

Z relacji matki 10-latka wynika, iż dziecko doznało urazu w niedzielę po południu podczas zabawy nad Bulwarem Nadmorskim w Gdyni. W pewnej chwili wokół kostki chłopca zawinęła się smycz psa, a dziecko upadło na ziemię, uderzając głową o utwardzoną kamieniami ścieżkę.
Chłopiec nie stracił przytomności, ale dopiero po kilkunastu minutach pojawiły się niepokojące symptomy. — Syn przyszedł do mnie i zapytał, dlaczego boli go kostka. Zapytałam go: „Czy ty pamiętasz, co się wydarzyło, iż upadłeś?”. Wtedy powiedział mi, iż zupełnie nie pamięta tego, co się stało. To był taki pierwszy sygnał, iż rzeczywiście powinniśmy skorzystać z pomocy lekarza, żeby ktoś zajrzał, czy na pewno wszystko jest w porządku — mówi pani Magda w rozmowie z RMF FM.
„My nie udzielimy wam pomocy”
Kobieta zabrała dziecko na SOR w centrum Gdyni do Szpitala Miejskiego im. Św. Wincentego a Paulo, należącego do spółki Szpitale Pomorskie. Nie było tam innych oczekujących dzieci, więc spodziewała się szybkiej pomocy.
— Wyszedł do nas pracownik szpitala i powiedział: „Dobrze, iż jesteście, natomiast my nie udzielimy wam pomocy, bo nie ma kto tej pomocy udzielić” — relacjonuje zbulwersowana matka 10-latka. Pani Magda zapytała personel, co powinni w takiej sytuacji zrobić. Pielęgniarka zasugerowała, iż mogą samodzielnie udać się do szpitala na gdańskiej Zaspie lub poczekać na karetkę, która przewiezie chłopca do placówki w Wejherowie.
Na pytanie o czas oczekiwania usłyszała jedynie, iż nie wiadomo, ponieważ jest wielu pacjentów. Gdy chciała dowiedzieć się, czy syn otrzyma natychmiastową pomoc, nie uzyskała jasnej odpowiedzi.
Dziecko znalazło pomoc w innym mieście
Kobieta nie kryje oburzenia i zastanawia się „jak to jest możliwe, iż jesteśmy w szpitalu w dużym mieście i nie ma kto zająć się dzieckiem, które doznało urazu głowy”. — Podjęłam decyzję, iż jedziemy do Gdańska, skoro tam możemy uzyskać pomoc — opisała matka 10-latka.
W trakcie podróży do Gdańska stan chłopca się pogorszył. Pojawiły się nudności, a dziecko zaczęło przysypiać. Pani Magda zadzwoniła pod numer alarmowy, gdzie otrzymała wskazówki dotyczące postępowania. Operator zalecił, by udać się do szpitala im. M. Kopernika, który jest przystosowany do przyjęcia takiego pacjenta, i zapewnił, iż w razie pogorszenia się stanu dziecka może wysłać karetkę.
W szpitalu w Gdańsku chłopiec został przebadany przez ratownika, a następnie przez lekarza, który skierował go na prześwietlenie głowy. Na szczęście badania nie wykazały poważnych obrażeń.
Szpital przeprasza. „Czasem zdarzają się takie sytuacje”
Głos zabrało już kierownictwo gdyńskiego szpitala, które potwierdziło, iż poinformowało matkę 10-latka o braku dostępnego chirurga dziecięcego na oddziale.
— Czasem zdarzają się takie sytuacje ze względu na bardzo małą liczbę lekarzy z zakresu chirurgii dziecięcej. Są sytuacje losowe, gdzie tego chirurga dziecięcego po prostu nie ma. Ubolewamy nad tym i możemy mamę przeprosić — przekazała RMF FM Małgorzata Pisarewicz, dyrektor ds. komunikacji społecznej i promocji spółki Szpitale Pomorskie.
Narodowy Fundusz Zdrowia zwrócił się do spółki Szpitale Pomorskie o wyjaśnienie sytuacji. Sprawą zainteresował się także Rzecznik Praw Pacjenta, który sprawdzi, czy nie doszło do naruszenia praw pacjenta.