Niniejszy raport został przygotowany przez zespół analityków z Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych, w ramach projektu InfoTester. W jego skład wchodzą również redaktorzy portalu FakeNews.pl.
Projekt InfoTester obejmuje analizę głównie portali internetowych, stąd tylko częściowo bierze on pod uwagę media społecznościowe. Raport PJATK daje bardzo dobry obraz tego, w jaki sposób dezinformacja dotycząca praw kobiet wykorzystywana jest do walki politycznej. Pokazuje też, w jaki sposób środowiska zwolenników teorii spiskowych oraz grup radykalnych traktują ruchy feministyczne i emancypacyjne. W dominującej większości jest to obraz skrajnie negatywny, często połączony ze słowną agresją wobec kobiet walczących o swoje prawa.
Należy zaznaczyć, iż tekst powstawał w listopadzie 2022 roku, więc nie prezentuje zjawisk, które pojawiły się w przestrzeni publicznej po tej dacie.
Ze względu na obszerność raportu podzieliliśmy go na 4 części tematyczne, które publikujemy osobno na naszej stronie. W poniższym tekście ukazana jest dezinformacja dotycząca zapłodnienia pozaustrojowego oraz naprotechnologii. Omówienie poszczególnych wątków zidentyfikowanych jako dominujące prezentujemy w tym i kolejnych artykułach:
- Raport PJATK o prawach kobiet część 1: edukacja seksualna i antykoncepcja
- Raport PJATK o prawach kobiet część 2: in vitro i naprotechnologia
- Raport PJATK o prawach kobiet część 3: aborcja
- Raport PJATK o prawach kobiet część 4: ruchy feministyczne
Trendy w dezinformacji dotyczącej praw kobiet oraz praw reprodukcyjnych (część 2)
Autorzy: Katarzyna Lipka, Filip Szulik-Szarecki, Magdalena Wilczyńska, Mateusz Zadroga.
Polska batalia przeciwko in vitro
Głównym celem dezinformacji dotyczącej metody in vitro jest zniechęcenie do niej odbiorców. Odbywa się to najczęściej poprzez przedstawienie jej jako niemoralnej i obarczonej licznymi powikłaniami w postaci wad genetycznych płodu. Z metodą in vitro zestawia się często naprotechnologię, która według autorów narracji ma być, zgodna z ideologią katolicką, alternatywą dla zapłodnienia pozaustrojowego. Częstym zabiegiem, który ma dowodzić wyższości naprotechnologii nad in vitro jest zestawienie zmanipulowanych danych na temat skuteczności obu metod.
Analiza narracji dezinformacyjnych związanych z metodą zapłodnienia pozaustrojowego wykazała, iż za jej rozprzestrzenianie odpowiadają w głównej mierze źródła związane ze środowiskami katolickimi i tzw. ruchami pro-life. Nie oznacza to jednak, iż fałszywe informacje dotyczące zapłodnienia pozaustrojowego występuje na wszystkich stronach powiązanych z katolicyzmem. Mniej licznie pojawiają się one również na portalach związanych ze skrajną prawicą.
Charakterystyczną cechą tej kategorii jest stałość narracji występujących w jej obrębie. Nowe wątki pojawiają się sporadycznie i są raczej szczegółowym rozwinięciem bardziej ogólnej narracji funkcjonującej od dłuższego czasu. Debata na temat in vitro jest w Polsce częścią dyskursu politycznego i może być wykorzystywana jako część kampanii. Bywa iż nieliczne nowe podnarracje pojawiają się bezpośrednio w wyniku wypowiedzi duchownych katolickich w odpowiedzi na bieżące wydarzenia polityczne.
Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego
Mimo iż pierwsze polskie dziecko poczęte w wyniku procedury in vitro urodziło się w 1987 roku, to zwiększoną liczbę narracji dezinformujących w tym temacie obserwujemy dopiero od 2013 roku, kiedy rząd zapowiedział krajowy program dofinansowania tej procedury.
Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego został uruchomiony 1 lipca 2013 roku i początkowo był przewidziany do 30 czerwca 2016 roku. Wraz z jego zapowiedzią na sile przybrała narracja o wadach genetycznych, mających rzekomo licznie występować u dzieci urodzonych w wyniku tej metody. Dodatkowo za sprawą księdza Franciszka Longchamps de Bérier, członka zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski, w debacie publicznej pojawił się wtedy termin tzw. bruzdy dotykowej.
W ostatnim roku rządów PO-PSL finansowanie programu zostało przedłużone do 31 grudnia 2019 r. Decyzja ta była jednak krytykowana przez PiS, które po przejęciu władzy ograniczyło jego finansowanie do połowy 2016 r..
Po zakończeniu rządowego programu inicjatywę przejęły samorządy, dzięki czemu poza Częstochową, która dofinansowywała procedurę in vitro już w 2012, możliwość ta była dostępna w kolejnych miastach. W 2018 r. o dofinansowanie zabiegów in vitro mogli starać się mieszkańcy 10 miast (Warszawy, Gdańska, Poznania, Łodzi, Słupska, Częstochowy, Sosnowca, Szczecinka, Ostrowa Wielkopolskiego, Chojnic) i województwa łódzkiego.
Z czasem liczba gmin wspierających osoby zmagające się z niepłodnością była coraz większa. Towarzyszył temu jednak duży opór środowisk religijnych. Największą batalię stoczono w Krakowie, który ostatecznie w 2021 r. przystąpił do refundacji procedury. Problemem jest jednak przez cały czas niska dostępność refundacji procedury in vitro w gminach wiejskich (pierwszą z nich było Tarnowo Podgórne w 2019 r.).
Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego
W 2016 roku w trakcie „II Podkarpackiej Konferencji Naukowej — Naprotechnologia w diagnostyce i leczeniu niepłodności” wykład otwierający spotkanie wygłosił ówczesny sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia, Jarosław Pinkas, będący jednocześnie przewodniczącym zespołu przygotowującego nowy program ochrony zdrowia prokreacyjnego. Poinformował on o rezygnacji z in vitro oraz zapowiedział zastąpienie go innym, jego zdaniem bardziej efektywnym, programem. Skuteczność poprzedniego ocenił na „zaledwie 7%” i twierdził, iż nowy jest w stanie osiągnąć 93% skuteczność.
W tym samym roku program finansowania in vitro został zastąpiony przez rząd PiS programem kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego, który w świadomości społeczeństwa i w przekazie medialnym utożsamiany jest z naprotechnologią. Opiera się on głównie na diagnostyce niepłodności (stąd kryterium przystąpienia do programu był brak zdiagnozowanej niepłodności). Po określeniu przyczyny problemu, pary w nim uczestniczące miały być kierowane na dalsze leczenie w ramach programu lub w ramach systemu opieki zdrowotnej.
W kolejnych latach media informowały o ukrywaniu przez rząd danych na temat ciąż będących wynikiem programu, w rzeczywistości jednak od samego początku nie zakładał on monitorowania tego wskaźnika ani postępów w leczeniu niepłodności zgłoszonych par. Jednym z jego mierników efektywności był odsetek osób ze zdiagnozowaną niepłodnością. Kontynuowanie programu przedłużono na kolejne 2 lata w 2021 roku.
W 2019 roku media informowały o fiasku programu rządowego. W odpowiedzi na te doniesienia Ogólnopolskie Centrum Troski o Płodność stosujące naprotechnologię wydało oświadczenie mówiące o tym, iż rządowy program nie ma nic wspólnego z naprotechnologią i w związku z tym jego skuteczność nie może być utożsamiana z tą metodą.
Faktycznie trudno rozstrzygnąć, czy adekwatnym jest utożsamianie rządowego programu z naprotechnologią. W dokumencie programowym nie pojawia się słowo „naprotechnologia” ani „Model Creightona”. Dodatkowo dopuszcza on inseminację, której stosowanie jest sprzeczne z ideą naprotechnologii. Jednak wypowiedzi ówczesnych polityków partii rządzącej (m.in. Konstantego Radziwiłła i Jarosława Pinkasa), choć niejednoznaczne, sugerują ich związek.
W rzeczywistości program rządowy wykorzystuje po prostu standardowe metody diagnostyki i leczenia niepłodności, stosowane również w ramach NFZ, ale z wykluczeniem zapłodnienia pozaustrojowego. Ponieważ wiele z nich jest wykorzystywanych również w ramach naprotechnologii, termin ten został najprawdopodobniej użyty zwyczajnie jako chwyt marketingowym obliczony na uzyskanie poparcia konserwatywnego elektoratu.
Liczba ciąż i żywych urodzeń będąca wynikiem obu programów
Z danych uzyskanych z Ministerstwa Zdrowia wynika, iż w związku z funkcjonowaniem Programu Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego (2013–2016) odnotowano prawie 26 tys. ciąż (w tym 1,9 tys. wielopłodowych), których wynikiem było 22 191 żywych urodzeń. Program zakończył się 30 czerwca 2016 r. jednak przez cały czas są wprowadzane informacje o zakończeniu transferów zarodków i zakończeniu ciąż związanych z prowadzeniem programu (w związku z możliwością mrożenia zarodków). Koszt funkcjonowania programu wynosił 244 mln złotych.
W początkowych latach (2016–2020) funkcjonowania Programu Kompleksowej Ochrony Zdrowia Prokreacyjnego w Polsce finansowana była jedynie diagnostyka niepłodności, a pary biorące udział w programie, nie zostały zobowiązane do informowania ośrodka, czy proces diagnostyki zakończył się ciążą. Stąd Ministerstwo Zdrowia nie dysponuje informacjami o ciążach będących wynikiem pierwszego etapu. Z danych opublikowanych przez NIK wynika jednak, iż do końca 2019 roku w ramach programu zgłoszono dobrowolnie 294 ciąże.
Liczba ciąż potwierdzonych biochemicznie u par została uwzględniona jako jeden z mierników efektywności nowej edycji rządowego programu na lata 2021–2023. Dzięki temu dostępne są dane za 2021 rok i pierwszy kwartał 2022 roku. Z informacji uzyskanych od Ministerstwa wynika, iż było to 209 ciąż (pary biorące udział w programie nie są zobowiązane do informowania czy ciąża zakończyła się porodem). Koszt funkcjonowania programu w latach 2016–2021 wynosił ponad 39 mln złotych.
Naprotechnologia
Naprotechnologia (ang. Natural Procreative Technology), mimo naukowo brzmiącej nazwy, nie jest innowacyjną procedurą o potwierdzonej badaniami skuteczności. Polega ona głównie na samoobserwacji cyklu miesiączkowego kobiety w celu określenia dni płodnych oraz ewentualnych zaburzeń cyklu. Diagnostyka, która może trwać choćby do 2 lat, opiera się na Modelu Płodności Creightona, który polega na monitorowaniu przez kobietę takich biomarkerów jak występowanie i nasilenie objawów śluzowych, plamienia czy zmian temperatury ciała.
Naprotechnologia obejmuje również standardowo wykorzystywaną w ginekologii diagnostykę niepłodności stosując badania hormonalne oraz inne badania laboratoryjne i obrazowe, laparoskopię, czy badanie nasienia.
Warto podkreślić, iż zarówno samoobserwacja jak i pozostałe badania są wykorzystywane w medycynie rozrodu we wstępnej fazie diagnostyki i leczenia, a stosowane przez naprotechnologów zabiegi operacyjne nie różnią się od rutynowych zabiegów stosowanych w leczeniu niepłodności metodami operacyjnymi. Naprotechnologia z przyczyn ideologicznych, odrzuca jednak uznane metody leczenia niepłodności takie jak inseminacja czy zapłodnienie pozaustrojowe.
Skuteczność naprotechnologii
W świetle aktualnych polskich wytycznych Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii oraz Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników, nie ma dowodów literaturowych dotyczących celowości i skuteczności naprotechnologii. Podobnego zdania jest Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. W związku z tym naprotechnologia nie jest rekomendowanym standardem leczenia niepłodności.
Dodatkowo specjaliści podkreślają, iż wiek kobiety powyżej 35 lat znacząco ogranicza płodność, w związku z tym przedłużanie diagnostyki oraz stosowanie nieuzasadnionego i nieskutecznego leczenia w tej grupie są niezgodne z zasadami dobrej praktyki lekarskiej. Proponowanie niepłodnym kobietom, szczególnie po 35. roku życia, długotrwałej obserwacji cykli miesiączkowych może przyczynić się do spadku rezerwy jajnikowej, a w szczególnych sytuacjach — do całkowitej utraty szans na posiadanie potomstwa.
Skuteczność in vitro
Zapłodnienie pozaustrojowe ma najwyższą skuteczność spośród wszystkich metod wspomaganego rozrodu i jest metodą z wyboru u par z nieodwracalnie uszkodzonymi jajowodami, brakiem jajowodów, zaawansowaną endometriozą oraz oligoasthenozoospermią lub azoospermią przy zachowanej spermatogenezie.
Skuteczność in vitro jest dobrze udokumentowana, jednak trudno znaleźć jednolite dane ją określające w związku z licznymi czynnikami branymi pod uwagę. Wynik ten będzie różne w zależności od wieku kobiety, tego czy zarodki były wcześniej mrożone, analizowanego przedziału czasowego, a choćby kraju pochodzenia danych.
Według danych Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii w 2013 roku w Polsce skuteczność procedury in vitro wyrażona odsetkiem ciąż w przeliczeniu na punkcję jajników wyniosła 29,6%. Natomiast skuteczność transferów mrożonych zarodków była na poziomie 28,2%.
Skuteczność zapłodnienia pozaustrojowego jest zależna od wieku kobiety. Najwyższą jej wartość odnotowano w grupie pacjentek przed 35 rokiem życia. Odsetek ciąż w przeliczeniu na punkcję jajników wyniósł w tej grupie 29,7%. Wynik ten spada z wiekiem osiągając 7,7% w grupie kobiet po 40 roku życia.
Z informacji udostępnionych przez Ministerstwo Zdrowia w wynika, iż skuteczność in vitro w ramach realizacji rządowego programu na lata 2013–2016 wynosiła średnio 32%.
Narracje stosowane przeciw in vitro
Obraz debaty etycznej
Główne zarzuty kierowane w stronę in vitro dotyczą kwestii moralnych. Debata dotycząca etyczności tej procedury jest związana ze stanowiskiem Kościoła Katolickiego (m.in. związanego z definiowaniem początku życia ludzkiego). Środowisko katolickie utożsamiające zarodek z człowiekiem, zrównuje utylizację wadliwych zarodków z praktykami eugenicznymi i ludobójstwem (taki zabieg uznaliśmy za techniką manipulacyjną — przejaskrawienie). Pojawia się też zarzut komercjalizacji ludzkiego życia i przedmiotowego traktowania dziecka. Jak w wielu przypadkach kwestii bioetycznych, debata o kwestiach moralnych jest uzasadniona i znajdziemy w niej równoprawne stanowiska będące de facto opiniami. Niemniej, różnego rodzaju chwyty erystyczne mogą zostać wykorzystane w argumentacji odwołującej się do etyczności (np. równia pochyła lub treści nacechowane emocjonalnie). Mają one na celu zdyskredytowanie drugiej strony debaty. W takiej sytuacji czyjaś uprawniona opinia może mieć charakter dezinformacyjny.
W 2010 roku Katolicka Agencja Informacyjna opublikowała apel dotyczący zakazu stosowania in vitro podpisany przez 103 osoby z tytułem naukowym (m.in. inżynierowów budownictwa, fizyków, socjologów i matematyków). W 2020 roku do całkowitego zakazu nawoływał też ginekolog Tadeusz Wasilewski na łamach Polonia Christiana. W przeszłości wykonywał on zabiegi in vitro, po latach natomiast otworzył klinikę naprotechnologii. Apele te odwoływały się do aspektów moralnych procedury in vitro.
Środowiska prawicowe jak Media Narodowe upatrują w in vitro zagrożenia w postaci wykorzystania procedury przez “sodomitów”. Z kolei Wojciech Cejrowski dzieci z in vitro wychowywane w parach jednopłciowych określa mianem ofiar handlu ludźmi i przedmiotem najgorszych eksperymentów społecznych. Do walki przeciwko “homoadopcji” nawołuje też Polonia Christiana.
Na łamach portalu Bibuła przeczytamy, iż u podstaw in vitro leży koncepcja odrzucająca Boga jako źródło istnienia oraz chęć przypisania sobie statusu boskości. Podobnie katolicki tygodnik Niedziela twierdzi, iż jedynym celem Roberta Edwardsa (twórcy metody zapłodnienia pozaustrojowego, laureata Nagrody Nobla) była chęć udowodnienia, iż życie nie pochodzi od Boga.
Ciekawą narracją stosowaną przez Instytut Ordo Iuris jest narażanie dzieci urodzonych dzięki metodzie in vitro na związki krewniacze w przypadku braku znajomości tożsamości dawcy nasienia.
“Dzieci na zamówienie”
Autorzy narracji zarzucających metodzie in vitro komercjalizację życia ludzkiego posuwają się do daleko zakrojonych manipulacji polegających na przedstawieniu prawnie niedozwolonych możliwości jej zastosowania, w sposób wywołujący wrażenie, iż rozwiązania te są standardową praktyką w trakcie wykonywania procedury. Częstym zabiegiem erystycznym jest też wykorzystanie argumentu równi pochyłej, sugerując iż akceptacja procedury in vitro oznacza aprobatę również dla takich praktyk jak manipulowanie materiałem genetycznym człowieka, czy eutanazji.
Przykładowo Media Narodowe utożsamiają in vitro m.in. z klonowaniem, hybrydyzacją, zapłodnieniem nasieniem osoby zmarłej oraz manipulacją materiałem genetycznym zarodka. Ten ostatni ma być wykorzystywany choćby do celowego wprowadzania takich zmian w genomie by dziecko urodziło się kalekie. Za przykład podawane są w tym przypadku osoby głuche, pragnące głuchego potomstwa.
Podobne informacje znajdziemy na stronie Szansa Spotkania poświęconej problemom współżycia seksualnego, prowadzonej przez Zakon Braci Mniejszych Kapucynów. W tekście o. Ksawerego Knotza — redaktora naczelnego portalu, przeczytamy, iż kliniki leczenia niepłodności pozwalają na manipulacje genetyczne dotyczące koloru oczu i skóry. Następnie autor sugeruje nie tylko możliwość wybrania płci dziecka ale i możliwość “uszkodzenia pewnych genów, aby dziecko urodziło się z defektami”. Według duchownego kliniki mają dopuszczać się modyfikacji genetycznych skutkujących rozwojem głuchoty lub karłowatości.
W rzeczywistości wymienione możliwości pozostają w Polsce jedynie kwestią teoretyczną, gdyż w praktyce są one regulowane Ustawą o Leczeniu Niepłodności, która nie dopuszcza do ich stosowania. W przypadku wykorzystania in vitro do stworzenia hybrydy lub chimery, klonowania człowieka lub dokonania dziedzicznych zmian w genomie ludzkim, które mogą być przekazane następnym pokoleniom polskie prawo przewiduje karę więzienia choćby do 5 lat. Podobne ograniczenia obowiązują również w innych krajach (tutaj przykład Kanady).
To co autorzy narracji o projektowaniu dzieci określili mianem modyfikacji genetycznych zostało przez nich pomylone z preimplantacyjną diagnostyką genetyczną (PGD), która w określonych przypadkach jest dopuszczona prawem. Dotyczy ona wyłącznie par ze wskazaniem medycznym (w przypadku gdy rodzice są nosicielami nieprawidłowego wariantu genu predysponującego do rozwinięcia choroby np. mukowiscydozy). W Polsce niedopuszczalne jest jednak jej stosowanie w celu wyboru cech fenotypowych, w tym płci (grozi za to kara choćby do 2 lat pozbawienia wolności). Wyjątkiem jest sytuacja gdy wybór płci pozwala uniknąć ciężkiej, nieuleczalnej choroby dziedzicznej (np. hemofilii).
Popularna narracja o modyfikacji genomu zarodka w celu rozwinięcia głuchoty lub karłowatości wywodzi się z doniesień, które rozgrzały debatę naukową w USA w 2006 roku. Autorzy badania opublikowanego na łamach magazynu Fertility and Sterility (obecnie wycofane) twierdzili, iż część rodziców decydujących się na PGD miała to robić w celu wyboru zarodka z genotypem powodującym niepełnosprawność. Jako przykład została wymieniona właśnie głuchota i karłowatość.
W przeciwieństwie do państw europejskich, stosowanie PGD w USA nie jest ściśle regulowane prawem. Natomiast w krajach, w których obowiązują te regulacje, stosowanie PGD jest najczęściej ograniczone do selekcji przeciwko poważnej chorobie lub schorzeniu. Określenie “poważna choroba” nie jest jednak jednoznacznie i może być różnie interpretowane. Achondroplazja (karłowatość) charakteryzuje się dziedziczeniem autosomalnym (niezwiązanym z płcią) dominującym i jest letalna w homozygocie (tj. w przypadku obecności w genomie dwóch identycznych alleli danego genu). Stąd w teorii rodzice mogą zdecydować się na implantację zarodka będącego heterozygotą (tj. posiadającego dwa różne allele danego genu). Należy jednak podkreślić, iż jest to wybór dotyczący już istniejących zarodków stworzonych z wykorzystaniem komórek rozrodczych rodziców, którzy byli nosicielami genów predysponujących do rozwinięcia choroby i nie ma to związku z celową manipulacją genotypem zarodka.
Wątek z osobami głuchymi w kontekście in vitro jest eksploatowany również za sprawą historii Sharon Duchesneau i Candy McCullough z 2002 roku. Kobiety będące w związku jednopłciowym były głuche i pragnęły posiadać niesłyszące dziecko (Głusi często nie postrzegają swojej przypadłości jako niepełnosprawność, ale jako tożsamość kulturową). Ponieważ w bankach spermy głuchota jest jednak cechą dyskwalifikującą dawcę, kobiety poprosiły o donację nasienia swojego głuchego znajomego.
Wbrew temu co sugeruje jednak wywiad z księdzem Pawłem Bortkiewiczem opublikowany na łamach Radia Maryja, nie doszło tutaj do modyfikacji genetycznych zarodka ani choćby preimplantacyjnej diagnostyki genetycznej. Kobiety nie korzystały też z metody in vitro — do zapłodnienia doszło poprzez inseminację domaciczną (wprowadzenie nasienia do jamy macicy). Jedynym sposobem w jaki kobiety wpłynęły na fenotyp zarodka był dobór głuchego dawcy spermy. Ich decyzja spotkała się z głośną krytyką środowiska naukowego, bioetyków, jak i społeczności Głuchych.
W 2018 roku chiński biofizyk He Jiankui sprowadził na siebie falę krytyki po ogłoszeniu narodzin dziecka, będącego wynikiem implantacji genetycznie zmodyfikowanego zarodka (modyfikacja miała uodpornić je na zakażenie wirusem HIV). Czyn ten doprowadził do infamii naukowca, a chińskie władze uznały badacza i jego współpracowników za winnych fałszowania dokumentacji i wprowadzenia w błąd lekarzy, którzy nieświadomie wszczepili dwóm kobietom embriony ze zmodyfikowanymi genami. Za swój czyn He Jiankui został skazany na karę grzywny i 3 lat pozbawienia wolności.
Refundacja z pieniędzy katolików
Argumentem wymierzonym w programy in vitro refundowane z pieniędzy publicznych jest brak zgody na finansowanie procedury z podatków katolików, którzy są jej przeciwni. Taką narrację możemy znaleźć np. na łamach tygodnika Niedziela i Gość Niedzielny. Jednak jak wskazuje sondaż z 2015 roku poparcie społeczne dla dostępu małżeństw do metody zapłodnienia pozaustrojowego wynosiło aż 76%. Ankietowani deklarowali zdecydowanie niższe poparcie jeżeli para żyła bez ślubu — 62%. Za dostępem do in vitro dla samotnych kobiet było już tylko 44% ankietowanych.
Sprzeciw wobec dostępności in vitro ściśle korelował z poziomem religijności ankietowanych i wynosił on:
- 57% w grupie uczestniczącej w praktykach religijnych kilka razy w tygodniu,
- 20% w grupie praktykującej raz w tygodniu,
- 12% w grupie praktykującej 1–2 razy w miesiącu,
- 7% w grupie praktykującej kilka razy w roku,
- 5% w grupie nie uczestniczącej w praktykach religijnych.
Rozpatrując powyższe statystyki, należy również uwzględnić, iż według roczników Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w 2015 roku tylko 39,8% parafian uczęszczało na niedzielną Eucharystię.
Wady genetyczne
Drugim popularnym zabiegiem mającym zniechęcić do metody in vitro jest fałszywa narracja o zwiększonym ryzyku wad wrodzonych u dzieci poczętych tą metodą. Zabieg ten jest często wykorzystywany przez duchownych kotolickich, jak ks. dr. hab. Piotra Kieniewicza, który opisując dzieci z in vitro używa określenia “bomba genetyczna”.
O. Ksawery Knotz uważa, iż u dzieci tych sześciokrotnie częściej występuje zespół Widemana-Beckwitha i dwukrotnie częściej trafiają w pierwszych latach po urodzeniu do szpitala. Powodem przyjęć mają być porażenie mózgowe, epilepsja, astma, nowotwory, infekcje, zaburzenia immunologiczne, choroby reumatyczne, wady serca i układu krążenia, wady układu pokarmowego i moczowo-płciowego. W jego wypowiedzi pojawia się też ponownie wątek rodziców domagających się od klinik “uszkodzenia pewnych genów zarodka, aby dziecko urodziło się z defektami”.
Termin bruzdy dotykowej został wprowadzony do dyskursu publicznego za sprawą ks. prof. dr hab. Franciszka Longchamps de Bérier (członka zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski), który głosił, iż “są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą, iż zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych”. Ryzyko takich wad miało być według niego o 30% wyższe niż w przypadku dzieci poczętych naturalnie, a występowanie zespołu Silvera-Russella choćby 10-krotnie częstsze.
Podobny pogląd możemy przeczytać na łamach katolickiego pisma Tygodnik Powszechny. Prof. Zofia Bielańska-Osuchowska w opublikowanym tekście wymienia liczne zagrożenia, które mają dotykać częściej dzieci urodzonych dzięki metodzie in vitro. Według niej noworodki te są częściej wcześniakami, rodzą się z niedowagą. Oprócz tego mają być częściej chorować na porażenie mózgowe, epilepsję, astmę, nowotwory, infekcje, wady wrodzone i choroby wieku dziecięcego. Liczniej też mają występować u nich zaburzenia w rozwoju układu sercowo-naczyniowego i mięśniowo-kostnego.
Lista chorób na które mają być w większym stopniu narażone dzieci z in vitro jest długa i różni się w zależności od źródła. Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka dostarcza kolejnych pozycji. Wśród nich jest m.in. rozszczepienie wargi i podniebienia, zrośnięcie przełyku, czy choćby zrośnięcie odbytu. Liczne negatywne skutki zdrowotne wymienia też Katolicka Agencja Informacyjna powołując się na wypowiedź dr n. med. Moniki Zazuli umieszczonej na serwisie YouTube.
Ginekolog Bogdan Chazan w wywiadzie dla Gościa Niedzielnego dodaje do i tak już długiej listy zaburzenia epigenetyczne mające prowadzić do nowotworów, oraz zespół Angelmana, Beckwitha i Wiedemanna. Ginekolog wymienia również powikłania, które towarzyszą kobietom korzystającym z zapłodnienia pozaustrojowego: zespół hiperstymulacji, który może doprowadzić do śmierci, depresja, utrata pamięci, choroby wątroby, bóle mięśni stawów, osteoporoza. Ryzyko ciąży pozamacicznej ma być większe o ponad 75%. Nie jest to jedyny artykuł Gościa Niedzielnego w podobnym tonie. Wyszukiwanie po słowie kluczowym “in vitro” daje wynik w postaci ponad 1500 artykułów katolickiego portalu na temat zapłodnienia pozaustrojowego.
O powikłaniach u kobiet pisze również Polskie Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka. Pacjentki po in vitro mają zmagać się z nowotworami, zakrzepicą żylną i tętniczą. Listę chorób dotykających zarówno dzieci jak i kobiety poddające się procedurze znajdziemy też na portalu Abraham i Sara skierowanym do niepłodnych małżeństw.
Oprócz źródeł typowo katolickich podobne narracje pojawiają się też na stronach skrajnie prawicowych takich jak prawy.pl czy nczas.com. Według tej drugiej dzieci z in vitro charakteryzują się wyższym ryzykiem zaburzeń epigenetycznych, 40% wzrostem ryzyka niechromosomalnej wrodzonej wady rozwojowej, dwukrotnie wyższym ryzykiem wad rozwojowych serca, autyzmu i prawie 2,5 raza większym ryzykiem nowotworów dziecięcych. Autor twierdzi również, iż dzieci te cechuje 45% wzrost ryzyka zgonu. Oprócz tego mają mieć niższe IQ, zdolność ruchową i zaburzenia zachowania. Ponadto w swoim artykule autor atakuje chochoła twierdząc, iż zwolennicy in vitro uważają dzieci urodzone dzięki tej metodzie za lepsze. Całość doprawiona jest teorią spiskową o szarej eminencji w postaci bliżej nieokreślonego lobby biotechnologicznego.
W wyniku rzekomo częściej pojawiających się wad genetycznych zarodka, procedura in vitro ma być nierozerwalnie powiązania z aborcją. Taką narrację w listopadzie 2021 roku prezentowała Fundacja Życie i Rodzina (członkiem jej zarządu jest Kaja Godek). Warto podkreślić, iż argument ten został zastosowany ponad rok po ogłoszeniu wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej, który w praktyce uniemożliwił dokonanie aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu.
W 2013 roku Zespół Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych wydał komunikat, w którym stwierdził, iż osoby formułujące tezy o braku negatywnych konsekwencji genetycznych u osób rodzących się w wyniku procedury zapłodnienia pozaustrojowego wprowadzają opinię publiczną w błąd.
Rzeczywista ocena ryzyka
Twierdzenia o gorszym stanie zdrowia dzieci z in vitro nie mają podstaw naukowych. Eksperci podkreślają, iż dzieci poczęte w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego nie różnią się od dzieci poczętych w sposób naturalny.
W 2017 roku Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii (PTMRiE) wydało stanowisko, z którego wynika, iż częstość występowania wad wrodzonych u dzieci w ogólnej populacji wynosi ok. 3 %. W populacji osób niepłodnych takie ryzyko zwiększa się do ok. 4,2–4,5% i jest takie samo dla dzieci poczętych w sposób naturalny, jak i w wyniku procedury in vitro (IVF) i docytoplazmatycznej iniekcji plemnika (ICSI).
Badania zdrowia dzieci poczętych drogą naturalną, ale po długim okresie bezdzietności wykazały, iż ryzyko wystąpienia wad wrodzonych w tej grupie pozostało wyższe niż u dzieci poczętych metodą IVF. Sugeruje to, iż przyczyny występowania wad wrodzonych u potomstwa nie mają związku z zastosowanym leczeniem, ale z przyczynami niepłodności występującymi u rodziców.
Choroby epigenetyczne związane ze zjawiskiem imprintingu np. zespół Beckwith — Wiedemanna i zespół Angelmana występują bardzo rzadko w populacji, stąd trudno określić rzeczywisty wzrost ryzyka. Dostępne badania wskazują jednak, najbardziej prawdopodobnym czynnikiem ryzyka urodzenia dziecka z defektem imprintingu jest nie sposób zapłodnienia, a niepłodność rodziców.
U dzieci poczętych dzięki in vitro nie zaobserwowano też wzrostu ryzyka nowotworów, zaburzeń rozwoju fizycznego, zaburzeń mowy, zachowania, rozwoju lokomotorycznego i rozszczepu kręgosłupa. Ogólny rozwój psychomotoryczny i intelektualny tych dzieci nie różni się od rozwoju dzieci urodzonych z ciąż naturalnych.
Faktycznym problemem zdrowotnym związanym z metodą in vitro jest natomiast wcześniactwo oraz niska masa urodzeniowa. Najczęstszą przyczyną tych powikłań są ciąże wielopłodowe, późny wiek matek i choroby towarzyszące niepłodności. PTMRiE zaznacza, iż z niską masą urodzeniową i wcześniactwem wiążą się powikłania typowe dla tych grup ryzyka, analogicznie jak w przypadku dzieci po ciążach naturalnych.
Wprowadzone ograniczenia w liczbie transferowanych zarodków sprawiają, iż odsetek ciąż mnogich skutecznie się zmniejszył. W Polsce w przebiegu większości procedur transferowane są maksymalnie dwa zarodki (94%), natomiast elektywny transfer pojedynczego zarodka (eSET) wykonuje się w 25% cykli in vitro. W wyniku zastosowanej strategii częstość ciąż wielopłodowych po in vitro w Europie zmniejszyła się do około 3%, a w Polsce do 1,7%.
Jeśli chodzi o zagrożenia dla zdrowia kobiety, dane z 2013 roku udostępnione przez dr n. med. Annę Janicką z PTMRiE wskazują, iż stymulacja hormonalna oraz zabieg punkcji jajników, będące etapami procedury zapłodnienia pozaustrojowego, charakteryzują się niskim ryzykiem dla zdrowia pacjentki. Najczęściej obserwowanym zdarzeniem niepożądanym w przebiegu stymulacji jajników był zespół hiperstymulacji jajników — jego ciężką postać obserwowano u 0,62% pacjentek. W trakcie punkcji jajników najczęstszym powikłaniem były krwawienia z dróg rodnych (0,38%) i zakażenia (0,04%).
Naprotechnologia vs. in vitro
Mimo braku dowodów naukowych na skuteczność naprotechnologii, środowiska konserwatywne i religijne przedstawiają ją błędnie jako bardziej etyczną alternatywę dla in vitro. Stawianie ich obok siebie jest jednak zabiegiem wprowadzającym w błąd. O ile ta pierwsza opiera się głównie na diagnostyce i ewentualnym dalszym leczeniu standardowymi metodami, o tyle do zabiegu in vitro kierowane są pary, u których wcześniejsze standardowe leczenie okazało się nieskuteczne lub stwierdzono u nich bezwzględną przyczynę niepłodności (np. niedrożność jajowodów lub brak plemników w nasieniu).
Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii oraz Polskie Towarzystwo Ginekologiczne podkreślają, iż u par, u których leczenie operacyjne i/lub farmakologiczne jest niemożliwe lub nieskuteczne, naprotechnologia nie może w żaden sposób zastąpić leczenia niepłodności zaawansowanymi metodami rozrodu wspomaganego medycznie, w tym zapłodnienia pozaustrojowego.
Mimo negatywnej opinii ekspertów, środowiska promujące tę metodę powołują się na jej wysoką skuteczność, którą Konstanty Radziwiłł uznał za porównywalną do metody in vitro, natomiast wspomniany wyżej Jarosław Pinkas określił jej skuteczność aż na 93%.
93% i 97% to wartości pojawiającą się często w kontekście skuteczności naprotechnologii. Jej zwolennicy, chcąc zasugerować jej wyższość nad in vitro, zestawiają ją z takimi wartościami jak 3,2%; 5–10% czy 7,5% (dokładnie na tę wartość powoływał się wspomniany wyżej Jarosław Pinkas), 20% i 30%. Narracje te często pomijają sposób mierzenia tych wartości, co jest w tej sytuacji zasadniczym niedomówieniem.
Skuteczność naprotechnologii przedstawiana jest różnie w zależności od źródła i często nie idzie za nią informacja na podstawie jakich mierników została obliczona. W sieci można spotkać takie liczby jak 50–80%, wymieniane jest też 93% i 97%. Okazuje się, iż wskaźnik wynoszący 93% — 97% określany jest przez zwolenników naprotechnologii odsetkiem przypadków, dla których postawiono diagnozę, a nie jak mogłoby się wydawać odsetkiem par, które dzięki naprotechnologii doczekały się potomstwa. 50–80% oznacza najczęściej odsetek ciąż (nie urodzeń).
Dla kontrastu skuteczność in vitro podawana w wielu zestawieniach (5–10%; 7,5%) jest definiowana jako liczba urodzeń w odniesieniu do liczby wszystkich zarodków powstałych w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego (wliczając te, których nie implantowano do macicy np. ze względu na ich słaby rozwój czy decyzję o jego kriokonserwacji w celu późniejszego wykorzystania).
Warto zwrócić uwagę, iż niektóre źródła promujące naprotechnologię, przedstawiając jej rzekomą skuteczność, mylą często pojęcie niepłodności (czasowa niezdolność do posiadania potomstwa) z bezpłodnością (trwała niezdolność do posiadania potomstwa, niepodlegająca leczeniu). Błąd ten daje fałszywą nadzieję parom, których jedyną szansą na posiadanie potomstwa jest in vitro lub adopcja.
Kolejnym argumentem, który wykorzystywany jest przez zwolenników naprotechnologii jest opisywanie jej jako metody, która w kontrze do in vitro, ma prezentować bardziej holistyczne podejście do problemu i charakteryzować się indywidualnym podejściem do pacjenta. Autorzy tej narracji zdają się jednak pomijać fakt, iż to samo podejście charakteryzuje standardowa diagnostyka i leczenie niepłodności poprzedzające decyzję o zastosowaniu zapłodnienia pozaustrojowego. Zabieg polegający na porównaniu naprotechnologii, która jest bardziej określeniem pewnej praktyki postępowania niż pojedynczą metodą, do metody in vitro jest w tym kontekście manipulacją wspierającą narrację o komercjalizacji życia ludzkiego.
“Syndrom ocaleńca”
Mniej popularną narracją skierowaną przeciwko metodzie in vitro jest przypisywanie jej nieistniejących zaburzeń psychicznych. W 2013 roku ks. Piotr Kieniewicz mówił o “syndromie ocaleńca”, a w 2014 r. Tomasz Terlikowski opisywał go na łamach portalu Fronda. Według publicysty przypadłość ta ma objawiać się cierpieniem w związku z solidarnością z rodzeństwem, które “wciąż tkwi w wielkich beczkach z azotem”.
Rok później ten sam portal opublikował kolejny wywiad z ks. Piotrem Kieniewiczem, w którym duchowny wyjaśniał, iż rzekomo obserwowany u dzieci “zespół ocaleńca” to schorzenie psychiczno-duchowe, polegające na tym, iż ma się poczucie winy wobec nienarodzonego z in vitro rodzeństwa. Argument przedostał się w 2015 roku do debaty parlamentarnej za sprawą senatora PiS Czesława Ryszka w trakcie obrad nad ustawą o leczeniu niepłodności.
W środowisku nie ma jednak konsensusu co do nomenklatury rzekomego schorzenia — w 2019 roku w trakcie spotkania z wiernymi abp Marek Jędraszewski nazwał go syndromem „po in vitro”. Ten termin wykorzystywany jest jednak przez ks. Andrzeja Muszalę do opisania innego nieistniejącego schorzenia psychicznego mającego dotykać kobiety po zabiegu in vitro. Według duchownego “syndrom po in vitro” wywołany licznymi dylematami moralnymi, ma być przyczyną prób samobójczych.
Zachęcamy do lektury drugiej części raporu “Raport PJATK o prawach kobiet część 3: aborcja”
Źródła
Raport PJATK: https://medium.com/@Crossing_Domains/trendy-w-dezinformacji-dotycz%C4%85cej-praw-kobiet-oraz-praw-reprodukcyjnych-1f92cdc31053
Serwis Samorządowy PAP: https://samorzad.pap.pl/kategoria/jak-robia-inni/nie-tylko-vitro-gmina-tarnowo-podgorne-uruchomila-program-vitro-dla-swych
Dziennik Urzędowy MZ: https://dziennikmz.mz.gov.pl/eli/DUM_MZ/2015/85/ogl/pol/pdf
gov.pl: https://www.gov.pl/web/zdrowie/program-kompleksowej-ochrony-zdrowia-prokreacyjnego-w-polsce
gov.pl: https://www.gov.pl/web/zdrowie/program-kompleksowej-ochrony-zdrowia-prokreacyjnego-w-polsce-w-2021-r
Polityka Zdrowotna: https://politykazdrowotna.com/artykul/fiasko-rzadowego-programu-naprotechnologii/832625
Ogólnopolskie Centrum Troski o Płodność: https://www.fccp.pl/images/2019/FCCP_OSWIADCZENIE.pdf
Sejm RP: https://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=408911C2&view=null
Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii: http://www.ptmrie.org.pl/pliki/akty-prawne-i-rekomendacje/stanowiska/Stanowisko%20PTMRiE%20oraz%20SPIN%20PTG%20w%20sprawie%20stosowania%20naprotechnologii%20w%20leczeniu%20niep%C5%82odno%C5%9Bci.pdf
Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii: http://www.ptmrie.org.pl/pliki/akty-prawne-i-rekomendacje/rekomentacje/Diagnostyka%20i%20leczenie%20niep%C5%82odno%C5%9Bci%20-%20rekomendacje%20PTMRiE%20i%20PTGP%202018.pdf
Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji: https://bipold.aotm.gov.pl/assets/files/oopz/2022/OP-0034-2022.pdf
Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii: http://www.ptmrie.org.pl/pliki/akty-prawne-i-rekomendacje/rekomentacje/EIM%202013%20opracowanie%20dr%20n.%20med.%20Anna%20Janicka.pdf
Medycyna Praktyczna: https://www.mp.pl/pacjent/ciaza/aktualnosci/138527,ministerstwo-zdrowia-udostepnilo-dane-o-skutecznosci-programu-in-vitro
Ustawa o Leczeniu Niepłodności: https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20150001087/U/D20151087Lj.pdf
Stem Cell Research: https://archive.org/details/cnx-org-col10445
Government of Canada: https://laws-lois.justice.gc.ca/eng/acts/a-13.4/page-1.html#h-6052
AMA Journal of Ethics: https://journalofethics.ama-assn.org/article/who-should-regulate-preimplantation-genetic-diagnosis-united-states/2018-12
SSRN: https://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=1120142
orpha.net: https://www.orpha.net/data/patho/PL/achondroplazja-PlplAbsID148.pdf
Journal od Medical Ethics: https://jme.bmj.com/content/28/5/283
Polski Związek Głuchych: https://pzglodz.pl/publikacje/Tozsamosc_spoleczno_kulturowa_gluchych.pdf
Medicine, Health Care, and Philosophy: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7040060/
Nature: https://www.nature.com/articles/d41586-020-00001-y
National Academies Press: https://nap.nationalacademies.org/read/25665/chapter/3
CBOS: https://cbos.pl/SPISKOM.POL/2015/K_096_15.PDF
Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego: https://www.iskk.pl/images/stories/Instytut/dokumenty/AnnuariumStatisticum2016.pdf
Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii: http://ptmrie.org.pl/pliki/artykuly/Stanowisko%20PTMRiE%20oraz%20SPIN%20PTG%20w%20sprawie%20zdrowia%20dzieci%20pocz%C4%99tych%20w%20wyniku%20ART.pdf
Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii: http://www.ptmrie.org.pl/pliki/akty-prawne-i-rekomendacje/rekomentacje/EIM%202013%20opracowanie%20dr%20n.%20med.%20Anna%20Janicka.pdf