Rolnik przegrał sprawę w sądzie, będzie musiał zapłacić odszkodowanie.
Nie milkną echa sprawy która poruszyła opinię publiczną hodowców trzody chlewnej.
Rolnik został pozwany przez dwójkę sąsiadów za “uciążliwe zapachy” dochodzące z jego chlewni. Sąd Apelacyjny w Łodzi podjął decyzję na niekorzyść hodowcy trzody chlewnej Szymona Kluka Wyrok zobowiązuje hodowcę do wypłaty łącznie 100 tys. zł zadośćuczynień i opłat sądowych. Ponadto nakłada na niego szereg obostrzeń, takich jak stosowanie pasz o “niskiej uciążliwości zapachowej”, częste mycie i dezynfekcja chlewni (przy jednoczesnym ograniczaniu zużycia wody), a choćby ograniczanie działalności wieczorami i w dni wolne od pracy. Wszystko po to, by zapachy nie zakłócały sąsiadom wypoczynku. Sąd opisał choćby reguły wywożenia obornika i gnojowicy, co ma się odbywać w dni pochmurne i przy odpowiednim kierunku wiatru. Rolnik próbował argumentować, iż jego gospodarstwo działa od pokoleń, a sąsiedzi, wprowadzając się, mieli pełną świadomość tego, iż za płotem hodowana jest trzoda chlewna ale na nic się to zdało.
Można odnieść wrażenie, iż rolnictwo w Polsce stało się “wrogiem publicznym”. Produkcję spożywczą zwalcza się wszelkimi metodami od unijnych regulacji po wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi. Dla sądu nie ma znaczenia, iż sąsiedzi hodowcy budując się na działce graniczącej z chlewnią, musieli zdawać sobie sprawę z pewnych niedogodności, jakie ta okoliczność powoduje. Co więcej, na przestrzeni wieloletniego procesu Sąd Okręgowy powołał biegłych, którzy orzekli, iż zapachy towarzyszące produkcji we wskazanym gospodarstwie nie są nadmiernie uciążliwe. Koniec końców, sąd nie nakazał ograniczenia liczebności trzody, jednak narzucił karę finansową i cały szereg ograniczeń, które mogą okazać się nie do udźwignięcia w codziennym funkcjonowaniu gospodarstwa. Mamy tu do czynienia z bardzo niebezpiecznym precedensem, który wpisuje się, niestety, w antyrolniczą politykę na szczeblu krajowym i unijnym
