Prześnione lęki przedstawicieli klasy kognitywnej

krytykapolityczna.pl 10 miesięcy temu

Kamil Fejfer ma słuszne pobudki, gdy wjeżdża na łamy Krytyki Politycznej z transparentem „ze słabszych się śmieją”. Jakkolwiek śmianie się ze słabszych (w Anglii z Irlandczyków, w USA z Polaków) ma długie tradycje, nie jest to nic godnego pochwały. choćby nie chcę przywoływać współczesnych odpowiedników. W interpretacji współtwórcy kanału Ekonomia i cała reszta beka z najsłynniejszego Jana Pawła w historii przedświątecznych inb, bohatera serialu 1670, tak naprawdę uderza w zdeklasowanego przedstawiciela Polski B. Jego brak manier, luki w wiedzy i nienachalny intelekt to przedmiot wielu żartów w produkcji Netflixa.

Ale czy na pewno tylko biedniejsi kulturowo spauperyzowani czy wręcz wykluczeni mają ów wujowski sznyt, z którego w warstwie znaczeniowej naigrywamy się razem z twórcami 1670? Czy nie też zupełnie niewąsaci managerowie z korpo albo nawet, a co tam, redaktorzy ważnych pism? Czy nie znamy przypadków ostrej dziaderki w przypadku osób zajmujących pozycje, po których spodziewamy się pewnego oświecenia? Czy to będą jaskiniowo liberalne morały, czy rubaszne naigrywanie się z osób zależnych (często kobiet), czy wywody na temat adekwatnej filozofii politycznej, lekko skrywające westchnięcia do rządów silnej ręki. Sam miałem w pracy kolegę, który dziwił się, iż można zgwałcić prostytutkę.

Kapitał ekonomiczny a kapitał kulturowy

Istnieje wujostwo całkiem nieźle wykształcone, które nie czuje skrępowania najprostszą magią zdroworozsądkowych wyjaśnień i uraczyć potrafi żartem z dowolnych mniejszości. Czy to są ci wykluczeni? Czasem mają znacznie wyższą pozycję niż osoby bardziej zasobne w kapitał kulturowy. Część ma po prostu większy kapitał społeczny (np. kontakty), pewne aspekty wiedzy i umiejętności czy po prostu, niczym szlachcic z Adamczychy, musieli „sami wszystko dziedziczyć”. Będąc wysoko jedynie na skali kapitału kulturowego, można wylądować całkiem blisko Polski B.

Rzeczywiście istnieje część klasy średniej, która swój status ekonomiczny zawdzięcza edukacji. Fakt jej dominacji nad niewykształconą częścią wujostwa mentalnego czyniłby dwuznacznym żartowanie z niego. Wcale nie jestem pewien, czy współcześni królowie życia to ten domyślny kognitariat.

Czy współczesna klasa biurowa nie wyrabia czasem pańszczyzny na rzecz osób, którzy w kapitałach ekonomicznym i społecznym są wyżej? Warto też wspomnieć o całych grupach zawodowych, które mają stosunkowo wysoki kapitał kulturowy, jednak są jako grupa umiarkowanie wygrani ekonomicznie, jak naukowcy, nauczyciele czy dziennikarze.

Przyjmijmy na chwilę, iż inteligencja to wskaźnik kapitału kulturowego.

W klasycznych tekście psychologii zdolności Lindy Gottfredson pt. Why g Matters: The Complexity of Everyday Life przedstawiciele zawodów „inteligenckich” posiadali IQ przekraczające o dobrych parę punktów IQ managerów w wielu profesjach. Prawdopodobnie też inne specjalistyczne pozycje wymagają więcej wkładu intelektualnego czy kulturowego niż zarządzanie. Trochę inne wnioski wydają się wynikać z niedawnego tekstu Marca Keuschningga i współpracowników, zatytułowanego The plateauing of cognitive ability among top earners. Tam IQ najlepiej zarabiających (raczej właściciele i managerowie) jest podobne do tego osób obdarzonych najwyższym prestiżem (raczej zawody inteligenckie).

Jednakże badania te dotyczą Szwecji, która osobom z zasobami intelektualnymi daje więcej możliwości finansowych i można sądzić, iż te dwie kategorie są bardziej wymieszane. Jednak choćby gdyby IQ w obu grupach było podobne, to przez cały czas kilkanaście procent populacji górowałoby intelektualnie nad elitą finansową. Wracając do Polski nierzadką może być sytuacja, gdy podwładni mają wyższy kapitał kulturowy niż ich szefowie. Zatem wyższość „kulturową” mogą odczuwać i odczuwają często ci, którzy w hierarchii ekonomicznej stoją niżej. Podsumowując: to nie tak, iż wąsaci wujowie nie mogą nas skrzywdzić. Wujowie trzymają się mocno i nie zamierzają wcale puszczać, niezależnie od tego, jak bardzo wydają się w internecie zaorani.

Inna sprawa, iż to owi wujowie przez ostatnie 8 lat meblowali nam politykę i decydowali o wielu sprawach. Dobrze, iż osoby z niższym kapitałem kulturowym też wybierają władzę, to istota demokracji. Rzecz w tym, iż ta władza wybrała sobie kulturowych kapitalistów na wrogów. Spora część jej aktywności to właśnie robienie im na złość.

Trzeci sposób, w jaki Kamil Fejfer może być skrzywdzony przez wuja, to sfera publiczna. Niski kapitał kulturowy powoduje, iż mniej ceni się systemowe rozwiązania, a bardziej te konkretne (kasa do ręki), nie instytucje, ale ludzi, rzekomo dających gwarancję. Rafał Matyja pisał o niszczeniu instytucji jako najgorszym spadku po PiS. Za tym idzie faktyczna prywatyzacja usług publicznych w zamian za świadczenia. Krótkowzroczność tej polityki obnażała pandemia.

No dobrze, ale dlaczego nie śmiejemy się – razem z twórcami 1670 – z progresywistów? Po części to polityka targetowania Netflixa, ale może też po 8 latach zawujowania to nie byłby dobry moment. Oczywiście w serialu mamy kibicować postępowej Anieli, ale ta nasza nowoczesność jest trochę płytka. Te 30 lat, podczas których zbliżyliśmy się najbardziej do światowego centrum od XVI wieku, to może być anomalia dziejowa. Ostatnie 8 lat i wojna w Ukrainie pokazują, iż historia mogła się nie skończyć. Tak jak i po 1670 roku to i owo się zdarzyło.

Wracając do głównego wątku zauważmy, iż nasze korzenie są właśnie w ubogiej w kapitał kulturowy glebie. Po Chłopkach Kuciel-Frydryszak, Nic się nie działo Markiewki czy Ludowej Historii Polski Leszczyńskiego Znamy swoje chłopskie dziedzictwo. Po 1670 wiemy zaś, iż szlacheckie dziedzictwo nie było jakoś dużo bogatsze kulturowo, przez co odbieram ten serial jako wręcz realistyczny. Nie w sensie braku różnic w wiedzy między chłopstwem a szlachtą, tylko w tym, iż średni poziom tej drugiej też nie był zbyt wysoki.

To mogą być wady nas wszystkich. Właśnie sarmackość, powierzchowność wykształcenia i pogarda dla ekspertów, hurarskość (paradygmat romantyczny?), braki w codziennej higienie to nie jakaś zamierzchła przeszłość. Najbardziej przerażającą sceną była dla mnie ta, gdy Jan Paweł nie myje rąk po dwójce i zabiera się do jedzenia. Niedzisiejsze? A pamiętacie narodowe uczenie mycia rąk w 2020?

Nadal potrafimy rzeczy wielkie, np. zmobilizować się do pomocy ukraińskim uchodźcom, ale też bywamy jaśniepańsko sobkowscy, co doprowadziło do bardzo wysokiej liczby nadmiarowych zgonów podczas pandemii. Czy wyśmiewanie przywar faktycznie pomoże? Może wzmocnić tych, których pozycje wykorzystują chamscy szefowie. jeżeli jednak będziemy naznaczać drwiną osoby na słabszych pozycjach, to nie nastąpi żadna zmiana. Wyśmiewane osoby z problemem otyłości wcale nie chudną.

Co innego jeżeli poszukamy Jana Pawła w sobie. To my jesteśmy często zadęci na szlacheckość, choć w istocie pochodzących z tej samej Adamczychy.

**

Kuba Górecki – Psycholog kreatywności i różnic indywidualnych, uczący twórczego myślenia i rozwiązywania problemów na Uniwersytecie SWPS, przygotowuje pracę doktorską na temat kreatywności w humorze. Prywatnie stara się pamiętać jak cielęciem był i bać się wuja w sobie.

Idź do oryginalnego materiału