– Żywy przeszczep kości z własnym ukrwieniem i operacje wymagające zegarmistrzowskiej dokładności to już nie medycyna przyszłości, ale codzienność nowoczesnej ortopedii – mówi prof. Paweł Łęgosz, kierownik Katedry i Kliniki Ortopedii i Traumatologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Z kolanami mamy ten problem, iż chrząstka się w nich wyciera wraz z wiekiem. Prawda czy fałsz?
Prawda, choć warto to doprecyzować. Nie jest tak, iż chrząstka zawsze wyciera się równomiernie i w całości. Bardzo często proces zaczyna się od ogniskowych uszkodzeń chrząstki – niewielkich ubytków, które działają jak zapalnik. To właśnie one inicjują cały proces zwyrodnieniowy. Od takiego punktowego uszkodzenia zaczynają się dolegliwości bólowe, ograniczenie ruchu i dalsza degradacja stawu.
Pacjenci często mówią: „strzyka, boli, a skutecznej metody leczenia wciąż nie ma”.
I coś w tym jest. Przez lata rzeczywiście byliśmy w dużej mierze bezradni. Ratowaliśmy się leczeniem farmakologicznym, rehabilitacją, iniekcjami, a w bardziej zaawansowanych przypadkach – endoprotezoplastyką. Dziś jednak metod jest znacznie więcej. Stosujemy techniki biologiczne, począwszy od mikrozłamań i nawiercania w trakcie zabiegów artroskopowych, przez techniki membranowe, przeszczepy chrzęstno-kostne, po techniki komórkowe. Dysponujemy również miniimplantami, które pozwalają zabezpieczyć konkretne, ogniskowe ubytki.
Jednym z takich rozwiązań jest nowatorski implant chrząstki, który niedawno zastosowaliście w waszej klinice.
Tak. To bardzo ciekawa i wciąż stosunkowo nowa metoda. Implant jest projektowany indywidualnie dla konkretnego pacjenta, dokładnie pod kształt i wielkość ubytku chrząstki. Wpisuje się to w obecny trend medycyny personalizowanej. W tym przypadku mówimy o implancie drukowanym w technologii 3D, który ma za zadanie precyzyjnie wypełnić ubytek i zahamować dalszy proces zwyrodnieniowy.
Czy taki implant zrasta się z organizmem?
Nie w sensie biologicznym, jak przeszczep. On mechanicznie uzupełnia ubytek chrząstki. Dla porównania – w innych metodach możemy pobrać fragment chrząstki z miejsca nieobciążanego i przeszczepić go w miejsce uszkodzenia albo zastosować membrany, na których chrząstka się namnaża. W tym przypadku mówimy o mikroprotezie wielkości pinezki, która wprowadzana jest w uszkodzone miejsce i zapobiega dalszej degeneracji stawu. W przeciwieństwie do metod biologicznych jest to mechaniczne zastąpienie.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, iż lepiej wyhodować własną chrząstkę pacjenta, niż wszczepiać implant.
Zgadzam się – i często tak właśnie robimy. Nie ma jednak jednego, uniwersalnego algorytmu postępowania. Każdy pacjent jest inny. Bierzemy pod uwagę wielkość ubytku, wiek chorego, jego aktywność fizyczną, stopień choroby zwyrodnieniowej. W tym konkretnym przypadku uznaliśmy, iż implant daje najlepsze rokowania. Metody biologiczne rezerwujemy dla pacjentów młodszych, mocno aktywnych ze względu na wysoki potencjał naprawczy.
Jak wygląda proces przygotowania takiego implantu?
Kluczowa jest diagnostyka obrazowa, głównie rezonans magnetyczny wykonany w specjalnym protokole. Na tej podstawie inżynierowie projektują implant idealnie dopasowany do ubytku. Co bardzo ważne, projektowany jest nie tylko sam implant, ale także zestaw narzędzi, który pozwala go precyzyjnie osadzić.
Jak precyzyjnie?
Zegarmistrzowsko. Nawet minimalna niedokładność – rzędu pół stopnia – może sprawić, iż implant zamiast pomagać zacznie uszkadzać powierzchnie stawowe. To jak w mechanizmie zegarka: jeśli zębatki nie pasują idealnie, całość przestaje działać.
Drugi głośny zabieg w państwa klinice dotyczył rekonstrukcji kości piszczelowej z użyciem unaczynionego przeszczepu i mikrochirurgii.
Przenieśliśmy żywy fragment kości wraz z naczyniami krwionośnymi i fragmentami mięśnia w miejsce dużego ubytku kostnego. Pacjent, który trafił do nas z innego ośrodka, miał powikłanie po złamaniu – doszło do infekcji i znacznego ubytku kości. Po wyleczeniu zakażenia – co wymagało 12 tygodni terapii – okazało się, iż jedyną szansą na uratowanie kończyny jest przeszczep unaczyniony. Jak ciekawostkę podam, że częścią terapii było wstawienie na miejsce wyciętej zainfekowanej kości plomby cementu z antybiotykiem.
Czyli kość z jednego miejsca trafia w inne razem z instalacją?
Dokładnie. Pobieramy fragment kości – w tym przypadku z talerza biodrowego – razem z mięśniem i naczyniami. Następnie pod mikroskopem zespalamy naczynia krwionośne, aby przeszczep żył, był ukrwiony i mógł się wgoić. To wymaga ścisłej współpracy ortopedów i mikrochirurgów.
W tym zabiegu brał udział prof. Łukasz Krakowczyk.
Tak, to chirurg światowej klasy, znany m.in. z przeszczepów twarzy i narządów szyi. Przez lata pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach. Jego doświadczenie było tutaj kluczowe. Mam nadzieję, iż to początek dłuższej współpracy.
A co z miejscem, z którego pobrano kość? Czy pacjent coś traci?
Talerz biodrowy jest bardzo wdzięcznym dawcą. Ma ogromny potencjał regeneracyjny. Oczywiście mogą wystąpić przejściowe dolegliwości bólowe, ale długofalowo nie ma to negatywnych skutków. W tym przypadku zysk był nieporównywalnie większy – pacjent ma realną szansę odzyskać pełną funkcję kończyny.
Ilu pacjentów może skorzystać z takich pionierskich metod?
Coraz więcej. Liczba operacji rośnie, a wraz z nią liczba powikłań, które wymagają zaawansowanych rekonstrukcji. W tym miejscu również oferujemy tę metodę w leczeniu pacjentów onkologicznych. jeżeli chodzi o kolano, dziś degeneracje w jego obszarze diagnozujemy znacznie wcześniej niż jeszcze przed kilkoma laty. Rezonans magnetyczny jest powszechnie dostępny, pacjenci są bardziej świadomi i aktywni. Siedemdziesięciolatek w dobrej formie fizycznej nikogo już nie dziwi.
Czyli strzykanie w kolanie nie musi być wyrokiem?
Zdecydowanie nie. Kluczowa jest wczesna diagnostyka i adekwatna kwalifikacja. W naszej klinice mamy zespoły zajmujące się małoinwazyjnymi technikami, jak artroskopia, gdzie wykorzystywane są metody biologiczne, oraz zespół endoprotezowy, który wykorzystuje obecnie implant chrząstki i endoprotezoplastykę robotyczną. Dobieramy metodę do pacjenta, a nie pacjenta do metody. Te dwie nowe operacje, jak i wiele nowości wprowadzanych od trzech lat to siła zespołu, z którym mam okazję pracować.
Jaka jest wizja ortopedii przyszłości?
To medycyna precyzyjna, spersonalizowana i minimalnie inwazyjna. Taka, która pozwala ludziom być aktywnymi jak najdłużej, bez bólu i ograniczeń. I dokładnie w tym kierunku idziemy.








