Rozmowy z dealerkami, zabójczyniami, oszustkami. Przeczytaj fragment "Nadziei Skazanych"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Fot. unsplash / Eric Ward


Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego? "Coś" czyli handlować narkotykami, prostytuować się, kraść... I to wszystko mając na utrzymaniu dziecko, z reguły nie jedno. Prawda, która wyłania się z książki Katarzyny Borowskiej "Nadzieja Skazanych", nie będzie dla nas wygodna.


- Zależało mi na tym, by pokazać ludzkie oblicze osadzonych - przekonuje autorka w rozmowie z Magdaleną Woźniak. To niełatwe zadanie udaje się wykonać najprostszymi środkami: szczerą rozmową, dialogiem, próbą zrozumienia.

W "Nadziei skazanych" znajdziemy więc wywiady z dealerkami, oszustkami, zabójczyniami. Jak czytamy w opisie wydawcy, Borowska rozmawia z "kobietami, które padły ofiarą swojej naiwności albo od najmłodszych lat poszukiwały na ulicy namiastki domowego ciepła". Autorka oddaje również głos pracownikom Służby Więziennej, którzy propagują w prowadzonych przez siebie placówkach „resocjalizację poprzez miłość”.

- Ważne, by uświadomić sobie, iż w polskich więzieniach nie zostają osadzeni tylko ludzie - "bestie" - twierdzi. Przekonajcie się sami, czy tak jest naprawdę. Oto fragment książki "Nadzieja skazanych":

****


Jadźka ma 36 lat. W rzeczywistości ma na imię Anna. Jadźka to ksywa, jaką przyjęła od imienia swojej mamy. Sama jest mamą piątki dzieci, przy czym najmłodszego syna odebrano jej zaraz po urodzeniu. Nie może się pogodzić z tym, iż została rozdzielona z dziećmi, jednocześnie mówi, iż zrobi wszystko, by je odzyskać.

Katarzyna Borowska: Co mi o sobie powiesz, Jadźka?


Jadźka: Co powiem? Prawdę. Jestem fizycznie podobna do mamy. Ona jest naturalną blondynką, ja też, ale mnie blond nie pasuje. Pasuje mi czarny. Z charakteru też jestem do mamy podobna, ale dużo mam z ojca. Zawziętość i upór mam po mamie. Tata nie żyje, był alkoholikiem i się wykończył. Mama nie odwiedza mnie, jest teraz w Niemczech. Jeden brat powiesił się kilkanaście lat temu. Przez kobietę, bo chciała go porzucić, zdradziła go, wyjechała do Niemiec. Chciała mu zabrać syna, bo jakiegoś Turasa [mężczyznę pochodzącego z Turcji] poznała. Ona ogólnie się puszczała. Powiem pani, iż poczułam ulgę, kiedy brat umarł, bo on mnie bił. Na pogrzebie choćby mnie trochę winili, iż on nie żyje, bo nie mieliśmy dobrych relacji. Ale on się nade mną znęcał, bił mnie praktycznie do osiemnastego roku życia. Ale gdzieś… mu to wybaczyłam [płacz].

K.B.: Rodzice nie reagowali na przemoc wobec ciebie?


J.: [ze łzami] Nie miałam mamy, ona wyjechała. Kiedy miałam siedem lat, to jeździłam z rodzicami na handel fajkami. Wtedy w Zielonej Górze zarabiało się na handlu fajkami. Mając sześć, siedem lat, ubrana w sukieneczkę, z pluszowym misiem, jeździłam jako przykrywka, żeby nam auta nie przewalili. I tak co noc. Wstawałam o pierwszej w nocy, jechaliśmy z rodzicami do Niemiec i tej samej nocy wracaliśmy. Rano szłam do szkoły, do zerówki. Później nagle mama odeszła, bo w domu coś się posypało. Pojawiły się długi, groziła nam eksmisja. Mama mnie zostawiła. Jak miałam praktycznie wszystko, tak wszystko straciłam [płacz] i zostałam sama.

K.B.: Jak to sama?


J.: Ojciec pił, więc wychowywał mnie brat, a ja po prostu nie dogadywałam się z nim. Agnieszka, jego żona, znęcała się nade mną psychicznie, a prawda jest taka, iż kiedy ona chodziła po knajpach i się puszczała, to ja z ich synkiem siedziałam.

K.B.: Nie bronię twojego brata, ale prawdopodobnie przerosło go wychowywanie siostry.

J.: adekwatnie to sama się wychowałam, ulica mnie wychowała. Kiedy dostałam dowód osobisty, wyszłam z domu i nie wróciłam. Nie było mnie przez dziesięć lat. choćby kiedy mama była w Polsce, nie wróciłam, bo nie mogłam jej wybaczyć, iż wyjechała i nie wzięła mnie ze sobą. Wychowała trzech starszych synów, a mnie zostawiła. Tata, jeżeli nie pił, to dbał o mnie, ale kiedy pił, to musiałam dbać sama o siebie. Więc ulica mnie wychowała, a na tej ulicy zaczął wychowywać mnie przyjaciel.

K.B.: Powiesz coś o nim?


J.: Od dwudziestu lat mam jednego przyjaciela i jestem z tego dumna, bo to zaszczyt mieć prawdziwego przyjaciela. Jest starszy ode mnie o dwadzieścia lat, ale to jedyna bliska mi osoba oprócz moich dzieci. On był i jest przy mnie cały czas. Pisze do mnie listy, próbuje mnie stąd wyciągnąć, stara się o bransoletkę, żebym mogła wyjść. Wie pani, kiedy patrzę i widzę, iż zawiść i zazdrość jest motorem napędowym tego świata, to mimo iż nie miałam łatwego życia, wychowałam się wśród facetów, wśród grypsujących, to dziękuję teraz mamie, iż mnie zostawiła. choćby tutaj w więzieniu ludzie potrafią z zawiści zrobić komuś przykrość. Tam na zewnątrz jest tak samo. Miałam do niej żal, ale zrozumiałam, iż gdyby inaczej potoczyło się moje życie, gdyby ona mnie nie zostawiła, to ja bym nie była taka, jaka jestem.

K.B.: Jaka?


J.: Dumna z siebie. Mam zasady, wychowałam się na zasadach. Siedzę tutaj za męża, za znęcanie się nad nim. To po prostu śmieszne. Dziesięć lat z nim byłam, urodziłam mu piątkę dzieci. Znęcał się nade mną psychicznie, wykańczał mnie, a ja, gdy usnął, po prostu waliłam go w ryj, bo już nie wiedziałam, co robić. To zostało mi z dzieciństwa. Ale z nim nie szło się dogadać.

K.B.: Z mężem?


J.: Tak. Dzwonił na mnie na policję. Sam pił, ćpał, a na mnie donosił.

K.B.: A ty ćpałaś?


J.: Też miałam z tym kontakt, bo ulica rządzi się swoimi prawami. Żeby przeżyć, musiałam z czegoś żyć. Szanują mnie za to w mieście, w świecie facetów, bo choć najłatwiej byłoby dupą ruszyć i zarobić, ja tego nie zrobiłam. Wolałabym umrzeć z głodu, a nigdy bym tego nie zrobiła. Nie mogłabym w lustro spojrzeć. Nigdy nie dałam dupy za pieniądze, nigdy. I to jest sztuka. Zyskać szacunek wśród facetów, nie dając dupy. Jestem jedną z niewielu osób, która może powiedzieć, iż faceci robią ze mną interesy. W świecie, gdzie są prochy, gdzie jest mafia, gangsterka, gdzie są rzeczy legalne i nielegalne. W świecie, w którym, żeby przeżyć, trzeba jakoś żyć.

K.B.: Nigdy nie pracowałaś legalnie?


J.: Chodziłam do pracy, nie mówię, iż nie. Skończyłam szkołę, mam maturę. Przez osiem lat, kiedy wychowywałam dzieci, nie pracowałam. Potem poszłam do pracy i dorobiłam się kolejnego dziecka. On robił [mąż] wszystko, żeby mnie przy sobie zatrzymać. Tak więc ja pracy się nie boję, ale mówię o tym życiu, zanim go poznałam. Taka jest prawda, iż żyjąc na ulicy, łatwiej mi było utrzymać się z rzeczy nielegalnych.

K.B.: Co robiłaś?


J.: Prochami handlowałam na przykład. No, w tym jestem dobra. Ćpać też trzeba umieć, pić też trzeba umieć, bo ci, którzy nie potrafią, to wyglądają jak… albo nie wyglądają, tylko leżą parę metrów pod ziemią. Na to, co przeszłam, co przeżyłam, przećpałam, przechlałam, to na swoje lata nie wyglądam.

K.B.: A ile masz lat?


J.: A na ile wyglądam?


K.B.: yyy trzydzieści sześć.

J.: No i brawo! Właśnie skończyłam trzydzieści sześć lat. Tutaj wyglądam jak wyglądam, ale w mieście, jeżeli się umaluję, ubiorę w swoje ciuchy, to dają mi dwadzieścia.

Idź do oryginalnego materiału