Książka, którą niniejszym recenzuję – „Cyniczne teorie” autorstwa Helen Pluckrose i James Lindsay – poświęcona jest tytułowym cynicznym teoriom, przeze mnie intuicyjnie nazywanym teoriami potworkowymi. To, co je łączy, to postmodernizm (ponowoczesność) i relatywizm (oraz postmodernistyczny relatywizm) w odniesieniu do faktów. Kolejna cecha wspólna to luźna interpretacja (często nadinterpretacja) rzeczywistości. A także kreowanie fałszywych ofiar lub poszukiwanie tych prawdziwych, aby móc stawać w ich obronie i na tej podstawie wywyższać swoją moralność. Gnębiąc zarazem oprawców – faktycznych lub rzekomych. Do tego należy dodać specyficzny permisywizm i wybiórczy libertarianizm. Tym charakteryzują się postmodernistyczne „cyniczne teorie”: teoria queer negująca płeć biologiczną, teoria postkolonialna negująca fakty historyczne, teoria otyłościowa negująca otyłość jako chorobę, czy teoria neuroróżnorodności, według której ciężkie zaburzenia neurologiczne i psychiczne to objaw „różnorodności neurologicznej”, a nie zaburzenia. Stąd prosta już droga do ostatniego atrybutu tych teorii: są antynaukowe.
Cyniczne teorie, potworkowe teorie
Co ważne, nie są to teorie w rozumieniu naukowym, jak teoria ewolucji biologicznej, prawo powszechnego ciążenia, szczególna i ogólna teoria względności albo prawa dziedziczenia. Teorie potworkowe nie są naukowe i nie są falsyfikowalne. Zarazem są nie tylko nienaukowe, ale również pseudonaukowe, bo negują empiryczną rzeczywistość. Zwłaszcza biologiczną: odrzucają fakty z zakresu genetyki i ewolucji dotyczące płci. Negują nie tylko rasy w ujęciu socjologicznym (czyli faktycznie konstrukt społeczny), ale choćby ścisłe haplogrupy. Czyli „rasy” w rozumieniu biologicznym.
Według cynicznych teorii otyłość, czy zaburzenia psychiczno-neurologiczne, to znaczniki tożsamościowe, a nie obiektywne dysfunkcje organizmu. O ile chyba już każdy w Polsce słyszał o ruchu fat-feministycznym – postulującym iż otyłość to nie choroba, a osoby otyłe traktowane jako chore, są dyskryminowane jak niegdyś homoseksualiści (taką wizję przedstawiają np. Dziewuchy Dziewuchom) – to o równie pseudonaukowej, potworkowej teorii „neuroróżnorodności”, według której zaburzenia psychiczne i neurologiczne nie są chorobami, ale „różnorodnością neurologiczną lub psychologiczną”, dopiero zaczyna robić się głośno. Jej zwolennicy za nazwanie autyzmu czy psychozy „zaburzeniami” bez patyczkowania się uznają Cię eugenicznego faszystę.
Cyniczne teorie przekłamują historię świata. Szczególnie w kontekście kolonializmu, kreując ludy podbijane przez Europejczyków jako szczęśliwych, „naturalnych” tubylców, ignorując zarazem fakt, iż europejscy kolonizatorzy, pomimo rozmaitych krzywd i wyzysku (któremu nikt nie powinien zaprzeczać) często dramatycznie poprawiali sytuację na podbitych terytoriach. I nie mam tu na myśli tylko nauki, techniki, medycyny czy kultury, ale też to, iż przybycie Europejczyków niejednokrotnie oznaczało zakończenie panującego wcześniej „prawa dżungli” – na przykład polowania jednych grup tubylczych na inne, czy porywania kobiet. Sprawa jest o wiele bardziej zniuansowana, niż proponowane przez teorie potworkowe (tu: teorię postkolonialną) rozróżnienie: źli Europejczycy, dobrzy tubylcy.
Błędy i zniekształcenia
Sposób myślenia umysłów owładniętych teoriami potworkowymi odzwierciedla (na przykładzie rasizmu i krytycznej teorii rasy, która w Polsce nie ma znaczenia, ale autorzy recenzowanej książki pisali także w odniesieniu do USA), cytowane w „Cynicznych teoriach” stwierdzenie aktywistek: „Pytanie nie brzmi: Czy rasizm miał miejsce?, ale raczej: jak przejawiał się rasizm w tej sytuacji?”.
To fanatyczne postrzeganie świata ze z góry założonymi tezami, których jednak nigdy empirycznie nie potwierdzono, jest typowe właśnie dla zwolenników cynicznych teorii. Pisząc wprost, wyznawcy teorii potworkowych, czyli łołkiści (od ruchu zwanego z angielskiego woke – przebudzeni) z automatu zakładają, iż rasizm, transfobia, seksizm czy islamofobia z pewnością są, tylko trzeba je wykryć. „Rasizm ma miejsce zawsze, a naszym zadaniem jest badanie (…) dowodów na jego występowanie”.
Zdominowanie niektórych nauk przez świeckich fanatyków
Przypomina mi się, gdy byłem na pewnej międzynarodowej konferencji naukowej, poświęconej edukacji i dydaktyce. Był to okres panowania Donalda Trumpa. Prelegentka z USA całe swoje wystąpienie poświęciła wyśmiewaniu go. I choć prawdopodobnie każdy na sali miał złe zdanie na jego temat, to ta fiksacja na punkcie prezydenta wzbudzała obezwładniające zażenowanie. Podobnie, druga mówczyni, zamiast opowiedzieć coś wartościowego o komunikacji naukowej, postanowiła przedstawić swoją własną historię tego, jak jako muzułmanka musiała się dopasowywać do, bodajże brytyjskich, norm. Narcyzm ten nie zbiegł uwadze również innych osób, które oglądały to „widowisko” (miało być ono, przypomnę, konferencją naukową). Co najmniej niektórzy pozostali uczestnicy także czuli niesmak i zażenowanie takimi – całkowicie pozamerytorycznymi – popisami, wpisującymi się idealnie w łołkizm i teorie potworkowe.
Podobne tendencje widać w innych dziedzinach. Szczególnie w naukach humanistycznych oraz socjologii i psychologii. Dawne węszenie na siłę obrazy uczuć religijnych zostało przez młodziutkich psychologów zastąpione świeckim doszukiwaniem się wszędzie „stygmatyzacji” czy „powielania stereotypów”. Ten całkowicie pozamerytoryczny nurt często uniemożliwia dyskusje w określonych gronach. choćby nie neutralne, ale wręcz przymilające stwierdzenie przykrego faktu dotyczące jakiegoś zaburzenia psychicznego, skutkuje nie konstruktywną debatą naukową, ale oskarżeniami o „stygmatyzację”.
Kultura wyolbrzymiania, przekoloryzowania i nadinterpretacji
Jak to się stało, iż neutralna i obiektywna socjologia czy psychologia płci zostały zdominowane przez laickich, antynaukowych fanatyków? „Podczas gdy prostaccy mężczyźni z patriarchalnymi przekonaniami przez cały czas istnieli, coraz bardziej nie do utrzymania stawało się postrzeganie zachodniego społeczeństwa jako prawdziwie patriarchalnego lub postrzeganie większości mężczyzn jako aktywnie zmawiających się przeciwko sukcesowi kobiet” – tłumaczą autorzy książki „Cyniczne teorie”. I kontynuują, iż „teoria postmodernistyczna oferowała możliwość zachowania tych samych przekonań i prognoz (…) przy jednoczesnym przedefiniowaniu ich w kategoriach na tyle rozproszonych, iż stały się kwestią wiary, nie wymagającą dowodów”. Bo skoro choćby przychylne stwierdzenie faktu jest dyskryminacją (tzw. mikroagresja) – do takiego postrzegania przekonują łołkiści – to znaczy, iż „dyskryminacja” cały czas jest i trzeba z nią walczyć.
„Takie postawy rozdzierają tkankę, która spaja współczesne społeczeństwa” i nie są korzystne „ani dla grup mniejszościowych, ani dla szeroko pojętej spójności społecznej” – konkludują Helen Pluckrose i James Lindsay. „Jeśli większość czuje się zagrożona przez krzykliwą mniejszość posiadającą władzę instytucjonalną, prawdopodobnie spróbuje zmienić te instytucje”. W istocie, tak właśnie się dzieje. Uznawanie autorytetów instytucji – tak ważnych dla rozwoju cywilizacji – zanika, gdy instytucje społeczne, naukowe czy polityczne wydają coraz bardziej absurdalne i sprzeczne z faktami rozporządzenia czy konsensusy, podyktowane ideologią i aktywizmem łołk, a nie racjonalną analizą faktów. Szaleństwo to widać zwłaszcza na przykładzie teorii queer, według której ważniejsza od płci biologicznej jest subiektywna autoidentyfikacja.
Zamiast skupiać się na tym, co nas łączy – a choćby prawicowca z lewicowcem czy konserwatystę z postmodernistą spaja więcej, niż dzieli – to poświęcamy czas na zastanawianie się nad ledwo istniejącymi albo wymyślonymi objawami rzekomego rasizmu, ksenofobii czy transfobii. Mało co tak dezintegruje społeczeństwa zachodnie, jak ostatnie awantury o zmianę płci czy udział mężczyzn po niej w przestrzeniach kobiecych. Z czego niewątpliwie stary niedźwiedź Putin i ospały smok Jinping bardzo się radują. Chinom i Rosji są bardzo na rękę takie podziały.
Konstrukty społeczne a rzeczywistość
„Pomysł, iż heteroseksualność jest konstrukcją społeczną całkowicie pomija rzeczywistość, w której ludzie są gatunkiem rozmnażającym się płciowo. Pomysł, iż homoseksualizm jest konstruktem społecznym, pomija liczne dowody, iż jest on również biologiczną rzeczywistością – piszą autorzy książki „Cyniczne teorie” – Helen Pluckrose i James Lindsay, w rozdziale poświęconym teorii queer. Analizują w nim jej logikę, a raczej jej brak. Przytaczają źródła, z których się ona wywodzi i postulaty, jakie proponuje. Są one, tak jak i teoria queer sama w sobie, nie tylko antynaukowe i bazujące na niefalsyfikowalnych założeniach, ale i szkodliwe dla samych osób LGBT, bo przekłamujące rzeczywistość i negujące biologiczność, z którą żyją.
Wyrosłe na teorii queer gender studies, czyli studia genderowe, które mieszają humanistykę, socjologię, psychologię i biologię z ideologią queerową – ośmieszone wielokrotnie w świecie naukowców ścisłych i przyrodniczych, ale wciąż uznawane poza nimi – mają znaczny udział w rozpowszechnianiu cynicznych teorii. Ale adekwatnie „co badają gender studies poprzez swój coraz bardziej wyrafinowany model, który obejmuje rasę, klasę, gender i seksualność?” – pytają autorzy recenzowanej książki, po czym odpowiadają: „Wszystko”. „Gender studies są tak interdyscyplinarne, iż ich badacze czują się upoważnieni do badania wszystkiego, w co zwykle angażują się ludzie. Jedynym punktem spójności jest to, iż badają je w specyficzny sposób. Stosują perspektywy analizy Genderowej, które czerpią z intersekcjonalności, Teorii Queer i Teorii postkolonialnej, a więc ostatecznie z postmodernistycznych koncepcji wiedzy, władzy i dyskursów”.
Według teorii potworkowych wiedza (technologiczna, biologiczna, medyczna) jest konstruktem zachodniej, „białej” cywilizacji, której władza przenika wszystko, narzucając swoje dyskursy. To absurdalne i spiskowe myślenie zwolenników cynicznych teorii wprost obraża osoby, które ma rzekomo chronić. Przedstawia bowiem czarnych, kobiety, mniejszości seksualne, jako opozycję do wiedzy, rozumu i oświecenia. Nic dziwnego, iż coraz więcej czarnoskórych, feministek czy gejów odwraca się od tych postmodernistycznych koncepcji. Choć jednocześnie przez cały czas pozostają one silnie zakorzenionymi na zachodnich uniwersytetach i w mediach.
Cyniczne teorie a relatywizm postmodernistyczny i nieobiektywizm
Bardzo charakterystyczne dla zwolenników teorii potworkowych jest relatywizowanie rzeczywistości. Całkowicie, z gruntu, odrzucają obiektywność, zakładając, iż nie da się być obiektywnym. „Naukowcy nie są w stanie zbadać czegokolwiek obiektywnie”. „Wszystko jest względne”. „Płeć nie istnieje”, „otyłość jako choroba to tylko konstrukt społeczny”. Tymczasem głębsza prawda jest taka, iż choć faktycznie nie da się być całkowicie obiektywnym, to można być najbardziej, jak to tylko możliwe. Innymi słowy, obiektywność to pewne realne spektrum: od skrajnie nieobiektywnego do „obiektywnego tak bardzo, jak to możliwe”. W sensie empirycznym, pozytywistycznym i postpozytywistycznym. Ale aktywiści łołk zjawiska realnie binarne (jak płeć) uznają za spektrum, a te faktycznie stopniowalne oceniają całkiem binarnie (jak obiektywizm).
Tymczasem negacja obiektywizmu przez cyniczne ruchy potworkowe, odrzucanie stricte nauki lub próby ideologizowania jej, bardzo przypominają coś, co już znamy. „Piątek: w południe prof. Planck. Skarży się na trudności stwarzane nauce. A przy tym chyba także szuka zwady. Ci starzy profesorkowie nie mogą zrozumieć, iż nie mają już nic do gadania. Wszyscy oni dostają bzika na punkcie obiektywizmu” – pisze identycznie, jak dzisiejsi łołkiści, no właśnie, kto? Joseph Goebbels, 4 lutego 1934 roku, w jednym ze swoich dzienników, wydanych w tomie 1. Tę zbieżną ciekawostkę podesłał mi jakiś czas temu mój Czytelnik, który również zauważył, jak bliski był tok rozumowania Goebbelsa do dzisiejszych aktywistów łołk.
„Fat studies” i „distability studies”, czyli „badania otyłościowe” i „badania nad niepełnosprawnością”
Jeśli obserwowaliście afery o otyłość jako „zdrowy konstrukt społeczny” – na przykład przy okazji nominacji Dziewuch Dziewuchom do Biologicznej Bzdury Roku 2019 – albo zdarzyło Wam się być posądzonym o nietolerancję za nazwanie autyzmu „zaburzeniem”, czy o transfobię za stwierdzenie, iż płeć jest determinowana biologicznie, a nie tożsamościowo, to możecie się domyślać o co w tych „badaniach” chodzi.
„Badania” te niestety nie zajmują się empiryczną rzeczywistością. Nie sprawdzają, jak otyłość wpływa na zdrowie albo które rodzaje fizjoterapii pomagają na określony rodzaj niepełnosprawności. Zamiast tego badacze potworkowi pobierają granty na takie rzeczy, jak sprawdzanie „uprzywilejowanego języka wobec osób pełnosprawnych”. Z takich „badań” wynoszą dość głośne, choćby w Polsce, postulaty. Na przykład, iż należy mówić „osoba z niepełnosprawnością” a nie „niepełnosprawny”. Inny hit wydarzył się, gdy zostałem przez polskich łołkistów oskarżony (jako gej) o homofobię, bo piszę „homoseksualizm”, a nie „homoseksualność”. Niektórzy potworkowi aktywiści i dziennikarze z tak zacietrzewionym fanatyzmem próbują wymuszać zmiany językowe u każdego, z kim się stykają, iż zwyczajnie szkodzą poprawie sytuacji gejów czy niepełnosprawnych. Którymi, dodajmy, z reguły sami nie są. Po prostu sygnalizują w ten sposób swoją cnotę.
I tak, mając osobę niepełnosprawną w latach 80. XX wieku i wcześniej, była ona po prostu osobą niepełnosprawną, której w miarę możliwości ułatwiano życie. Jednak według teorii potworkowych „jest się niepełnosprawnym tylko dlatego, iż społeczeństwo oczekuje, iż ludzie są ogólnie sprawni”. Bardziej dosadnie autorzy „Cynicznych teorii” tłumaczą to tak: „Osoba głuchoniema wcześniej była uważana za osobę, która nie słyszy i która jest w pewnym stopniu niepełnosprawna przez swoją niepełnosprawność. Po zmianie [postmodernistycznej] postrzegano ją jako (…) kogoś, kto nie słyszy i kogo społeczeństwo „upośledziło”, nie dostosowując się w równym stopniu do osób niesłyszących, jak do słyszących (domyślnie)”.
Cyniczne teorie i ableizm
Jeśli myślicie, iż takie opatrzne rozumienie sprawy to rzadkość, to przyjrzyjcie się przekazowi medialnemu i przepisom. Jest coraz więcej takich, które zamiast ułatwiać życie niepełnosprawnym, narzucają coś osobom pełnosprawnym lub instytucjom i pracodawcom. Otyłe czy niepełnosprawne postacie zostają superbohaterami w bajkach i filmach, mimo iż ukazanie ich jako zdolnych do osiągania pewnych wyczynów zwyczajnie wprowadza w błąd, a ludziom młodym może dawać fałszywe nadzieje.
Żeby oddać absurd idei „ableizmu” – rzekomej, w rzeczywistości bezzasadnej dyskryminacji niepełnosprawnych – Pluckrose i Lindsay cytują aktywistkę antyableistyczną, Lydię X. Y. Brown, która jest „autystyczna, niepełnosprawna, aseksualna, i genderqueerowa”. Twierdzi ona, iż „ableizm może opisywać system wartości ablenormatywności, który uprzywilejowuje rzekomo neurotypowych i sprawnych, podczas gdy dysfunkcjonalizm może opisywać brutalny ucisk wymierzony w ludzi, których ciała-umysły są uważane za dewiacyjne, a więc niepełnosprawne. Innymi słowy, ableizm jest dla heteroseksizmu tym, czym disableizm dla queerantagonizmu”. Bełkot tego typu jest bardzo charakterystyczny dla osób posługujących się teoriami potworkowymi.
Ekskluzywna intersekcjonalność
Wspomniałem wcześniej o intersekcjonalności. W książce „Cyniczne teorie” jest o niej cały rozdział. Tu napiszę w skrócie, iż ta szczególnie interesująca koncepcja polega na poszukiwaniu osób wykluczonych „intersekcjonalnie”. Czy to faktycznie wykluczonych, czy jedynie w wyobrażeniach zwolenników teorii potworkowych. I tak na przykład kobieta, która jest zarazem czarną lesbijką (albo, w przypadku wykluczeń urojonych, osobą „niebinarną”) zasługuje na większe uznanie, mocniejsze współczucie i lepsze przywileje, niż zwykła kobieta.
Tego typu perspektywa, przyjęta za podstawę intersekcjonalności, wyrasta z narcyzmu wspólnotowego. Czyli spełniania popędów narcystycznych przez robienie z siebie najbardziej pokrzywdzonych i poszkodowanych ofiar. Dzięki temu ofiara – czy to faktyczna, czy naciągana – może narcystyczną potrzebę przywileju, wyższości i wyjątkowości karmić „intersekcjonalnie”.
Intersekcjonalizm oraz prawdziwy i uprzywilejowany klasizm
Absurdy intersekcjonalności widać też w podejściu do klas. Dla czołobitnego intersekcjonalisty bogata, czarna lesbijka z Nowego Jorku będzie bardziej wykluczona i dyskryminowana od białego, heteroseksualnego robotnika, który wychował się w Zachodniej Wirginii czy w Glasgow w latach 80. XX wieku. Frustrację wynikającą z takiego patrzenia na sprawy znakomicie wykorzystali tacy politycy, jak Donald Trump.
Tak, ten Donald Trump, który, nota bene, robi dokładnie to samo, co zwolennicy intersekcjonalizmu, tylko z innej perspektywy. Chodzi o kreowanie ludzi dobrze sytuowanych jako wielce ciemiężonych. Trump mówi o tym w kontekście nakładania podatków na bogaczy. Zwolennicy teorii potworkowych wymyślają zaś coraz to nowsze, absurdalne tożsamości (np. niebinarne odmiany, typu gender fluid, agender, bigender, gendermoon, ksenogender itd.), które bogatym ludziom łatwo jest przyjąć, bo nie są one związane z żadnymi empirycznymi cechami (takimi jak płeć, orientacja, kolor skóry czy pochodzenie). Można arbitralnie stwierdzić: „jestem niebinarny”. I z „dzieciaka” wychowanego przez bogatych rodziców z klasy średniej, żyjącego jak pączek w maśle, mamy nagle wielce pokrzywdzone przez los, wymagające współczucia i dodatkowych przywilejów niebinarne stworzonko. Zdumiewające jest, iż tak skrajnie antylewicowe podejście do spraw społecznych zaczęło być nazywane „lewicowym”.
Bądź na biężaco!
Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl
„Więc kiedy ta feministka powiedziała mi, iż mam biały przywilej, powiedziałem jej, iż moja biała skóra ma g*wno do tego” – przytaczają słowa sfrustrowanego, białego mężczyzny z niższych warstw społecznych autorzy „Cynicznych teorii”, aby na „żywym przykładzie” zobrazować w czym rzecz. I cytują, co intersekcjonalnej feministce odpowiedział: „Czy kiedykolwiek spędziłaś mroźną zimę w północnym Illinois bez ogrzewania i bieżącej wody? Ja tak. Czy w wieku 12 lat robiłaś sobie zupki chińskie w ekspresie do kawy z wodą, którą przyniosłaś z publicznej toalety? Ja tak”.
Ruch postmodernistyczny
Obecnie naprzeciw naprawdę mających trudno w życiu ludzi – niezależnie od koloru, orientacji, płci – wychodzą młodzi, realnie uprzywilejowani, którzy stwierdzają, iż są np. „niebinarni”, symbolicznie plując w twarz tym rzeczywiście dyskryminowanym: gejom w Polsce, kobietom w Iranie, dzieciom robotników w Wielkiej Brytanii, ofiarom przemocy domowej gdziekolwiek.
Nie jest zaskakujące, iż postmodernistyczny ruch, „który twierdzi, iż problematyzuje wszystkie źródła przywilejów, jest prowadzony przez wysoko wykształconych naukowców i działaczy z wyższej klasy średniej, tak bardzo niepomnych swojego statusu uprzywilejowanych członków społeczeństwa”. Fakt, iż zwolennicy łołkizmu są w znacznej mierze przewrażliwieni na wyimaginowanych lub rozwiązanych dawno problemach, ignorując zarazem te najważniejsze i uniwersalne – czyli klasowe – świadczy o prawdziwych motywach tych ludzi. Jako iż sam poznałem wielu z nich, a część to dawni znajomi, miałem okazję obserwować, jak te dzieci z rodzin prawniczych, lekarskich, dziennikarskich, profesorskich czy politycznych, przeświadczone o swej wyjątkowości, mające od dziecka „wszystko”, a wchodzące w dorosłość nieraz choćby z mieszkaniem kupionym przez bogatych rodziców, poświęcają się walce z dyskryminacją i przywilejami. Jednak głównie tymi wymyślonymi lub naciąganymi, pozwalającymi odwrócić uwagę swoją i innych od własnego, często marnowanego uprzywilejowania.
Postmodernistyczny snobizm i narcystyczne wywyższenie jest widoczne nawet, jeżeli taka osoba faktycznie jest w jakimś stopniu pokrzywdzona przez los. Bardzo dobrze oddaje to narracja autora „Powrotu do Reims”, Didiera Eribona. Jego książka, skądinąd wnosząca pewną wartość dodaną, przesiąknięta jest podwójnymi standardami, poniżaniem innych, arogancją, relatywizowaniem rzeczywistości. Didier Eribon zaś jest jednym z bezpośrednich wychowanków pierwotnych postmodernistów, z Michelem Foucaultem na czele.
Na marginesie, gdy dyskutowałem o teoriach potworkowych z pewnym znajomym podróżującym często po świecie, zwrócił uwagę, iż większość tych wyższościowych, snobistycznych koncepcji postmodernistycznych wywodzi się ze stereotypowo takiej właśnie… Francji. Foucalt był Francuzem, Derrida, Lyotard, Baudrillard również byli Francuzami. Dopiero postmodernizm w wersji stosowanej, pod postacią polityki tożsamości i łołkizmu, to domena wywodząca się głównie z państw anglosaskich.
„Bądźcie naszymi ofiarami, zaopiekujemy się wami”
Helen Pluckrose i James Lindsay przytomnie zauważają w „Cynicznych teoriach”, iż choć sytuacja mniejszości różnorakich systematycznie się poprawia i w tej chwili w świecie Zachodu (rozumianym głównie jako USA, Kanada, UE + Norwegia, Islandia czy Szwajcaria, oraz Australia i Nowa Zelandia) prawdziwa, niewymyślona dyskryminacja jest rzadkością (w niektórych obszarach, ale tylko punktowo, wciąż ma miejsce – np. brak małżeństw jednopłciowych w pojedynczych krajach), to wielu działaczy równocześnie głosi, iż jest coraz gorzej. To symptomatyczny dla teorii potworkowych cherry-picking i uogólnianie oraz ekstrapolowanie na podstawie skrajnych, niereprezentatywnych przykładów. Jaskrawe są np. raporty międzynarodowych organizacji LGBT. Według nich w Polsce gejom żyje się niemal tak źle, jak w krajach islamskich, czy ogólnie na globalnym Południu. Dziennikarze to podchwytują, rzadko sprawdzając, iż metodologia wykorzystana do takich ankiet jest błędna.
Jednak z tego wszystkiego wyłania się dość jasna intencja. To, iż zwolennicy teorii queer, teorii poskolonialnej, tłuszczowego feminizmu czy idei „neuroróżnorodności” w rzeczywistości swoimi działaniami szkodzą kobietom, imigrantom, osobom czarnym, gejom i lesbijkom, ludziom transpłciowym, otyłym czy autystycznym, ma bardzo konkretne zamierzenie. Mianowicie ma pogarszać ich całkiem dobrą w tej chwili sytuację. I pozwala o to pogorszenie – za którym stoją zwolennicy teorii potworkowych – oskarżać białych, mężczyzn, cywilizację zachodnią. Zarazem usprawiedliwia dalsze działania aktywistów łołk, bo przecież „jest coraz gorzej”. W tym sensie aktywiści ruchów potworkowych działają jak w trójkącie dramatycznym Karpmana.
Dlaczego „cyniczne teorie” lub „potworkowe teorie”?
Zwolennicy cynicznych teorii bardzo lubią cynicznie manipulować słowami. Na przykład gdy piszę, iż otyłość, czy inna choroba, jest zła, bo szkodliwa dla zdrowia, oni wzmożeni zarzucają mi, iż uważam, iż to >osoby chore< są złe. Czego oczywiście nie twierdzę, ale co łatwo jest erystycznie przedstawić jako fakt. Niezwykle cyniczne jest też pacyfikowanie czarnych, gejów, lesbijek, osób trans czy inaczej realnie wykluczanych kiedyś lub teraz, gdy nie zgadzają się z ideologami potworkowymi. Jesteś gejem, a nie popierasz niektórych postulatów postmodernistycznych? To znaczy, iż internalizowany homofob z ciebie. Jesteś otyły i chcesz schudnąć? Zdrajca. Jesteś kobietą i sprzeciwiasz się polityce tożsamości? To znak, iż biali mężczyźni wyprali ci mózg. I tak dalej.
Ten, i wiele innych rodzajów cynicznych manipulacji, jakimi posługują się zwolennicy teorii queer, „badań nad niepełnosprawnością i otyłością” czy teorii postkolonialnej, sprawiły, iż koncepcje te zaczęto wreszcie nazywać „cynicznymi”. Ale dlaczego ja nazywam je również „potworkowymi” (ruchami, teoriami, aktywistami)? Ponieważ reprezentują zwykle bardzo małe, marginalne i groteskowe środowiska, które pierwotnie faktycznie miały ciężko. Jednak zamiast cieszyć się tym, co udało się osiągnąć i działać na rzecz dalszej poprawy, zaczęły sączyć jad w najdrobniejsze szczeliny społeczeństwa i z niegdysiejszych ofiar stały się pokracznymi oprawcami. Zajmują przy tym coraz poważniejsze stanowiska w akademii czy mediach i stają się realnie groźne. Mimo, iż jeszcze 2-3 dekady temu wzbudzały współczucie, żałość i politowanie.
Helen Pluckrose i Hames Lindsay o rzadkiej słuszności
Warto dodać, iż Helen Pluckrose i James Lindsay nie są totalnymi przeciwnikami postulatów cynicznych teorii postmodernistycznych. Krytykują ich absurdy i ich stosowaną wersję, czyli na przykład politykę tożsamości. Przyznają jednak, iż niektóre z problemów, na jakie uwagę zwraca teoria queer czy „studia niepełnosprawnościowe”, istnieją. I iż należałoby się nimi zająć.
Autorzy piszą o tym w specjalnym podrozdziale. „Tak, szkodliwe dyskursy mogą zyskać nienależną władzę, udawać prawomocną wiedzę, a tym samym szkodzić społeczeństwu i krzywdzić ludzi, i powinniśmy być tego świadomi. Sam postmodernizm jest właśnie jednym z takich dyskursów. (…) Postmodernistyczna koncepcja, iż ludzie rodzą się w pewnych dyskursach, które kształtują ich rozumienie, jest warta rozważenia; koncepcja, iż uczą się oni naśladować te dyskursy ze swoich pozycji w obrębie systemu władzy, choćby nie zdając sobie z tego sprawy, jest uprzedzeniem i absurdem. Twierdzenie, iż kobiety niebiałe, które popierają idee Sprawiedliwości Społecznej [idee teorii potworkowych i łołkizm] są „obudzone” [ang. woke] i iż wszystkie inne kobiety niebiałe, które nie akceptują takich idei, zostały poddane praniu mózgu prowadzącemu do przyjęcia dyskursów władzy, które je uciskają, jest samozachowawczą, arogancką i zarozumiałą narracją”.
Cyniczne teorie w praktyce
Istnieją fobie empirycznie udokumentowane. Na przykład dysmorfofobia, arachnofobia, fobia społeczna. Ale postmodernistyczne teorie potworkowe, czy też „cyniczne teorie”, wymyślają coraz więcej fobii. Takich, które albo nie mają racji bytu, albo podciąga się pod nie o wiele za dużo. Transfobia (nota bene, gdyby Karol Darwin dziś żył i głosił teorię ewolucji, bazującą na teorii doboru naturalnego, płciowego i krewniaczego, byłby zwalczany nie przez Kościół, ale przez queeraktywistów, za transfobię), fatfobia, enbyfobia, ableizm… Można wymieniać, ale niczemu ani nikomu to dobrze nie służy. Na czele z samymi – realnie lub domniemanie – dyskryminowanymi.
„Jeśli będziemy uczyć młodych ludzi, aby doszukiwali się zniewagi, wrogości i uprzedzenia w każdej interakcji, możemy być pewni, iż będą oni coraz częściej postrzegać świat jako zagrożenie i nie zdołają się w nim rozwijać” – zauważają Pluckrose i Lindsay. I również dlatego narrację potworkową warto odkłamywać. Dobre tego przykłady to dwa wywiady w „Raporcie o Stanie Świata”, poprowadzone przez Adriana Bąka. Jeden o zwracaniu dzieł sztuki pozyskanych przez Europejczyków za czasów kolonializmu, w którym krytycznie do podejścia potworkowej teorii postkolonialnej odniósł się muzealnik, dr Lucjan Buchalik. W drugim rozmówczynią była filozofka, dr hab. Agata Bielik-Robson, spójnie i konsekwentnie krytykująca wynikającą z ruchów potworkowych kulturę unieważniania (ang. cancel culture), którą, wraz z innymi działaniami aktywistów łołk, metaforycznie porównywała do społecznej psychozy.
O potworkowej „kulturze przesady” i ofiar w odniesieniu do ruchu łołk napisała też filozofka i pedagog dr Katarzyna Szumlewicz, a poświęcony części tego zjawiska reportaż dziennikarki Ewy Wanat znalazł się w „Wolnej Sobocie” w „Gazecie Wyborczej”.
„Cyniczne teorie” warto przeczytać, ale…
Książka „Cyniczne teorie” Helen Pluckrose i Jamesa Lindsaya jest interesująca i powinna być lekturą na studiach filozoficznych, politologicznych i dziennikarskich. Każdemu, kto choćby częściowo dyscypliny te uprawia zawodowo, naprawdę ją polecam. Jednak raczej nie nadaje się ona dla szerokiego odbiorcy. Z dwóch powodów. Po pierwsze, zawiera wiele specyficznego, fachowego słownictwa filozoficznego i naukowego. Po drugie, szczegółowo dekonstruuje bardzo nielogiczne, niespójne, sprzeczne bądź rozmyte koncepcje – czyli postmodernistyczne teorie potworkowe – których „logiczny brak logiki” jest zwyczajnie trudny do opanowania. Osobom niefachowo zainteresowanym tym tematem zdecydowanie bardziej polecałbym „Szaleństwo tłumów” Douglasa Murraya. Jest o tym samym, ale w formie przystępnego reportażu. To dobra książka, a jej wadą jest głównie tylko (i aż) to, iż ma sporo drobnych błędów w polskim przekładzie, jak gdyby chciano zaoszczędzić na korekcie.
Niniejszy artykuł nie jest sponsorowaną recenzją czy reklamą. Mogłem go napisać dzięki wsparciu moich Patronów na portalu Patronite. jeżeli Ci się podoba, zachęcam do odwiedzenia mojego profilu w tym serwisie i dołączenia do moich Patronów. Pięć lub dziesięć złotych nie jest dużą kwotą. Jednak przy wsparciu wielu mogę dzięki niemu poświęcać czas na pisanie artykułów, nagrywanie podkastów oraz utrzymywać i rozwijać stronę.