Dr n.med. Małgorzata Farnik, pulmonolog i alergolog ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego przyznaje, iż w trwającym sezonie jesiennym dominują infekcje wirusowe. Wywołują je rinowirusy, wirusy RSV oraz wirusy grypy.
– Na szczęście, o ile chodzi o dzieci w wieku przedszkolnym, to choć zachorowalność na infekcje wywołane przez RSV jest wysoka, nie cechuje się ciężkim przebiegiem. Natomiast u bardzo małych dzieci, poniżej drugiego roku życia, zakażenie RSV to jest bardzo groźne schorzenie, które wiąże się z wysokim ryzykiem hospitalizacji, gdyż może powodować niewydolność oddechową. Dotyczy dolnego odcinka dróg oddechowych, powoduje uszkodzenie nabłonka, obturację i ciężkie zaburzenia wentylacji – mówi Małgorzata Farnik w wywiadzie udzielonym PAP.
- Czytaj również: W jaki sposób gorączka pomaga w walce z infekcjami?
Jednocześnie wskazuje, iż coraz częściej występują zakażenia krztuścem, które wymaga włączenia antybiotykoterapii.
Testy diagnostyczne
Ekspertka wskazuje, iż wyzwaniem jest w tej chwili prawidłowa diagnostyka chorujących dzieci. Sytuacja poprawiła się jednak, w porównaniu z poprzednimi latami. Kiedyś nie było w ogóle możliwości i zwyczaju określania patogenu w zakresie chorób wirusowych. Robiło się to zwykle wobec patogenów bakteryjnych, kiedy pacjent już był hospitalizowany.
– Zresztą, w przypadku małych dzieci, pobranie materiału do badania jest bardzo trudne, gdyż one nie odkrztuszają plwociny. Dlatego wobec maluchów posługujemy się w takiej sytuacji złożonymi metodami diagnostycznymi i w tej chwili wirusy identyfikujemy częściej, aczkolwiek ciągle za mało w porównaniu do państw Europy Zachodniej, a zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, które mają najlepsze wyniki badań epidemiologicznych – mówi dr Farnik.
Wskazuje jednocześnie, iż struktura zachorowań w różnych populacjach może być różna. Dlatego też warto robić badania, żeby dowiedzieć się, jaki rodzaj patogenu jest odpowiedzialny za chorobę dziecka. w tej chwili istnieje możliwość wykonania testu na RSV, grypę czy COVID.
Antybiotyk – remedium na wszystko?
Lekarka przyznaje jednocześnie, iż antybiotyki są nadużywane w naszym systemie opieki zdrowotnej. Wynika to po części z tego, iż pacjenci się ich domagają, gdyż bez ich wdrożenia nie czują się odpowiednio leczeni. Lekarze poddawani są więc presji.
– Niestety, nie zawsze zwraca się uwagę, iż leki działają na konkretny patogen. Antybiotyk nie działa na wirusy, a np. taki lek, jak Oseltamiwir działa na grypę AH1N1, ale już nie będzie skuteczny na RSV – i tak dalej – mówi Farnik.
Dlatego identyfikacja rodzaju jest wręcz niezbędna w odniesieniu do ciężkich przypadków zachorowań. Natomiast w lżejszych przypadkach leczonych ambulatoryjnie nie jest tak niezbędna – tu się wdraża tzw. postępowanie pierwszego rzutu.
– Chyba, iż zaistnieje specyficzna sytuacja epidemiczna, np. w domu jest młodsze rodzeństwo, poniżej jednego roku życia, zachodzi ryzyko transmisji, więc jeżeli mamy do czynienia z RSV, określenie rodzaju patogenu będzie istotne – dodaje lekarka.
Diagnoza „na oko”
Zdaniem ekspertki w dużym stopniu, objawy kliniczne mogą lekarzowi pomóc to zróżnicować. Poza tym znana jest epidemiologia najczęstszych schorzeń w danej grupie wiekowej.
– Więc opierając się na tym, na wywiadzie, badaniu i „mrużąc oczy” jesteśmy w stanie określić jaka może być ta etiologia choroby. U dzieci infekcje zaczynają się najczęściej od tych wirusowych. Wraz z pogorszeniem przebiegu choroby identyfikacja na podstawie oceny szacunkowej nie jest możliwa. Zwłaszcza, iż – na niekorzyść – zmieniła się struktura dzieci szczepionych i nieszczepionych w naszym kraju, dlatego dzieciaki zaczynają chorować na choroby, które do tej pory prawie nie występowały w Polsce – mówi dr n.med. Małgorzata Farnik.
- Czytaj również: Czechy walczą z krztuścem
W jej oceni zmieniła się struktura występujących powszechnie patogenów. Nie wszystkie z nich lekarz są w stanie w stanie gwałtownie zidentyfikować. Na przykład diagnostyka w kierunku krztuśca jest na tyle skomplikowana, iż na wynik trzeba czekać parę dni.
– Dlatego lekarz, który nie ma kilku dni na włączenie leku, musi podjąć decyzję w oparciu o pewne przesłanki empiryczne, kliniczne, właśnie o to swoje „zmrużenie oczu” i zadziałać. Każdy z nas, ja także, tak robi, a potem, w miarę przybywających informacji, modyfikuje swoje działanie – w większości są one jednak trafne. Ale powiem pani, iż mam 90 proc. trafień. To mało? – dodaje lekarka.
Wraca gruźlica?
Dr n. med. Małgorzata Farnik przyznaje też, iż dotarły do niej informacje o dziecku konsultowanym z powodu gruźlicy w jednej z polskich placówek.
– To w Polsce zmiana, bo od dawna nie mieliśmy zachorowań na gruźlicę wśród dorosłych i dzieci. Ale w tej chwili niebezpieczeństwo powrotu tej choroby, wywoływanej prątkami, znacznie wzrosło. Choćby z tego powodu, iż mamy u siebie napływ uchodźców z krajów, w których nie ma obowiązkowych szczepień przeciwko tej chorobie a liczba zachorowań jest duża – mówi lekarka.
- Czytaj również: Ryzyko rozwoju gruźlicy u pacjentów stosujących ten lek
W jej ocenie to istotna kwestia dla osób z innych państw Unii Europejskiej. Tam ze szczepień BCG w wielu państwach zrezygnowano. U nas dzieci szczepi się w pierwszej dobie życia.
Źródło: ŁW/PAP Nauka w Polsce