Spełniają się medyczne marzenia ►

termedia.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Archiwum


O przewadze ewolucji nad rewolucją, planach dotyczących młodego pokolenia i interdyscyplinarności dermatologii rozmawiamy z prof. Jackiem Szepietowskim, nowo wybranym prezesem Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego, kierownikiem Katedry i Kliniki Dermatologii, Wenerologii i Alergologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Ewolucja czy rewolucja, czyli pytanie o to, co czeka Polskie Towarzystwo Dermatologiczne, którego prezesem został pan wybrany. I po pierwsze ogromne gratulacje!
– Bardzo dziękuję za gratulacje. Cieszę się bardzo, iż uzyskałem zaufanie kolegów i powierzono mi funkcję prezesa Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego. Na pytanie odpowiem bardzo krótko, bo oczywiście będzie to ewolucja. Obejmując każde dotychczasowe stanowisko w mojej karierze zawodowej, zawsze dążyłem do tego, żeby czerpać to, co z dokonań poprzedników jest najlepsze. A przecież PTD ma się dobrze. Jednak oczywiście trzeba zdawać sobie również sprawę, iż nowa osoba ma odmienne, nieco inne podejście do prowadzenia towarzystwa. Jednak wiele działań będzie kontynuacją, co także zaznaczałem podczas wyborów.

Chciałbym przede wszystkim, żeby nasza dermatologia była silna, mówiąca jednym głosem, wyrażająca wspólną opinię. Jest bardzo ważne dla naszego środowiska, żeby przez cały czas budować, wzmacniać pozycję polskiej dermatologii. Dlatego za kluczową uważam owocną współpracę z konsultantem krajowym, jak wiemy, został nim niedawno profesor Witold Owczarek. Myślę, iż wspólne działania – zarówno konsultanta, jak i towarzystwa – będą budować pozycję polskiej dermatologii. Chciałbym także, aby Polskie Towarzystwo Dermatologiczne współpracowało z innymi towarzystwami tak nam bliskimi, jak na przykład Polskie Towarzystwo Reumatologiczne, Polskie Towarzystwo Alergologiczne, Polskie Towarzystwo Pediatryczne, Polskie Towarzystwo Medycyny Rodzinnej. Mamy wspólnych pacjentów, mamy wspólne kierunki rozwoju. Oczywiście duże znaczenie ma nie tylko kooperacja z towarzystwami, ale także z innymi podmiotami, szczególnie z Narodowym Funduszem Zdrowia i Ministerstwem Zdrowia, bowiem zależy nam, jako towarzystwu, by dostęp do najnowszych opcji terapeutycznych był dla polskich pacjentów jak najszybszy i jak najszerszy. Cieszę się, iż w tej chwili nasza sytuacja jest zadowalająca, ponieważ u pacjentów z łuszczycą czy chorujących na atopowe zapalenie skóry programy lekowe pozwalają stosować najnowsze metody lecznicze. Bardzo ważna jest także dbałość naszego środowiska o odpowiednią wycenę procedur dermatologicznych, co oczywiście przekłada się także na standard postępowania. Jednak kluczową rzeczą w ewolucji jest położenie ogromnego nacisku na młodych adeptów dermatologii, na osoby, które są w trakcie rezydentury, w trakcie specjalizacji z zakresu dermatologii i wenerologii. Zwróciłbym także uwagę na młodych specjalistów.

Jaki jest wobec nich plan? Co może spowodować, iż złapią wiatr w żagle?
– Chcielibyśmy jako towarzystwo nie tylko kontynuować, ale także rozszerzać programy stypendialne, edukacyjne, grantowe, naukowe, ukierunkowane właśnie na naszych najmłodszych kolegów. A z drugiej strony, mam nadzieję, iż koledzy z całej Polski odpowiedzą na moje zaproszenie do organizowania warsztatów o charakterze praktycznym. Młodzi ludzie mogliby podróżować pomiędzy ośrodkami, wymieniać się, okresowo pracując w poszczególnych klinikach i czerpać wiedzę od znakomitych ekspertów. W ten sposób realizowalibyśmy najlepsze europejskie wzorce.

W pana wypowiedzi pojawił się temat interdyscyplinarności dermatologii. Jak pan w tym kontekście ocenia współpracę z lekarzami rodzinnymi?
– Lekarze rodzinni są dla nas bardzo istotni, bo są podstawą funkcjonowania naszego systemu ochrony zdrowia. Przypomnę, iż wiele lat temu dermatologia była wydzielona z zainteresowań lekarza rodzinnego, a to dlatego, iż do wizyty u niego nie było potrzebne skierowanie. Dzisiaj sytuacja zmieniła się, dlatego też kooperacja z lekarzami rodzinnymi jest bardzo istotna. My, jako osoby, które zajmują się problematyką chorób skóry, chorób przenoszonych drogą płciową, niewątpliwie służymy swoimi ekspertyzami i dostrzegamy szerokie pole do współpracy. Zaznaczam, iż ta kooperacja już istnieje. Przykładem niech będą polskie rekomendacje leczenia atopowego zapalenia skóry, które przygotowywaliśmy z kilkoma towarzystwami naukowymi, włączając w to także Polskie Towarzystwo Medycyny Rodzinnej. Zatem kooperacja trwa, a my jesteśmy gotowi do jej rozszerzania. Zależy nam, aby lekarze, którzy jako pierwsi mają kontakt z pacjentem, posiadali jak najszerszą wiedzę dermatologiczną.

Czy mógłby pan wymienić jedną, najbardziej obiecującą terapię, na którą warto zwrócić uwagę?
– To jest zagadnienie bardzo trudne, a to dlatego, iż przynajmniej od dwóch dekad żyjemy w czasach ogromnego rozwoju dermatologii. Wprowadzamy leki, które całkowicie zmieniają perspektywę naszych pacjentów. To co nazywamy unfulfilled needs, czyli niespełnionymi potrzebami, zdaje się być realne, spełnione. Przykładem niech będzie łuszczyca – flagowa, pierwsza dermatoza, w terapii której wprowadziliśmy leczenie biologiczne. Dzisiaj mamy także możliwość stosowania najnowszych opcji terapeutycznych w leczeniu atopowego zapalenia skóry, a jest to jednostka, która łączy dermatologię i z alergologami, i z pediatrami, i z lekarzami rodzinnymi. Liczę, iż pojawiające się nowe leki będą gwałtownie wchodzić do istniejących już programów lekowych, a także zostanie rozszerzona wiekowa dostępność do tego leczenia, bo przecież atopowe zapalenie skóry to przede wszystkim jednostka chorobowa występująca u dzieci. Mamy już leki do terapii ciężkiego AZS, które zarejestrowane są choćby od szóstego miesiąca życia dziecka. Liczę, iż właśnie to rozszerzenie – zarówno wiekowe, jak i rozszerzenie samej listy nowych preparatów – będzie następowało płynnie. Myślę w tym momencie o leczeniu biologicznym czy inhibitorami kinaz janusowych. Jednak przed nami jest też wiele nowych wyzwań i mam nadzieję, iż już niedługo dermatolodzy będą mogli skutecznie leczyć np. łysienie plackowate, a jest to choroba, w przebiegu której może choćby się zdarzyć, iż pacjent jest adekwatnie całkowicie pozbawiony owłosienia. Nie muszę tłumaczyć, jaki ma to wpływ na dobrostan zdrowia, zarówno fizycznego, jak i przede wszystkim psychicznego. Jest to choroba, która jest dewastująca, a widzimy z badań klinicznych, także z własnego doświadczenia, iż nowe opcje terapeutyczne zrewolucjonizują podejście do tej jednostki chorobowej. To samo dotyczy także bielactwa. Być może jest to nieco dalsza perspektywa, ale jestem przekonany, iż w ciągu najbliższych lat będziemy mieli skuteczniejsze, choćby – zaryzykowałbym stwierdzenie – skuteczne opcje terapeutyczne tych jednostek chorobowych. Takich przykładów moglibyśmy mnożyć więcej. I to jest piękno czasów, w których żyjemy – mamy perspektywy pozwalające wierzyć, iż będziemy mogli naszym pacjentom z chorobami skóry pomagać jeszcze lepiej, niż czynimy dotychczas.

Żeby spełniały się marzenia, konieczna jest dobra kooperacja z Narodowym Funduszem Zdrowia i z Ministerstwem Zdrowia, co w pana wypowiedzi się przewijało. Na pewno są konkretne plany i postulaty związane z programami lekowymi...
– Tak, niewątpliwie to jest godne podkreślenia. Jako Polskie Towarzystwo Dermatologiczne reprezentujemy środowisko dermatologów i jesteśmy w pełni gotowi, żeby uczestniczyć we wszystkich procesach, które będą od nas wymagane. Niewątpliwie osobą bezpośrednio współpracującą z Narodowym Funduszem Zdrowia czy ministerstwem jest konsultant krajowy. Cieszę się bardzo, iż te relacje są i będą jak najlepsze. Z profesorem Owczarkiem od wielu lat współpracujemy i zdajemy sobie obydwaj sprawę, iż tylko wspólna praca, zarówno ze strony środowiska, jak i ze strony pana profesora, doprowadzi do tego, czego oczekujemy wszyscy – a mianowicie wzmocnienia pozycji dermatologii. I ostatecznie przełoży się to pozytywnie na naszych pacjentów. Bo przecież my, lekarze, jesteśmy po to, aby im służyć.

Zapraszamy do obejrzenia wywiadu:

Idź do oryginalnego materiału