Psycholożka: Dziecko nie myśli, iż mama jest surowa, bo ją tak wychowano. Ono czuje chłód

natemat.pl 4 godzin temu
Mówi się, iż nikt nie kocha tak jak matka. Czasem jednak miłość do dziecka nigdy nie przychodzi, a kiedy ono dorasta, nosi w sobie niezagojoną ranę. Rzadko mówi się o matkach, które nie potrafią kochać. Jeszcze rzadziej – o dzieciach, które muszą dorosnąć bez tego, co miało być im dane bezwarunkowo. O braku matczynej miłości i jego wpływie na dorosłość rozmawiamy z psycholożką Żanetą Rachwaniec.


Aleksandra Tchórzewska, naTemat.pl: W swoim gabinecie często słyszy pani słowa: "Mama mnie nie kochała"?

Żaneta Rachwaniec, psycholożka: Bardzo często. jeżeli ktoś zgłasza się na terapię


z trudnościami w funkcjonowaniu w dorosłym życiu, to prędzej czy później temat relacji z matką się pojawia. To, iż psycholodzy wszystko zrzucają na matki, jest wręcz czasami przedmiotem żartów. Ale ta relacja rzeczywiście ma ogromny wpływ na całe nasze życie. To jest po prostu jeden z kluczowych tematów terapii.

Czy dorosła osoba może dopiero z czasem uświadomić sobie, iż matka jej nie kochała, czy raczej czuje to już od dziecka?

Poczucie odrzucenia może pojawić się już w dzieciństwie. Mimo to dzieci przez bardzo długi czas – a czasem przez całe życie – chcą wierzyć, iż matka je kocha. Robią wszystko, aby na tę miłość zasłużyć. Zaczynają się bardziej starać, podejmują mnóstwo działań, które – w ich wyobrażeniu – mają sprawić, iż zostaną zauważone i w końcu pokochane.

Już we wczesnych latach życia dziecko może dostrzegać brak pełnej miłości, często przez obserwację. Na przykład wtedy, gdy widzi, iż brat lub siostra są traktowani inaczej: otrzymują więcej uwagi, czułości, troski. W takim kontraście rodzi się bolesna świadomość, iż coś jest nie tak, iż matczyna miłość może być niepełna, a czasem wręcz jej brakuje.

Dziecko automatycznie obwinia za siebie. Myśli, iż to ono zrobiło coś nie tak. Bardzo długo nosi w sobie przekonanie: "To moja wina, iż mama mnie nie kocha", "To przeze mnie ona tak się zachowuje". I to jest najtrudniejsze.

Dlaczego tak się dzieje?


Bo dzieci filtrują świat przez siebie. Nie ma mają jeszcze narzędzi, by to zrozumieć. W ich odczuwaniu i obrazie świata – zawsze to one są winne.

Są też osoby, które tę prawdę wypierają tak skutecznie, iż zupełnie jej do siebie nie dopuszczają. Działają mechanizmy obronne, które pozwalają im funkcjonować przez lata bez tej świadomości. I dopiero w dorosłości zaczynają to rozumieć. A konfrontacja z tym faktem bywa szalenie trudna.

Jakie są konsekwencje bycia niekochanym w dzieciństwie?


Poczucie, iż matka nie kochała, zwykle wpływa na pogorszenie funkcjonowania


w relacjach z innymi ludźmi – szczególnie w tych partnerskich. Takim osobom bardzo trudno jest uwierzyć, iż mogą być naprawdę kochane przez partnera czy partnerkę. Myślą: skoro matka – osoba, która z definicji powinna kochać bezwarunkowo – mnie nie kochała, to kto miałby to zrobić?

Osoby takie często zmagają się z niską samooceną. To właśnie rodzice – a w szczególności matki – odgrywają kluczową rolę w budowaniu odporności psychicznej, pewności siebie

i poczucia własnej wartości u dziecka. Gdy dziecko nie otrzymuje pozytywnych komunikatów, nie czuje akceptacji i wsparcia, wchodzi w dorosłość z przekonaniem, iż "coś jest z nim nie tak", iż nie zasługuje na miłość i nie jest wystarczająco dobre.

W konsekwencji może borykać się z poważnymi problemami emocjonalnymi – od chronicznego zaniżenia własnej wartości, przez rozwój zaburzeń osobowości, aż po stany depresyjne, samookaleczenia, a choćby próby samobójcze.

Najczęściej dzieje się to w wieku nastoletnim, kiedy młody człowiek bardzo chce zwrócić na siebie uwagę. Wydaje mu się – oczywiście nieświadomie – iż trudnym zachowaniem uda się w końcu "poruszyć" matkę. Że jeżeli będzie wystarczająco dramatycznie, to ona się wreszcie nim zainteresuje, zacznie się nim opiekować, da mu tę upragnioną miłość.

To są mechanizmy obronne. Takie zachowania to wołanie o pomoc, o troskę, o obecność. Ale niestety – bardzo często nie przynoszą żadnych rezultatów.

Dobrze by było, gdyby taka osoba zaopiekowała się sobą w terapii.

Czy kobieta, która dba o dziecko fizycznie, ale nie daje mu miłości, może być „dobrą matką”?


Jak to często bywa w psychologii – odpowiedź brzmi: „to zależy”. Faktycznie, istnieje wiele kobiet, które same nie zaznały miłości ze strony swoich matek i mają trudność z okazywaniem czułości własnym dzieciom.

Takie matki potrafią doskonale zadbać o fizyczne potrzeby dziecka – zapewniają jedzenie, czyste ubranie, bezpieczeństwo ekonomiczne. Z zewnątrz wszystko wygląda wzorowo. Ale emocjonalnie coś nie działa. Często same przyznają, iż nie czują potrzeby bliskości, iż kontakt emocjonalny z dzieckiem przychodzi im z trudem.

Jedna z kobiet, z którą rozmawiałam w gabinecie, powiedziała mi wprost: "Przytulam syna, bo wiem, iż trzeba. Że to ważne dla jego rozwoju. Ale ja sama tego nie czuję". W jej przypadku to dziecko częściej inicjuje kontakt, przytula się do niej niż ona do niego. Reaguje, ale sama z siebie nie wychodzi z czułością.

Na szczęście są też kobiety, które świadomie nad tym pracują, szczególnie jeżeli mają za sobą doświadczenie terapii. Rozumieją, jak ważna jest emocjonalna więź i krok po kroku uczą się ją budować. Wsparcie partnera czy partnerki może tu odegrać ogromną rolę. jeżeli uda się stworzyć relację z kimś, kto potrafi okazywać czułość i rozumie potrzeby emocjonalne, to choć nie da się całkiem „wypełnić dziury” z dzieciństwa, to ten brak zostaje złagodzony. Łatwiej wtedy dzielić się ciepłem z własnym dzieckiem.

Problem pojawia się, gdy obie osoby w związku noszą podobne emocjonalne deficyty. Wówczas mamy do czynienia z dwójką ludzi, którzy nie tylko nie potrafią okazywać uczuć, ale często także nie potrafią ich przyjmować. W takich rodzinach wszystko funkcjonuje poprawnie „na papierze”, ale brakuje ciepłego klimatu emocjonalnego – tego, co tak naprawdę buduje więź.

Skąd wiadomo, czy matka nie kocha czy np. jest po prostu surowa albo powściągliwa w okazywaniu uczuć? Jak to odróżnić?

Kiedy pracuję z pacjentami w terapii, często pojawia się refleksja: "Rozumiem moją mamę. Ona też nie dostała miłości od swojej matki". I to rzeczywiście ma sens – wiele wzorców jest przekazywanych z pokolenia na pokolenie. jeżeli ktoś sam nie zaznał czułości, trudno mu potem tę czułość okazywać innym.

Na poziomie racjonalnym wszystko to wydaje się zrozumiałe – każda postawa ma swoją przyczynę. Ale oprócz rozumu są też emocje. A dziecko odbiera świat właśnie emocjami, nie analizą. Nie myśli: "Mama jest surowa, bo ją tak wychowano". Ono po prostu czuje chłód.

Po czym poznajemy, iż matka kocha? Po trosce, wyrozumiałości, zainteresowaniu, po ciepłych, emocjonalnych sygnałach. Oczywiście także po konkretnych działaniach – iż dziecko ma co jeść, w co się ubrać. Ale jeżeli matka jest tylko surowa, jeżeli brakuje tych emocjonalnych sygnałów – w dziecku bardzo łatwo rodzi się poczucie bycia niekochanym.

Nasza psychika nie posługuje się obiektywnymi miarami – tego nie da się zmierzyć. Najbardziej realne jest to, co czujemy. To, jak dana relacja wpływa na nasze emocje

i funkcjonowanie. I choćby jeżeli z czasem rozumiemy, iż matka „nie umiała inaczej”, nie zmienia to faktu, iż brakowało nam miłości.

Jedna z bohaterek mojego reportażu ma ponad czterdzieści lat. Niedawno odważyła się na trudną rozmowę z matką. Powiedziała wprost: „Mamo, ty mnie nigdy nie kochałaś.” Matka zareagowała oburzeniem: „Zawsze miałaś uprane, ugotowane, lekcje sprawdzone – więc o co ci adekwatnie chodzi?”

Zapytam więc: czy ta matka mogła rzeczywiście kochać „po swojemu”? Może nie potrafiła wyrażać uczuć poprzez bliskość czy czułość, ale wierzyła, iż miłość okazuje się poprzez codzienne obowiązki?

To w dużej mierze kwestia tego, jak rozumiemy samą definicję miłości. I to jest też temat, nad którym pracuje się w terapii – zadaje się pacjentom pytania: Czym dla ciebie jest miłość? Po czym ją rozpoznajesz?

Jeśli ktoś przyjmuje, iż miłość polega na tym, by niczego nie brakowało w sensie materialnym – czyste ubrania, ciepły posiłek, sprawdzone lekcje – to taka matka może być głęboko przekonana, iż kochała. Zwłaszcza jeżeli sama nie miała innego wzorca, nie znała innego sposobu wyrażania uczuć. Może wtedy szczerze wierzyć, iż ten komunikat: „Ty mnie nie kochałaś” jest niesprawiedliwy, a choćby krzywdzący.

Ale z drugiej strony, jeżeli dziecko przez całe życie ma poczucie, iż otrzymuje tylko to, co podstawowe, iż gdy przeżywa trudności emocjonalne, nie spotyka się z reakcją w postaci wsparcia, ciepła, zrozumienia, to trudno mówić o pełnowartościowej relacji.

Jeśli w trudnym momencie matka nie mówi: „Czego potrzebujesz? Jestem tutaj. Możesz na mnie liczyć” – to dziecko zostaje samo ze swoimi emocjami. I rośnie z poczuciem, iż czegoś bardzo ważnego w tej relacji zabrakło.

A o ile dodatkowo obserwuje relacje innych – na przykład widzi, iż mama przyjaciółki reaguje z czułością, troską, wsparciem – to porównanie potrafi bardzo jasno uświadomić, iż w jego własnym domu emocjonalnej bliskości po prostu nie było.

To jest takie pytanie, na które ostatecznie zawsze odpowiada dziecko. To ono ocenia, na ile postawa matki wpłynęła na jego trudności w funkcjonowaniu.

Wydaje mi się jednak, iż bardzo głęboko w naszej kulturze i w naszym rozumieniu roli matki zakorzenione jest przekonanie, iż matka to ktoś, kto kocha. Że to powinna być osoba, która kocha nas najbardziej na świecie i bezwarunkowo, która akceptuje nas w pełni. Przecież partner może się zmienić, ludzie w naszym otoczeniu mogą się zmieniać, ale matka – jak to się mówi – jest jedna.

I gdzieś w nas siedzi to poczucie, iż tę miłość powinniśmy od niej dostać. A jeżeli jej nie dostaliśmy, to bardzo trudno jest zbudować siebie jako człowieka szczęśliwego, pełnowartościowego, zdolnego do wchodzenia w dobre, bliskie relacje. To wymaga ogromnego wysiłku.

Widziałam w mediach społecznościowych wpisy dorastających córek, które dzielą się bolesnym doświadczeniem: mówią, iż odkąd stały się starsze, ich matki przestały je kochać albo darzą je mniejszym uczuciem. Jedna z bohaterek mojego reportażu też o tym wspomina. Dlaczego tak się dzieje?

Myślę, iż na pewnym etapie może pojawić się jeszcze inny mechanizm. Czasem matka zaczyna mierzyć się z własnym starzeniem – z tym, jak zmienia się jej ciało, jak traci młodość – i jednocześnie konfrontuje się z rozwojem swojej córki, która wchodzi w okres dojrzewania. Ta nastolatka staje się coraz bardziej atrakcyjna, pewna siebie, czerpie euforia ze swojej cielesności, ze swojej młodości.

Jeżeli matka ma te kwestie nieprzepracowane – szczególnie jeżeli przez wiele lat poświęcała się wyłącznie opiece nad dzieckiem, rezygnując z pracy zawodowej – to może zacząć odczuwać trudne emocje. przez cały czas zdarzają się kobiety, które całkowicie rezygnują z siebie w imię „poświęcenia dla dziecka”, a później mówią wprost: „To wszystko dla ciebie, ja się dla ciebie poświęciłam.”

To zjawisko bywa jeszcze silniejsze, gdy relacja z ojcem dziecka jest trudna, nieudana, a dziecko – najczęściej córka – staje się dla matki całym światem. W momencie, gdy nastolatka zaczyna się naturalnie separować, budować swój własny świat, mieć swoich znajomych, swoją przestrzeń – matka może odebrać to jako zdradę. Może to potraktować jako osobiste odrzucenie.

I jeżeli nie radzi sobie z własnymi emocjami, często te uczucia – żal, lęk, złość – przerzuca na dziecko. Dlatego właśnie tego typu sytuacje znacznie częściej obserwujemy w relacjach matek z córkami.

Intuicyjnie chcielibyśmy wierzyć, iż każda matka pragnie, by jej dziecko miało w życiu lepiej niż ona. Ale niestety, kulturowo przez cały czas jest silnie zakorzenione przekonanie, iż kobiety bywają wobec siebie opresyjne – i iż ta opresja potrafi być przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Gdy matka patrzy na córkę, która dobrze się bawi, cieszy się życiem, nie potrzebuje już matczynej obecności tak jak kiedyś, nie traktuje matki jako autorytetu czy wzoru do naśladowania – może w niej pojawić się poczucie zagubienia, zazdrość, a choćby agresja.

A młoda dziewczyna, choćby jeżeli nikt tego nie wypowie wprost, bardzo często tę agresję, ten dystans czuje podskórnie. I może mieć głębokie przekonanie: "Moja mama mnie nie kocha".

Czasem dochodzi jeszcze jeden element: jeżeli matka nie potrafi okazywać czułości, budować relacji emocjonalnej i ogranicza się tylko do zaspokajania podstawowych potrzeb dziecka, to w momencie, gdy ono zaczyna radzić sobie samo, umie przygotować sobie kanapkę, ubrać się, zatroszczyć o siebie, może poczuć się zbędna. Odczuwając to jako odrzucenie, często nie wie, co z tym zrobić.

To wszystko to sygnały, iż również matka – nie tylko córka – potrzebuje pomocy. To są sprawy, które powinny zostać przepracowane w terapii.

Z drugiej strony, coraz częściej słyszy się dziś, iż kobieta ma prawo odejść


i zostawić dziecko, jeżeli nie czuje się matką, by móc zacząć nowe życie bez niego. Ojcowie odchodzą i rzadko spotyka ich za to społeczny sprzeciw.

Rzeczywiście, odejście ojca jest społecznie bardziej akceptowane. Wiemy, iż społeczne


i kulturowe oczekiwania wobec kobiet bywają dużo surowsze niż wobec mężczyzn.

Moim zdaniem taka postawa bywa jednak dość egocentryczna. jeżeli zdecydowałam się na dziecko, a nie czuję siebie w roli matki, pierwszym krokiem powinna być próba zrozumienia, dlaczego tak się dzieje. To moment, w którym warto skorzystać z pomocy terapeuty, przyjrzeć się sobie i zastanowić, czy można coś zmienić – przede wszystkim po to, by nie krzywdzić dziecka.

Odejście matki to jedna z największych traum, jakie dziecko może przeżyć, a jej konsekwencje mogą odciskać piętno przez całe życie. To kwestia ludzkiej odpowiedzialności. jeżeli kobieta czuje, iż nie nadaje się na matkę, być może wcześniej powinna była podjąć decyzję o bezdzietności.

Jeśli jednak dziecko już się urodziło, zanim podejmie się decyzję o odejściu, warto spróbować zrozumieć źródło trudności w relacji i dać sobie oraz dziecku szansę. Nie chodzi o to, by się zmuszać, ale o uczciwe sprawdzenie, czy te uczucia można w sobie wzbudzić.

I tak – czasem się da.

Czyli można nauczyć się kochać swoje dziecko?


Tak, to jest możliwe. Przeżywania i wyrażania emocji można się uczyć, choćby jeżeli nie nauczyliśmy się tego w dzieciństwie.

Pierwszym krokiem jest zrozumienie, dlaczego trudno mi pokochać moje dziecko? Co się we mnie dzieje? Być może czuję zazdrość, bo dziecko odbiera uwagę partnera. Być może czuję się niewidzialna, niezauważona. jeżeli mam do dziecka niechęć – a to się zdarza – to często kryje się za tym głębsza, nieprzepracowana historia.

Jeśli w terapii zobaczę te emocje, nazwę je, przeżyję, to wtedy może pojawić się miejsce na pozytywne uczucia. Uczucia nie są czymś raz na zawsze ustalonym. One mogą się zmieniać, ewoluować. Można nad nimi pracować. A w takich przypadkach wręcz trzeba.

Idź do oryginalnego materiału