Zaburzenia lękowe to w tej chwili najczęstszy problem psychiczny Polek i Polaków
Piotr porzucił marzenie o podróży do Stanów Zjednoczonych w połowie 2012 r. Zaczął go przerażać ogrom wieżowców w Nowym Jorku i Los Angeles. Przez pewien czas nie mógł ich choćby oglądać na zdjęciach ani w filmach. Wcześniej nie było to dla niego najmniejszym problemem. Zwiedzał wysokie budynki i latarnie morskie, jeździł przeszklonymi windami. Ale w 2012 r. wszystko się zmieniło. Dziś takie atrakcje są wykluczone. Dziś Piotr żyje na pół gwizdka. Tak mówi. I wszystko kręci się wokół lęku.
Przez własne osiedle (blokowisko w Zielonej Górze) przestał chodzić już choćby do pracy. Do biura ma jakieś 500 m piechotą. Ale jest w stanie zmusić się do przejścia jedynie stu – do garażu. Potem wsiada w samochód i kolejne 400 m przejeżdża. W samochodzie czuje się trochę pewniej. Choć też nie zawsze.
Piotr cierpi na fobię. Boi się wysokich budynków, szczególnie takich, które mają więcej niż cztery piętra i są betonowe. Najlepiej czuje się w otwartych przestrzeniach: w lesie, na łące, ogólnie rzecz biorąc – na łonie natury. Z dala od betonu.
Jego lęk zaczął się w 2012 r. podczas powrotu z gór.
– A przecież jeszcze w 2011 miałem w Warszawie szkolenie na 45. piętrze – i nic. Wjeżdżałem na górę – wspomina. Początkowo lęk miał kilka wspólnego z betonem czy wysokimi budynkami. Po prostu był, a adekwatnie bywał. Samochód w drodze do domu prowadził Piotr. Na fotelu pasażera siedziała jego narzeczona, a dziś żona.
– Nagle poczułem, iż jadę bardzo szybko. Tak mi się w każdym razie wydawało, bo w rzeczywistości wlokłem się prawym pasem. Spociłem się ze stresu, wydawało mi się, iż za bardzo przyspieszam. Pojawiły się też zawroty głowy i wewnętrzny niepokój, iż coś za chwilę się wydarzy. Nic z tym nie zrobiłem, w końcu dowlekliśmy się do domu.
Jakiś czas później Piotr pojechał do Poznania w delegację, a razem z nim niemal sama kadra zarządzająca. Przed uroczystą kolacją zadzwoniła żona. Powiedziała, iż miała stłuczkę na parkingu. Ta informacja tak zestresowała Piotra, iż obsesyjnie myślał o tym, czy nie udławi się posiłkiem na oczach wszystkich. Po prostu bał się przełykać. Lęk towarzyszył mu potem wiele razy. Także podczas imprezy rodzinnej u wujka w mieszkaniu na szóstym piętrze. Dużo ludzi w jednym miejscu, wysoko. Pot, szybkie tętno, niepokój. Wtedy po raz pierwszy lęk był związany z wysokim budynkiem. I właśnie to Piotrowi zostało do dziś.
– Poszedłem do psychiatry – opowiada. – Dostałem leki, ale nie chciałem ich brać. Postanowiłem, iż będę walczyć bez nich.
W tamtym czasie dużo działo się w życiu Piotra: ślub, a potem pierwsze dziecko.
– Może to mnie jakoś przytłoczyło? – zastanawia się dziś. Nie znajduje odpowiedzi.
Krótko po ataku paniki w mieszkaniu wujka na szóstym piętrze Piotr zakomunikował przyjacielowi i jednocześnie przełożonemu, Darkowi, iż nie będzie więcej go odwiedzać. Darek mieszkał na dziewiątym piętrze. Już sama myśl o tym, żeby wejść do budynku tak wysokiego, przytłaczała Piotra. Darek zrozumiał. Sam zmagał się z kryzysem psychicznym i regularnie przyjmował leki. Piotr zamieszkał na czwartym. To najwyższe piętro, które może zaakceptować. Najlepiej też, gdy klatka schodowa jest ciasna i nieprzeszklona. Im mniej widać, tym bezpieczniej i pewniej czuje się na schodach.
Malwina walczy z silną arachnofobią. Przeczytała kiedyś w internecie, iż z pająkami doskonale radzą sobie koty: najpierw męczą je, a potem zjadają. Niestety, jej kot pod tym względem okazał się rozczarowaniem – owszem, bawił się pająkami, ale potem je wypuszczał. zwykle w bliskiej obecności dziewczyny. Pytam Malwinę, czy lęk przed pająkami utrudnia jej normalne funkcjonowanie.
– Czasami – przyznaje. – Na przykład gdy muszę o czwartej w nocy walczyć z jednym z nich. Zdarzyło się też, iż spieszyłam się kiedyś, musiałam gwałtownie wyjść z domu. I zastałam w łazience pająka. Natychmiast zamknęłam do niej drzwi. Nie było mowy o tym, żeby wziąć prysznic czy zrobić makijaż. Wyszłam tak, jak stałam.
Arachnofobia należy do jednej z częstszych i raczej powszechnie znanych fobii. I zwykle spotyka się ze zrozumieniem. Dlatego też opór przed mówieniem o niej jest mniejszy. Choć rodzice przez cały czas nie potrafią zrozumieć paniki Malwiny na widok niegroźnego z ich perspektywy kątnika.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 15/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty
Fragmenty książki Arkadiusza Lorenca Lękowi. Osobiste historie zaburzeń, Prószyński i S-ka, Warszawa 2024
Fot. Shutterstock