Powtórzę – na współpłaceniu zyskaliby wszyscy

termedia.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Szkoła Główna Handlowa


– Gdy w 2018 r. pozytywnie pisałem w „Menedżerze Zdrowia” o współpłaceniu, nie liczyłem na przełom w tej sprawie. Miałem jednak nadzieję na zrozumienie. Mój pogląd w tej kwestii się nie zmienił. Współpłacenie w zakresie niegwarantowanym świadczeń opieki zdrowotnej sprzyjałoby ograniczeniu nierówności w dostępie do nich – twierdzi Robert Mołdach, przypominając swój tekst sprzed lat.

Komentarz Roberta Mołdacha, prezesa Instytutu Zdrowia i Demokracji oraz członka Rady Ekspertów przy Rzeczniku Praw Pacjenta:
Korzystając z możliwości współpłacenia pacjenci, których nie stać na zapłatę całości ceny procedury spoza koszyka, mieliby większe szanse na jej sfinansowanie przy wsparciu państwa pokrywającego część gwarantowaną takiego świadczenia. Nie wspomnę już o tym, iż takie rozwiązanie wydaje mi się po prostu sprawiedliwe w przeciwieństwie do odbierania pacjentowi prawa żądania od państwa zapłaty gwarantowanej części świadczenia. Z oczywistych powodów ma także wpływ na finanse szpitali, generując dodatkowy dochód i marżę. Stąpam twardo po ziemi. W czasie zwiększających się kosztów opieki i oczekiwań społeczeństwa państwa nigdy nie będzie stać na pełne zaspokojenie aspiracji pacjentów. Lepiej więc dać im prawo wyboru i działać fair, tym bardziej, gdy tak ochoczo podkreśla się kwestie ich podmiotowego traktowania. Niestety, w tym roku mija równo 20 lat, od kiedy pierwszy raz wystąpiłem z tym postulatem. W tym czasie przeszliśmy przez mniej lub bardziej liberalne epoki – i nic. Wciąż o tym rozmawiamy, a dziś po raz kolejny do tego wracamy. Albo coś w tej sprawie zostanie wykonane, albo upłyną kolejne dekady, w których będziemy mówić, iż współpłacenie w zakresie niegwarantowanym świadczenia jest zbędne, bo zwiększają się dochody Narodowego Funduszu Zdrowia i niedługo wszystko będzie gwarantowane przez państwo. Napiszę wprost – nie będzie.

Przypomnę fragment mojego tekst z 2018 roku, który nosił tytuł „Na współpłaceniu zyskaliby wszyscy” [link do materiału w całości znajduje się pod artykułem – wyjaśnia „Menedżer Zdrowia”] – pisałem wtedy: „O współpłaceniu dyskutujemy co najmniej od dekady i jest to dyskusja jak dotąd bezowocna. Choć na gruncie konstytucji i praw pacjenta można wykazać, iż pacjent ma prawo wyboru warunków realizacji świadczeń przekraczających standard gwarantowany przez państwo bez utraty prawa do świadczeń gwarantowanych, to jednak precyzyjne zdefiniowanie tej granicy okazało się problemem. Dotychczas rozgraniczenia pomiędzy świadczeniem gwarantowanym a niegwarantowanym próbowano dokonać na poziomie standardu wyrobu medycznego. Doświadczenie jednak pokazuje, iż określenie gwarantowanego standardu wyrobu jest bardzo trudne i konieczne jest poszukiwanie innych rozwiązań. W czasie gwałtownego rozwoju technologii medycznych, których koszt przekracza możliwości płatnika publicznego, brak reguł dotyczących zasad łącznego finansowania leczenia z niezależnych źródeł staje się problemem, który dotyka miliony obywateli. Leczenie finansowane całkowicie prywatnie albo peregrynacja pacjenta między ośrodkami i budżetami publicznymi oraz prywatnymi nie jest rozwiązaniem. Brak odpowiednich reguł niesie rozwarstwienie pomiędzy świadczeniami gwarantowanymi i niegwarantowanymi zarówno w warstwie społecznej, jak i rynkowej. Rosną nierówności w zdrowiu, gdyż tylko nielicznych stać na wyłącznie prywatne finansowanie ponadstandardowych terapii. Pogłębia się także dychotomiczny podział pomiędzy sektorem publicznym a prywatnym, który nie sprzyja ich współpracy i nie wspiera pacjenta. Systemowe rozwiązanie kwestii finansowania świadczeń z różnych źródeł nie tylko ograniczyłoby nierówności w zdrowiu rozumiane jako dostępność określonych świadczeń, ale także pozwoliłoby wszystkim szpitalom uzyskać dodatkowe środki, które w tej chwili może absorbować wyłącznie sektor prywatny. Co ważne – zyskaliby wszyscy. Dzięki łącznemu finansowaniu znacznie obniżona zostałaby bariera wejścia po stronie wydatków prywatnych, co zwiększyłoby ilość środków w systemie. Oczywiście, można zaklinać rzeczywistość i obstawać przy poglądzie, iż wzrost finansowania publicznej ochrony zdrowia do 6 proc. PKB pozwoli rozwiązać problem kosztownych technologii i dostępności świadczeń. Warto jednak zachować chłodny realizm i poszukiwać rozwiązań, które wspierając indywidualne oczekiwania pacjentów, zrównoważą potrzeby systemu i będą służyć ogółowi chorych. Proponowane rozwiązanie skupia się na obszarze świadczeń niegwarantowanych, a więc tych, których ustawa o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych nie reguluje i nie ogranicza prawa do ich realizacji. Polega na akceptacji faktu, iż świadczenia niegwarantowane są integralną częścią systemu ochrony zdrowia, a zasady ich finansowania określa płatnik prywatny – pacjent, pracodawca, prywatny fundusz. A skoro leczenie uwzględniające preferencje pacjenta i optymalne pod względem klinicznym może zawierać zarówno część gwarantowaną, jak i niegwarantowaną, to dopuszczalne jest ich wspólne, choć odrębne finansowanie – części gwarantowanej ze środków publicznych i części niegwarantowanej ze środków prywatnych. Warto przy tym zauważyć, iż wbrew części opinii zakres świadczeń niegwarantowanych jest nadspodziewanie szeroki. Wynika to wprost z par. 3 ust. 1 pp. 2 rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego, który limituje stosowanie badań diagnostycznych, technologii lekowych i nielekowych tylko do zakresu niezbędnego do wykonania świadczeń. Wszystko, co się w tej definicji nie mieści, jest świadczeniem niegwarantowanym. Do wprowadzenia możliwości współpłacenia tego nie potrzeba ani zmiany ustawy, ani rozporządzenia. Prawo jest dobrze napisane. Nie odnajduję żadnego przepisu, który by tego zakazywał. Należy jedynie zmienić praktykę. Warto raz jeszcze podkreślić, iż nie chodzi o dopłatę pacjenta do «wyższego standardu» – współfinansowane ze środków publicznych mogą być tylko te świadczenia gwarantowane, które są opisane w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Ich zamknięty katalog jest ograniczony do wyjątków opisanych w art. 18, 33 i 41 ustawy. Społeczny i solidarnościowy sens takiej regulacji także jest niepodważalny. Pacjent może być pewien, iż korzystając ze świadczenia gwarantowanego, poza wspomnianymi wyjątkami, nie będzie ponosił w żadnej części kosztów jego realizacji. Analizując proponowane rozwiązanie w perspektywie społeczno-politycznej, należy podkreślić, iż mówimy jednoznacznie «nie» dopłatom pacjenta do świadczeń gwarantowanych. Wskazujemy jednocześnie «na co nas stać» i pokazujemy świadczenia niegwarantowane, choćby jeżeli towarzyszą świadczeniom gwarantowanym. Aby dopuścić prywatne finansowanie świadczeń niegwarantowanych obok publicznego finansowania świadczeń gwarantowanych, nie potrzebujemy nowych regulacji – jedynie komunikat ministra zdrowia, iż rozwiązanie nie jest sprzeczne z obowiązującym prawem”.



Idź do oryginalnego materiału