Pozorna oszczędność a zakażenie szpitalne

termedia.pl 12 godzin temu
Zdjęcie: Łukasz Cynalewski/Agencja Wyborcza.pl


– Powinniśmy minimalizować ryzyko zakażeń, unikając pozornych oszczędności – zarówno w przypadku tanich rękawiczek jednorazowych, jak i leków – mówi Tomasz Banasiewicz z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Onkologii Gastroenterologicznej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.



Jak ważne jest zapobieganie zakażeniom szpitalnym?

To jedno z najważniejszych zadań, jakich podejmują się chirurdzy i gastroenterolodzy, a także wyzwanie dla urzędników odpowiedzialnych za organizacje systemów opieki zdrowotnej – nie tylko w Polsce. Szacuje się, iż w 2050 r. więcej ludzi będzie umierać na zakażenia spowodowane bakteriami opornymi niż na raka.

Dlaczego jest tak źle?

Mówiąc o zakażeniach szpitalnych, trzeba powiedzieć o zakażeniach miejsc operowanych i antybiotykooporności.
Zakażenia miejsc operowanych są powodem dodatkowego bólu dla pacjentów, mogą prowadzić do poważnych powikłań i zagrażać sukcesowi operacji. Mogą być, i niestety są, również powodem zgonu pacjenta po najlepiej wykonanym zabiegu. Według europejskiego badania przeprowadzonego w latach 2016–2017, ZMO stanowi trzecie najczęstsze zakażenie związane z opieką zdrowotną i występuje w 18,3 proc. przypadków – w Polsce było to około 10 proc. Zakażenia zwiększają ryzyko ponownej operacji, leczenia na oddziale intensywnej opieki i prawdopodobieństwo ponownych przyjęć do szpitali. Dokładne przedstawienie danych dotyczących występowania ZMO jest trudne i obarczone dużym niedoszacowaniem. Jest to związane przede wszystkim z rozciągnięciem w czasie możliwości wystąpienia zakażenia, a więc także wówczas, gdy pacjent jest już wypisany ze szpitala. Szacuje się, iż 50 proc. ZMO jest diagnozowanych po zakończeniu leczenia szpitalnego. Dodatkowo część pacjentów, u których wystąpiło ZMO, jest leczona w systemie ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, co najczęściej jest pomijane w rejestrach kodowania. Można jednak jednoznacznie powiedzieć, iż przy ZMO ryzyko zgonu jest dwukrotnie większe, średni czas leczenia znacząco się wydłuża, a koszty indywidualnej terapii są zdecydowanie wyższe.

Jak można to poprawić? Tak organizować szpitalnictwo, aby do tych zakażeń w ogóle nie dochodziło. Niestety, muszę to powiedzieć, wielu infekcji można byłoby uniknąć, gdyby pracownicy opieki medycznej bardziej przestrzegali odpowiednich procedur dekontaminacji rąk. Ważne jest unikanie przenoszenia potencjalnego skażenia, korzystanie z odzieży ochronnej – rękawiczek medycznych, masek, fartuchów wielo- i jednorazowych. Dodatkowo warto od czasu do czasu dezynfekować sprzęt użytku służbowego lub osobistego – w tym telefony, komputery, torby.

Mniej powikłań, większa przeżywalność pacjentów i więcej pieniędzy w budżetach szpitali – tak mogłoby być, gdyby systemowo zająć się prehabilitacją, czyli kompleksowym przygotowaniem chorych do leczenia. Trzeba też minimalizować ryzyko zakażeń w szpitalach, unikając pozornych oszczędności.

Co ma pan na myśli?

Podam przykład. Często w polskich szpitalach używa się nie najlepszych rękawiczek, które są tańsze o 5 proc. od tych dobrych. Dlaczego? Bo dyrekcja szuka oszczędności – 30 groszy na opakowaniu. Kłopotem jest jednak to, iż co trzecia tańsza rękawiczka się drze. Gdzie w tym przypadku jest oszczędność? Często zarządzający nie rozróżniają ceny od kosztów – cena to jest wydatek, a koszt to jest całość ekonomicznego zdarzenia, gdzie bierzemy pod uwagę cenę zakupu i to, co dzięki temu zyskaliśmy. To tylko jeden z przykładów – dotyczący najprostszej kwestii.

Zanim o innych – co z antybiotykoopornością?

Lekooporność bakterii stanowi globalny problem terapeutyczny i epidemiologiczny. Geny oporności na antybiotyki są stwierdzane zarówno u bakterii odpowiedzialnych za zakażenia, jak i stanowiących naturalny mikrobiom człowieka, a także u bakterii środowiskowych. Okazuje się, iż wiele genów oporności na antybiotyki istniało jeszcze przed ich wprowadzeniem do leczenia. Zdolność bakterii do przekazywania genów nasila narastanie oporności, czemu w sposób znaczący sprzyja też selekcyjna presja antybiotykowa. Nadmierne, nieuzasadnione stosowanie leków o działaniu przeciwdrobnoustrojowym jest jedną z ważniejszych przyczyn narastania oporności bakterii na antybiotyki. Oporność bakterii na antybiotyki nie może więc być rozpatrywana jedynie w aspekcie pacjenta hospitalizowanego, choć w jego przypadku zakażenie szczepem opornym wiąże się z większym ryzykiem powikłań, w tym niepowodzenia w terapii. Oporność na antybiotyki może być wynikiem naturalnych bądź nabytych mechanizmów prezentowanych przez bakterie.

Mówiąc wprost – niepokojące jest, iż wywołane przez bakterie zakażenia szpitalne coraz częściej oporne są na działanie antybiotyków. Szacuje się, iż już 70 proc. tych infekcji nie poddaje się działaniu przynajmniej jednego antybiotyku. Niestety, wygenerowaliśmy bakterie bardzo oporne na standardowe antybiotyki. Problemem jest codzienna nonszalancja w ich stosowaniu. Stosujemy je często, ale niewłaściwie – w małych dawkach, zbyt krótko, nie monitorujemy skuteczności. Jakby najważniejsze było to, iż antybiotyk jest wpisany w kartę. A powinniśmy leczyć antybiotykami rzadziej, ale bardziej efektywnie. Pamiętajmy, iż jeżeli już trzeba zastosować antybiotyk, to powinien on być dopasowany do sytuacji – to uwaga do lekarzy.

Szpitale i podmioty medyczne są, niestety, inkubatorami lekooporności. Duże liczby antybiotyków przypadają na relatywnie małą grupę pacjentów – i ta intensywna, często nadmiarowa antybiotykoterapia w połączeniu z problemami z przestrzeganiem procedur i możliwością ich wdrażania przyczynia się do rozprzestrzeniania się zakażeń wieloopornymi drobnoustrojami.

To, o czym mówię, powinno skłonić nas do tego, abyśmy zaczęli myśleć, iż to zakażenia staną się jednym z najważniejszych problemów w systemie ochronie zdrowia i medycynie. Dlatego tak ważne są innowacyjne opcje terapeutyczne i profilaktyczne. I – powtórzę – unikajmy pozornych oszczędności.

Także w przypadku leków?

Tak, na przykład w stosowaniu nowoczesnych antybiotyków, jak erwacykliny – jej wartość kliniczna jest potwierdzona w przypadkach zakażeń powłok brzusznych, w których standardowa terapia była nieskuteczna. Wydaje się, iż nie umiemy – jak środowisko – przekonać się do stosowania leków nowej generacji. To błąd. Nie powinniśmy leczyć, powtarzając bezrefleksyjnie wciąż te same schematy lekowe, preparatami sprzed 20 lat. To nie znaczy, iż leki te są złe, wciąż mają wiele wskazań i zastosowań. Trzeba jednak brać pod uwagę, iż wiele bakterii wygenerowało na nie oporność i w niektórych wskazaniach i sytuacjach mogą być nieskuteczne, ale my je stosujemy bo są „od zawsze” i są tanie, zawsze dostępne na szpitalnej półce.

Nie patrzmy na leczenie z perspektywy oszczędnego ekonomisty, który bierze pod uwagę cenę pojedynczego zakupu. Zwróćmy uwagę na skuteczność antybiotyku i analizę kosztów efektywności.

Dlaczego więc nie podajemy częściej nowoczesnych antybiotyków?

Zgadza się – i często zbyt późno. W Polsce wciąż za rzadko wspomniane antybiotyki, w tym erwacyklinę, podajemy. Wydaje się, iż decydenci nie rozumieją pozornej oszczędności. Leczenie zakażeń jamy brzusznej, w których standardowa terapia była nieskuteczna, powinno być wielotorowe, połączone z odpowiednią interwencją chirurgiczną, usunięciem źródła zakażenia, włączeniem odpowiedniej terapii antybiotykowej, optymalizacją żywienia. jeżeli widzimy ze standardowe terapie nie są efektywne należy jak najszybciej włączyć wspomniane nowoczesne antybiotyki, jak erwacyklina, bo leczenie będzie efektywniejsze, z mniejszą liczbą powikłań, krótsze. Wydaje się, iż nie umiemy – jak środowisko – przekonać się do stosowania leków nowej generacji.

Analogia do rękawiczek. Bywa, iż są leki tańsze, ale są też leki droższe, jednak skuteczniejsze, jeżeli chodzi o efekty leczenia i jego całkowity koszt, poza tym skraca pobyt na oddziale intensywnej terapii o połowę.

Nieperfekcyjny perfuzjonistaZ 439 techników zajmujących się perfuzją kliniczną, którzy brali udział w badaniu, 55,6 proc. przyznało, iż rozmawiało przez telefon komórkowy podczas operacji, a 49,2 proc. zgłosiło, iż wysyłało lub odbierało SMS-y.
Idź do oryginalnego materiału