesansową architekturę, a było co podziwiać – Stare Miasto figuruje na Liście światowego dziedzictwa UNESCO. Wstąpiliśmy również do muzeum PRL – jedni, z nostalgią większą lub mniejszą, powspominać, inni dowiedzieć się czegoś o minionym ustroju. Po powrocie po raz ostatni zgromadziliśmy się przy grillu. Powoli nadchodził czas pożegnań.
To były krótkie wrześniowe dni. A może nam się zdawały krótkie, bo czas pędził tak szybko. Odetchnęliśmy roztoczańskim powietrzem, złapaliśmy ostatnie promyki lata. Naładowani nową energią rozjechaliśmy się do domów, każdy do swoich spraw. Choć w różnych zakamarkach Polski, fizycznie z dala od siebie, to pozostajemy jedną „J-elitą”. I już nie możemy się doczekać następnego spotkania. Do następnego razu!
Beata Budzyńska