Ratownicy mówią agresji stop

termedia.pl 1 rok temu
Zdjęcie: 123RF


Ratownicy z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi zmieniają taktykę – nie będą nagłaśniać przypadków agresji na załogi karetek, zamierzają za to informować o każdym przypadku, gdy sprawca zostanie ukarany.

– O agresji wobec załóg karetek pogotowia mówi się od lat. Zdarzały się sytuacje, gdy choćby dwa razy w ciągu dyżuru ratownicy alarmowali, iż zostali napadnięci. Bywało, iż gdy ekipa prowadziła pacjenta do karetki, ten złapał nóż i próbował ugodzić w plecy idącego przed nim medyka. Albo, iż pobudzony pacjent rzucał się w samochodzie, szalał, szarpał ratowników i demolował pojazd. Nierzadko ratownicy słyszą wyzwiska, groźby, bywają popychani, opluwani, obrażani – informuje „Gazeta Wyborcza”.

– Kiedyś informowaliśmy cyklicznie o takich sytuacjach. Ale dostrzegliśmy bardzo niebezpieczny trend – im częściej mówiliśmy o takich przypadkach, tym częściej się one zdarzały – mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.

– To mogło wynikać ze znanego z socjologii społecznego dowodu słuszności. jeżeli coś staje się częstym, powtarzalnym zjawiskiem, stanowi rodzaj wzorca dla innych, którzy w określonej sytuacji decydują się na takie zachowanie, bo słyszeli, iż inni tak zrobili – dodaje.

Dlatego pogotowie przyjmuje inną taktykę.

– Będziemy informować o sytuacjach, gdy agresor został ukarany za swoje zachowanie. Sądy działają powoli, ale skutecznie. Takich wyroków będzie coraz więcej – mówi rzecznik.

Niedawno jeden w łódzkim sądzie zapadł – o czym ratownicy informują na Facebooku.



Sprawa dotyczy 21-letniego mężczyzny, do którego karetka została wezwana w połowie października ubiegłego roku. Wzywała rodzina, zaniepokojona nietypowym zachowaniem młodego człowieka. Jak się okazało, mężczyzna był pod wpływem alkoholu i substancji odurzających. Kiedy medycy weszli do mieszkania, przywitały ich wyzwiska. Gdy ratownicy próbowali udzielić mu pomocy, stał się agresywny. Groził ratownikom śmiercią. Dlatego zespół – w myśl zasady „dobry ratownik to żywy ratownik” – wycofał się z mieszkania.

Wyjście zespołu rozszalałego mężczyzny nie uspokoiło. Wybiegł z mieszkania i rzucił się, by demolować ambulans. Kopał w karoserię, uderzał pięściami w szyby, urwał lusterko. Ratownicy odjechali, niedługo wrócili na miejsce z patrolem policji.

Sprawa znalazła swój finał w sądzie.

A 22 maja zapadł wyrok. 21-latek został skazany na ograniczenie wolności. Przez najbliższe dziesięć miesięcy będzie wykonywał nieodpłatnie prace na cele społeczne. Zapłaci również 2 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.

– To nie jest wyrok surowy, ale uważamy, iż jest adekwatny do popełnionego czynu – mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Adam Stępka.

Idź do oryginalnego materiału