Ludzie, co się z Wami stało?
Ostatnimi czasy, prawdopodobnie w skutek upałów, a może plam na Słońcu, czy też powodzi w Chinach, a może z powodu bzdur, codziennie wygadywanych w tv przez rodzimych politykierów - coś Wam się, kochani, w głowach poprzestawiało. Bo przecież nie w ciałach - nagle nie zachorowaliście, żaden udar czy zawał Was nie dosięgnął, klepki zwichrowały się Wam niespodzianie i, niestety - niespecjalnie zgrabnie.
Tak, to Wy, szlachetne pokolenia JPII, B17, U23 - czy jakoś tak - dwudziestoparo, trzydziestoparolatkowie. Letnią porą zapełniający korytarze miejskich przychodni. Kiedy patrzę na Was, mam wrażenie, iż za chwile gremialnie, pospołu wyciągniecie kopyta. Natentychmiast. Niespotykany choćby u przedśmiertnych starców wyraz całkowitego, bezdennego nieszczęścia malujący się na Waszych twarzach, przeoranych niebotycznym cierpieniem, zdeformowanych przez całe zło tego świata sprawia, iż gdybym przypadkowo w szufladzie gabinetowego biurka znalazł pistolet - w odruchu współczucia - mógłbym się choćby zastrzelić. Albo powystrzelać Was.
Odpowiedzcie mi, dlaczego akurat ja mam Wam wypisywać zwolnienia lekarskie od pracy z powodu gorąca? Wpełzacie do gabinetu resztkami sił, z ciężkim oddechem, oznajmiacie, iż macie już dosyć, iż życie przerasta Wasze siły a codzienne obowiązki stały się tak ciężkie, iż nie jesteście w stanie im podołać. Bo lato jest, a jak wiadomo - o tej porze roku bywa ciepło - więc to wprost nie do pomyślenia, by w tym czasie pracować! Nie chcecie współczucia.
Chcecie papierka rozgrzeszającego Wasze zakłamanie.
Muszę przyznać, iż niektórzy z Was to całkiem nieźli aktorzy.
Tak, to do Ciebie, młoda damo, która kilka dni temu umierałaś z powodu upału w moim gabinecie, po otrzymaniu kilku dni zwolnienia - udałaś się na rekonwalescencję - wprost na nasłonecznioną plażę, gdzie, rzecz jasna, w cierpieniu, konsumowałaś swój chwilowy rozbrat z pracą. I do Ciebie,koleś, co, wyzionąwszy niemal ducha na mojej kozetce, po wyjściu z przychodni, wsiadłeś do napakowanego po brzegi samochodu i, pewny swojego ciężkiego stanu - pojechałeś szukać zdrowia w góry - o czym nie zapomniałeś poinformować wszystkich Rodaków na jednym z internetowych portali.
Co się z Wami, kurwa, stało?
Nie będę Wam pieprzył o etosie pracy, choć miałbym do tego pełne prawo. Codziennie tyram od siódmej rano do siódmej wieczorem - właśnie między innymi po to, by móc irytować się Waszym cwaniactwem. Zresztą, jak widzę, w dupach macie jakikolwiek etos, liczy się dla Was jedynie to, co wyciągniecie od innych: od państwa, pracodawcy i lekarza rodzinnego.
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, iż dzisiejsza władza korumpuje, ale jak dotąd, wydawało mi się, iż czyni to jedynie ze społecznym marginesem, ochlaptusami, zapijaczoną wersją pińcetplus i innymi, tym podobnymi, pasożytami, których marzenia ograniczają się do w miarę wygodnego przebrnięcia przez okres rozliczeniowy pewnej pozabankowej firmy pożyczkowej, bez poniżającej konieczności świadczenia jakiejkolwiek pracy. Ale Wy? Młodzi, jak mogłoby się wydawać - prężni i przewidujący, ambitni i aktywni? Tak. Tacy aktywni jesteście, iż sam zachodzę w głowę, jak Wy te dzieci zrobiliście z takim podejściem do życia, w jaki sposób, wieczorami - notując w zeszycikach sygnały, które wysyłają Wam własne ciała: co drętwieje, co boli, co swędzi i jak bardzo czujecie się rozbici - w jaki sposób dajecie radę rano wstać o własnych siłach z łóżek. Tak ciężko chorzy. Umierający. Obsrani po łokcie myślami: co by tu jeszcze zawojować, by było wygodniej. I - żeby nie musieć stać, a tylko leżeć - i - by przez cały czas się należało.
Kichać na symulantów, najlepsze są Wasze motywy opieki nad chorymi, czy choćby umierającymi rodzicami. Ciekawe, iż zwykle do wykończenia wybieracie matki - ma to pewien psychologiczny sens, nie przeczę. Co prawda - często tego samego dnia, widuję Wasze rodzicielki w osiedlowym sklepie, ale - któż zaręczy, iż akurat danej kobiecinie nie poprawiło się na łożu śmierci na tyle, by mogła samodzielnie kupić masło czy ziemniaki? Mam nieodparte wrażenie, że, gdybym takie zaczepiał w kolejce przy ladzie i wyjawiał im powody Waszej absencji w pracy, to niejedna naprawdę padłaby trupem na miejscu. Ze wstydu.
Jestem brutalny? Być może. Mam jednak już prawie pięćdziesiątkę na karku i, widząc zachowanie ludzi, którzy podobno mają pracować na moją emeryturę, wolę sam na nią odkładać. Przynajmniej kiedyś (jeśli dożyję) będę pewien, iż uzyskałem ją uczciwie.
Jestem niegrzeczny? Bynajmniej. Do tego często się uśmiecham. Niech to Was jednak nie zwiedzie - choćby średnio rozgarnięty intelektualnie lekarzyna z Psidupia, jak ja, bez problemu odróżni chorego od symulanta. I wierzcie mi - tylko wrodzone lub nabyte (niepotrzebne skreślić): takt i osobista kultura, nie pozwalają mi po kolei zrzucać Was ze schodów.
Brak mi empatii? Nie, moi Drodzy. Empatia kończy się tam, gdzie zaczyna się zwyczajne oszustwo. A zapewniam Was, iż istnieją miejsca, w których ludzie naprawdę marzą o tym, by wrócić do pracy. Na przykład - w oddziale onkologicznym. Wiem, bo sam tam byłem. I słyszałem, ile leżący tam pacjenci byliby w stanie dać, żeby znów zasiąść przy biurku, albo skręcać meble, rąbać drzewo, czy prowadzić samochód. Pomimo możliwości pójścia na zwolnienie - przyjmowałem pacjentów od rana do wieczora przez cały czas mojej choroby (która na szczęście nie okazała się być, póki co, śmiertelna). A wiecie dlaczego pracowałem? Bo jestem może szalony, ale odpowiedzialny. Wam, niestety - brakuje i tego i tego.
* R53 - wg Klasyfikacji Chorób ICD-10: złe samopoczucie, zmęczenie. Najczęstsze rozpoznanie widniejące na zwolnieniach lekarskich wystawianych obibokom, leniom i cwaniakom.