Recepta na formę od farmaceuty…

mgr.farm 2 godzin temu

Krzysztof Barczyk mieszka i pracuje w Bielsku-Białej. Ma dwójkę dzieci w wieku pięć i osiem lat. Z wykształcenia jest farmaceutą, jednak zawodowo zajmuje się prowadzeniem indywidualnych treningów dla osób, które chcą poprawić swoją kondycję fizyczną i wygląd. Sam przyznaje, iż w wieku 40 lat jest w najlepszej życiowej formie – można przekonać się o tym na jego profilu na Instagramie (

).


Jak trafiłeś na farmację? Dlaczego zdecydowałeś się studiować właśnie ten kierunek?

Krzysztof Barczyk: Zdecydowałem się na farmację, ponieważ w tamtym czasie był to zawód, który dawał większe perspektywy i możliwości niż dzisiejsza praca farmaceuty. Nie powiem, żeby farmacja była moją życiową misją, ale odkąd pamiętam, interesowałem się tematyką medyczną i wiedziałem, iż chcę iść w tym kierunku. Przyznam, iż w trakcie studiów poczułem, iż jestem we adekwatnym miejscu. Bardzo miło wspominam studia.

Jak zaczęło się Twoje zainteresowanie sportem? Jakie sporty uprawiałeś lub uprawiasz?

Sport uprawiałem zawsze, ale jako dziecko robiłem to bardzo niechętnie. Byłem bardzo chudym i słabym chłopcem, więc moja wytrzymałość czy siła była kiepska. Dlatego sport nie sprawiał mi przyjemności. Na moje szczęście rodzice byli zdeterminowani i konsekwentni w tym temacie. Razem z bratem mieliśmy uprawiać jedną dyscyplinę zimową i jedną letnią. Jaką – to już zależało od nas, więc z dłuższych sportowych przygód mogę wymienić narty, rolki, sporty walki, tenis, biegi, kolarstwo i sporty siłowe czy wodne. Zaliczyłem także kilkuletni epizod hokeja na rolkach, co było dość zabawne, bo w tamtym czasie ochraniacze były większe ode mnie. Jak widzisz, było tego sporo.

Dzięki takiej różnorodności odkryłem, w czym czuję się najlepiej, i były to sporty wytrzymałościowe. Dopiero po studiach zacząłem się interesować tym ponownie. Okazało się, iż mimo wieloletniej przerwy od regularnego sportu jestem w tym całkiem dobry i przez kolejne lata rozwijałem się w kolarstwie szosowym. Po urodzeniu się syna brakowało już czasu w regularne długie rozjazdy, więc zacząłem biegać z wózkiem po parku chorzowskim. Sporo kilometrów nabiliśmy razem… bieganie wymaga znacznie mniej czasu w trening niż kolarstwo. Wytrzymałościówkę uzupełniałem siłownią, żeby całkiem nie „zniknąć”, bo już i tak byłem wystarczająco chudy.

A iż uwielbiam rywalizację, to startowałem w bardzo wielu wyścigach czy biegach. Trenowałem bez względu na pogodę, a jak było naprawdę źle, to wybierałem siłownię. Oczywiście taka intensywność treningów powodowała większe lub mniejsze kontuzję, co wyłączyło mnie z biegania na długi czas. Na półmaratonie w Tychach uszkodziłem kolano, co skierowało moją uwagę na siłownię. I tak zostało do dziś.

Na ten moment sport, z którym mam regularnie do czynienia, to oczywiście siłownia, która stała się dla mnie także miejscem wyciszenia i odpoczynku, co może wydawać się nietypowe, ale naprawdę tak jest. A od czasu do czasu trafia się boks, rolki, ścianka wspinaczkowa czy wiele innych aktywności, ale raczej w kategoriach rozrywki i zabawy. Lubię aktywnie spędzać czas, więc urozmaicam go, próbując nowych rzeczy. W tym roku bardzo spodobało mi się pływanie na SUP-ie.

Masz imponującą sylwetkę, której może Ci pozazdrościć wielu mężczyzn. Zdaje się jednak, iż nie zawsze tak było? Jak długo zajęło Ci dojście do takich efektów?

Dziękuję Ci bardzo, miło to usłyszeć. Nie, nie zawsze tak było. Jak już wspominałem, mam ektomorficzną budowę ciała, inaczej mówiąc: łatwiej mi być szczupłym, co jest pomocne w sportach wytrzymałościowych, a przeszkadza w siłowych. Tak na poważnie sportem zajmuję się ponad dwanaście lat, więc cały ten czas należy zaliczyć do dzisiejszego efektu, gdzie naprzemiennie przyrastałem w tkankę mięśniową, którą następnie traciłem, biegając czy jeżdżąc na szosie. Na samej siłowni, czyli bez wytrzymałościowych dyscyplin, jestem nieprzerwanie od ponad trzech lat i w tym czasie urosłem najbardziej. Nie spalam się. Lubię być duży, jako dziecko miałem kompleksy w związku ze swoją fizycznością.

Jesteś jednocześnie trenerem personalnym i farmaceutą. Pracujesz jeszcze w aptece?

Faktycznie przez pewien czas łączyłem obie te funkcje. Jednak od ponad roku moim jedynym źródłem dochodu jest fitness. Na ten moment trenuję ponad dwadzieścia osób w treningach personalnych, a także mam bardzo wielu klientów, których prowadzę online w zakresie planów treningowych czy diet. Dużo pracuję, co mnie bardzo cieszy. Równoczesna praca w aptece i jako trener była zbyt obciążająca, więc musiałem wybrać, a wybór był prosty. Po czternastu latach w aptece miałem jej dosyć, wypaliłem się. I patrząc po znajomych, nie jestem odosobnionym przypadkiem. Wiele koleżanek i kolegów nie pracuje już w aptekach, a inni myślą o odejściu. Oczywiście dochodzi tu aspekt finansowy.

Smutne jest to, iż mamy czasy, kiedy proste zawody, niewymagające ukończenia ciężkich studiów ani olbrzymiej odpowiedzialności zawodowej, zapewniają dużo lepsze finanse. Nie mam na myśli różnicy kilkuset złotych tylko dwu- lub trzykrotność pensji w aptece. Nie powinno tak być, iż np. brukarz zarabia kilka razy więcej niż kierownik apteki. Ilość kandydatów na studia idealnie to obrazuje. Młodzi nie chcą studiować, bo nie widzą tu pieniędzy, a misją czy prestiżem raty kredytu nie opłacisz.

Natomiast roczna przerwa dobrze na mnie zadziałała – do tego stopnia, iż rozważam już powrót. Oczywiście nie mam zamiaru rezygnować z mojego obecnego zajęcia, ale chętnie bym wrócił do apteki na godziny. Myślę, iż teraz z inną energią, którą mam, i z innym podejściem do pracy, jak do czegoś dodatkowego, a nie obowiązkowego. Zniknęła codzienna gorycz, a na jej miejsce przyszedł uśmiech i spełnienie zawodowe, bo jako trener czuję się spełniony. Chętnie spożytkuję tę energię „za okienkiem”.

Przeczytałeś tylko 40% wywiadu
Całość dostępna w najnowszym numerze magazynu MGR.FARM

Idź do oryginalnego materiału