

Rozmowa Ewy Podsiadły-Natorskiej z posłem Norbertem Pietrykowskim (Polska 2050)
Kieruje pan nowo powołanym Parlamentarnym Zespołem ds. Regulacji Rynku Aptecznego i Produktów Leczniczych. W jakiej kondycji jest polski rynek apteczny?
Rynek apteczny w Polsce od kilku lat przechodzi bardzo trudny okres. Z jednej strony mamy nadregulację, która blokuje rozwój, a z drugiej – dramatyczne wykluczenie farmaceutyczne. Mówiąc o nadregulacji, mam na myśli zbyt restrykcyjne przepisy, które uniemożliwiają naturalny rozwój rynku i dostosowanie się do potrzeb pacjentów. Przykładem jest tzw. Apteka dla Aptekarza, która wprowadziła wymóg, iż właścicielem nowej apteki może być wyłącznie farmaceuta prowadzący nie więcej niż cztery placówki. Do tego dochodzą ograniczenia geograficzne – nowa apteka nie może powstać bliżej niż 500 metrów od istniejącej i tylko wtedy, gdy na danym obszarze przypada określona liczba mieszkańców.
Na drugim biegunie jest wykluczenie farmaceutyczne: szacuje się, iż ponad 400 gmin w Polsce nie ma żadnej apteki! Oznacza to, iż setki tysięcy obywateli, szczególnie osoby starsze, muszą pokonywać dziesiątki kilometrów, aby zrealizować receptę. Powołanie Zespołu ds. Regulacji Rynku Aptecznego i Produktów Leczniczych ma na celu zdiagnozowanie przyczyn tego stanu rzeczy i wypracowanie rozwiązań legislacyjnych, które przywrócą równowagę pomiędzy interesem pacjenta, farmaceutów oraz państwa.
Ponad 400 gmin bez apteki to nie tylko statystyka, ale realne zagrożenie dla zdrowia publicznego. Jak to możliwe, iż dopuściliśmy do takiego wykluczenia pacjentów?
Problem narasta od kilku lat. Po wprowadzeniu ustawy Apteka dla Aptekarza w 2017 roku wiele nowych aptek po prostu nie powstało, bo rynek został w dużej mierze zamknięty. Intencje ustawy były słuszne, jednak praktyka pokazała, iż w małych miejscowościach otwarcie apteki stało się niemożliwe. W efekcie duże sieci się wycofały, a indywidualnych farmaceutów, którzy mogliby inwestować, zaczęło brakować.
Trwa dyskusja nad nową wersją ustawy: tzw. Apteka dla Aptekarza 2.0. Jak pan ocenia ten projekt?
Mam wrażenie, iż nie wyciągnięto wniosków z błędów poprzedniej regulacji. Nowy projekt jeszcze bardziej usztywnia rynek, co może doprowadzić do dalszego odpływu inwestorów i likwidacji aptek w mniejszych miejscowościach. Jestem zwolennikiem mądrej liberalizacji – takiej, która pozwala zachować kontrolę nad jakością i etyką zawodu, ale jednocześnie umożliwia rozwój sieci i otwieranie nowych placówek tam, gdzie ich dziś nie ma. Warto dodać, iż Trybunał Konstytucyjny uznał przepisy Apteki dla Aptekarza 2.0 za niezgodne z Konstytucją. Orzeczenie to oznacza, iż zmiany wprowadzone przez tę ustawę zostały uchylone, co może wpłynąć na dalszy rozwój rynku aptecznego w Polsce.
Jakie działania w tej sprawie planuje kierowany przez pana zespół?
Chcemy przeprowadzić szerokie konsultacje – zarówno z farmaceutami, izbami aptekarskimi, jak i samorządami oraz pacjentami. Naszym celem jest przygotowanie raportu pokazującego rzeczywisty stan rynku: ilu farmaceutów brakuje, jak wyglądają marże, jakie są bariery inwestycyjne. Dopiero na tej podstawie będziemy rekomendować konkretne zmiany legislacyjne.
W ostatnich miesiącach dużym echem odbiła się również petycja „Apteka dla Pacjenta, a nie tylko dla Aptekarza. Apel o potrzebną deregulację prawa”. Jak pan ocenia ten pomysł?
Ta petycja jest bardzo ważnym sygnałem, iż problem dostępu do leków dotyka nie tylko farmaceutów, ale przede wszystkim pacjentów i samorządy lokalne. Hasło „Apteka dla Pacjenta” idealnie oddaje istotę problemu; apteka to część systemu ochrony zdrowia, która ma służyć ludziom, a nie tylko chronić interes właścicieli. Zgadzam się, iż nadszedł czas na przywrócenie nadrzędnej zasady, iż dobro pacjenta jest najważniejsze. Deregulacja nie oznacza chaosu, ale mądre ułatwienia, które pozwalają otwierać nowe placówki tam, gdzie są potrzebne, i zapewnić pacjentom szybki i bezpieczny dostęp do leków. Jest to fundamentalna zmiana perspektywy: prawo powinno służyć obywatelowi, a nie odwrotnie.
To jednak nie koniec bolączek polskiego rynku aptecznego – coraz częściej słyszy się, iż spada zainteresowanie studiowaniem farmacji…
To bardzo niepokojący trend. Dane z uczelni pokazują, iż liczba kandydatów na farmację w ostatnich latach spadła choćby o 30–40 proc. Młodzi ludzie widzą, iż praca w aptece staje się coraz mniej atrakcyjna zarówno finansowo, jak i prestiżowo. Wielu absolwentów wybiera przemysł farmaceutyczny albo pracę za granicą. jeżeli tego nie zatrzymamy, za kilka lat może się okazać, iż nie będzie komu prowadzić aptek.
Co zrobić, aby zawód farmaceuty odzyskał prestiż?
Po pierwsze – docenić rolę farmaceuty jako specjalisty medycznego, a nie tylko sprzedawcy leków. W wielu krajach farmaceuci uczestniczą w procesie leczenia, prowadzą konsultacje farmakologiczne, wykonują proste badania diagnostyczne. W Polsce również możemy pójść w tym kierunku – to podniesie rangę zawodu i realnie odciąży system ochrony zdrowia. Dodatkowo warto rozszerzyć kompetencje kliniczne farmaceutów, umożliwiając im udział w programach profilaktycznych, monitorowaniu terapii lekowej czy doradztwie w chorobach przewlekłych. Ważne jest również budowanie widoczności społecznej zawodu poprzez kampanie edukacyjne oraz wprowadzenie ścieżek kariery klinicznej i możliwości uczestnictwa farmaceutów w badaniach naukowych oraz różnych projektach zdrowotnych.
Jak chciałby pan, żeby rynek apteczny wyglądał za pięć lat?
Marzę o Polsce, w której każdy pacjent ma aptekę w zasięgu co najwyżej kilku kilometrów, farmaceuta jest partnerem lekarza, a rynek rozwija się uczciwie, bez barier administracyjnych ani niepotrzebnych napięć. To wcale nie jest utopia tylko kwestia rozsądnej legislacji i dobrej woli wszystkich stron. Mam nadzieję, iż zespół parlamentarny, któremu przewodniczę, pomoże w realizacji tego zadania. Systematycznie nad tym pracujemy. Mądry kompromis jest możliwy.