Nie każdy nastolatek, który osiągnie pełnoletność, rozpoczyna pracę. Wielu z nich studiuje i koncentruje się wyłącznie na nauce. Ci, którzy mogą liczyć na wsparcie rodziców, są szczęściarzami. Niektórzy godzą pracę ze studiami. Są i tacy, którym wyższe wykształcenie nie jest do szczęścia potrzebne. Pracują, zarabiają, ale mieszkają kątem u rodziców. Nie idą na swoje, bo uznają, iż tak jak jest, jest dobrze. I tu pojawia się problem.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze
Uważam, iż pewnych tematów nie powinno poruszać się na forum. Publicznie. Na przystanku autobusowym, wśród obcych ludzi. Od tego jest dom i cztery ściany. Jednak pewna kobieta i jej syn byli odmiennego zdania. Czekaliśmy na autobus. Padał deszcz. Staliśmy pod zadaszeniem na przystanku. Byłam myślami zupełnie gdzie indziej, w lepszym świecie. Marzyłam o ciepłej kąpieli i kolacji.
Szybko wróciłam na ziemię, bo burzliwa rozmowa matki z synem nie pozwalała mi skoncentrować się na niczym innym. Finanse – to one były głównym bohaterem.
Nie kryli się z tym, co mają sobie do powiedzenia. Nie szeptali, nie odeszli na bok. Po prostu rozmawiali, a wszyscy inni się przysłuchiwali. gwałtownie można się było zorientować, iż chłopak studiuje zaocznie i pracuje. Chyba dobrze zarabia, ale wciąż mieszka z rodzicami.
"Mieszkasz z nami, bo tak ci wygodnie. Wszystko masz podsunięte pod nos, a do niczego się nie dokładasz" – mówiła kobieta.
W jej głosie można było usłyszeć pretensję. Miała do syna żal o to, iż zarobione pieniądze wydaje tylko i wyłącznie na swoje przyjemności. Zasugerowała, by dokładał się do czynszu, rachunków lub chociaż jedzenia. Jednak on był nieugięty. Tego, co mówiła matka, nie traktował poważnie. To chyba taki typ imprezowicza, który w każdy wolny wieczór spotyka się z kolegami w barze.
"Jestem twoim dzieckiem, jak możesz chcieć ode mnie pieniądze?" – powiedział z takim chłodem w głosie. Aż podskoczyłam, aż zagotowało się we mnie wszystko w środku. Z kontekstu rozmowy można było wywnioskować, iż tej kobiecie naprawdę ciężko jest związać koniec z końcem.
Nie wydaje na prawo i lewo, a musi się nieźle nagimnastykować, by starczyło do końca
miesiąca. Wspomniała o kredycie, kupowaniu na wyprzedażach i nadgodzinach, które bierze w pracy. Ale jego jakby to nie interesowało.
"Wystarczyłoby 400 zł i byłoby nam zdecydowanie łatwiej" – powiedziała zawstydzonym głosem.
Chłopak coś klikał w telefonie i absolutnie nie przejmował się tym, co matka do niego mówi. Ucichli, a atmosfera zrobiła się trochę niezręczna.
Trudny orzech do zgryzienia
To, co usłyszałam na przystanku autobusowym, skłoniło mnie do przemyśleń. Nie mogłam wymazać tej rozmowy z pamięci. Żal mi było kobiety, nie mogłam zrozumieć postępowania jej syna.
Kiedy poruszyłam ten temat ze znajomą, przyznała, iż sama była w podobnej sytuacji. Poprosiła syna, by dokładał się do czynszu, ale nie dlatego, iż potrzebowała wsparcia, ale dlatego, iż chciała go czegoś nauczyć. Pokazać, czym jest dorosłość. Uświadomić, iż nie jest już dzieckiem. Jednak on był podobnego zdania jak ten chłopak na przystanku. Trzasnął drzwiami i powiedział, iż do niczego na pewno nie będzie się dokładał.
By nie doprowadzić do konfliktu, niezręcznej sytuacji, moja znajoma odpuściła. Chłopak ma 22 lata, nie studiuje, pracuje i żyje na garnuszku rodziców. Tak mu dobrze.
Zaczęłam przeszukiwać internet i znalazłam wiele różnych historii, dyskusji i sporów
dotyczących tego, czy dorosłe dziecko, które zarabia i mieszka z rodzicami, powinno dokładać się do czynszu. Zdania są podzielone (to mnie akurat nie zdziwiło).
Jedni twierdzą, iż nie wypada brać od dziecka pieniędzy, inni nie widzą w tym nic niestosownego. Zdaniem wielu wszystko uzależnione jest od sytuacji materialnej rodziców. Czy mogą pozwolić sobie na utrzymywanie dorosłego dziecka, czy nie są w stanie tego wszystkiego udźwignąć.
Póki co (na szczęście) nie jestem w takiej sytuacji, bo nie wiem, co bym zrobiła. Z jednej strony chciałabym pokazać dziecku, co kryje się pod pojęciem dorosłości, ale z drugiej, nie wiem, czy gdybym nie musiała, poprosiłabym, by dokładało się do czynszu.