W listopadzie podjąłem trudną decyzję o powrocie na siłownię po ponad dwóch latach przerwy. Trudną, ponieważ było mi zbyt wygodnie by ruszyć się z miejsca. Na początku szło mi ciężko. Mimo iż pamiętałem to co robiłem x lat wcześniej, wciąż bałem się, iż zbyt gwałtownie odpuszczę. Chodziło mi kilka razy po głowie poddanie się. Po kilku miesiącach nastąpił jednak przełom, który zmienił mnie nie tylko fizycznie, ale także mentalnie. Pokochałem się z ćwiczeniami. Zacząłem doceniać fakt, iż cały czas coś ze sobą robię. Przypomniał mi się mój upór, gdy chodziłem z mamą po lekarzach jeszcze w 2017 roku, gdy słyszałem, iż część „znawców” mówiła mi, iż z cukrzycą na siłowni to tak średnio. Byłem wtedy jeszcze niepełnoletni, a by móc ćwiczyć potrzebowałem zgody mamy. Ta wyraziła zgodę pod warunkiem, iż lekarz się zgodzi. No i po lataniu i pytaniu o opinię w końcu mogłem zacząć ćwiczyć. Nie ma sensu rozmyślać nad tym, gdzie bym był teraz gdyby nie prawie dwuletnia przerwa, ale najważniejsze jest teraz to, iż nie wychodzę z rytmu.
A co do zmiany mentalnej. Pamiętam jeszcze mój strach przed zmianami. Bałem się wyjść z tej sławnej „strefy komfortu”. I postanowiłem ostatnio więcej ryzykować, by móc w końcu wyjść na prostą. Uczę się nowych rzeczy. Szukam możliwości. No i stało się ostatnio coś czego się nie spodziewałem. Chciałbym opowiedzieć o tym nieco więcej, ale z drugiej strony nie chcę zapeszyć. Podpowiem jedno. Europejski Korpus Solidarności.
Jestem przekonany, iż niedługo będę mógł pochwalić się nowymi, ciekawymi rzeczami, które się u mnie dzieją, a ja to tak uwielbiam. Ciekawi mnie, czy piętnastoletni ja, który równo osiem lat temu zakładał tego bloga byłby dumny (dopiero w tym momencie, gdy to piszę, zwróciłem uwagę na to, iż mój blog ma dzisiaj urodziny, choć pierwszy post powstał dopiero 5 dni później). Sądzę, iż tak. Pomimo wielu błędów, które popełniłem po drodze.