Według ustaleń śledczych w każdym przypadku dzieciom miały zaszkodzić toksyczne opary z preparatów używanych przez ich najbliższych niezgodnie z instrukcją i bez odpowiedniego przeszkolenia. Na sytuację reaguje Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi – niebezpieczne produkty wycofywane są z najpopularniejszych platform internetowych, a do prokuratury trafia zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez osoby sprzedające tego typu środki klientom, którzy nie mają odpowiednich kwalifikacji i uprawnień do ich stosowania.
Wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak tłumaczył na antenie TVN24, iż według ustawy sklepy powinny sprawdzać, czy osoby, które kupują truciznę, mają odpowiednie pozwolenia. I o ile robią to placówki stacjonarne, to w internecie jest inaczej – przynajmniej część sklepów takich kwalifikacji nie weryfikuje, poprzestając jedynie na przyjęciu od kupującego oświadczenia o posiadaniu uprawnień. – Każdy, kto sprzedaje truciznę osobom, które nie są do tego przeszkolone, nie zweryfikuje, czy ta osoba ma odpowiednie szkolenie, moim zdaniem ma krew na rękach tych osób, które nie żyją, tych dzieci – powiedział w TVN24 wiceminister rolnictwa. Dodał też, iż rozmawiał już z platformami OLX i Allegro, i te zgodziły się na wycofanie ze sprzedaży internetowej produktów do deratyzacji.
Wszystko na to wskazuje, iż to właśnie one przyczyniły się w ciągu ostatnich kilku dni do śmierci trojga już maluchów. W każdym przypadku w pobliżu lub w miejscu zamieszkania dzieci takie środki były stosowane. Eksperci podkreślają, iż nie chodzi tu o bezpośredni kontakt kilkulatków z preparatami, ale z ich oparami, które najpierw przenikają do powietrza, a potem do dróg oddechowych poszkodowanych. – To bardzo toksyczne substancje. Potrafią zabić w kilkanaście do kilkudziesięciu sekund. czasu w ratunek jest niewiele. Najbardziej narażone są małe dzieci – mówił dla „Faktu” Eryk Matuszkiewicz, toksykolog z Poznania.
Pierwsze informacje medialne o początkowo tajemniczych zatruciach dotyczyły 9-letnich bliźniaków ze Skarszyna w woj. mazowieckim. Dzieci na szczęście udało się uratować. Potem jednak doszło do tragedii.
Czarna seria zgonów rozpoczęła się 6 listopada. Tego dnia w szpitalu w Nowym Tomyślu zmarła 3-letnia dziewczynka ze wsi Ujazd. Portal PGO24 pisał, iż na posesji, gdzie mieszkała, zastosowano środek chemiczny przeciwko gryzoniom. Preparat został użyty na zewnątrz budynku. Cytowany przez Wirtualną Polskę bryg. Marcin Nowak ze straży pożarnej w Grodzisku Wielkopolskim wyjaśniał, iż trutka rozłożona w postaci pastylek i proszku wywołała reakcję chemiczną, w wyniku której powstał toksyczny fosfowodór. Służby twierdzą, iż preparat znajdował się w wielu zakamarkach elewacji i został zalepiony pianką montażową. – Stężenie fosforowodoru, który się z nich wydzielał, było przekroczone kilkanaście razy – mówi „Gazecie Wyborczej” brygadier Marcin Nowak.
Trzy dni później media obiegła informacja o kolejnym zgonie. Tym razem w szpitalu w Lublinie zmarł 2-latek. Do placówki trafili też jego rodzice i dziadkowie mieszkający wspólnie w jednym domu w Tomaszowie Lubelskim. – W toku czynności ustalono, iż dzień wcześniej w piwnicy budynku rozłożono silny środek gryzoniobójczy i owadobójczy – wyjaśniał na antenie Polsat News Andrzej Fijołek, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie.
Do tej tragicznej wyliczanki najprawdopodobniej trzeba dopisać także zgon 2,5-latka z Jonkowa koło Olsztyna w Warmińsko-Mazurskiem. Jak informuje Polsat News, chłopiec trafił do szpitala w Olsztynie z objawami zatrucia, nie udało się go uratować. I choć przeprowadzona sekcja zwłok nie wykazała jednoznacznej przyczyny śmierci, to śledczy biorą pod uwagę, iż chłopiec mógł zatruć się środkiem chemicznym do zwalczania kretów. Jak ustalił reporter RMF FM, na posesji przy domu znaleziono puste opakowanie po preparacie do zwalczania kretów. Granulki mogły wydzielać trujący gaz.
– Tych preparatów na polskim rynku jest naprawdę niewiele, są określane jako środki silnie toksyczne i nie wolno ich używać w okolicach domostw. Osoby, które nie posiadają przeszkolenia, w ogóle nie powinny mieć ich w rękach – podkreślił w rozmowie z TVP Info Paweł Kaczmarczyk, ekspert do spraw zwalczania szkodników. Zaznaczył jednak, iż w wielu sklepach internetowych przy zakupie wystarczy kliknąć – bez żadnej dodatkowej weryfikacji – iż posiada się wymagane przeszkolenie i pozwolenie, aby bez problemu zakupić taką trutkę. – Jest to bardzo duże zagrożenie. Środek przewożony jest przez kuriera, który jest narażony na zatrucie. Potem trafia do paczkomatu, gdzie może zdarzyć się roz szczelnienie, a wtedy każdy, kto korzysta z paczkomatu, jest narażony na zatrucie – mówił Kaczmarczyk. Jego zdaniem tego typu sprzedaż w internecie powinna być zakazana.
Wiceminister Kołodziejczak mówił na antenie Radia Zet, iż przygotowywane są już zmiany w przepisach, dzięki którym dostęp do groźnych środków będą mieć jedynie profesjonaliści. Resort rolnictwa zlecił też kontrole Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Do tej pory inspektorzy nałożyli 110 mandatów. – Pamiętajmy, iż w tym przypadku sklep może stracić licencję, a kara grozi także osobie, która nielegalnie kupiła niebezpieczny środek – zaznaczał Michał Kołodziejczak.