Ponad 520 zabiegów robotowych w ciągu roku z użyciem jednego systemu – udało się w Rzeszowie

mzdrowie.pl 3 dni temu

Przedłużony czas pracy bloku operacyjnego, zgrany zespół, organizacja pracy a przede wszystkim ustawienie robota w szpitalu, który leczy bardzo wielu pacjentów z nowotworami – to klucz do sukcesu, aby efektywnie wykorzystać inwestycję w zakup robota chirurgicznego. W ginekologii zabiegi robotowe mają wiele zalet i wiele kierunków rozwoju, w tym leczenie endometriozy. Najwięcej korzyści odnoszą pacjentki z wysokim BMI – mówi prof. Tomasz Kluz, Kierownik Kliniki Ginekologii, Ginekologii Onkologicznej i Położnictwa w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. F. Chopina w Rzeszowie, szef grupy roboczej ds. chirurgii robotowej Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej.

Reprezentuje Pan szpital, który w 2024 roku pobił rekord Polski pod względem liczby zabiegów robotowych. 526 zabiegów z wykorzystaniem jednego robota – to już poziom europejski. Jak to się udało zorganizować?

Profesor Tomasz Kluz – W naszym szpitalu jest wydzielona sala operacyjna – robotyczna, z której korzystają trzy kliniki – urologii, chirurgii i ginekologii. Mamy podział pracy, według którego jako ginekologia operujemy jeden dzień, koledzy z oddziału chirurgii również jeden dzień, a trzy dni – urolodzy. W ginekologii operujemy tylko pacjentki z rozpoznanym rakiem trzonu macicy, z wyższą wyceną za zabieg w asyście robota. W chirurgii operujemy nie tylko raka jelita grubego, ale również pojedyncze przypadki raka żołądka. W urologii podobnie – nie tylko zabiegi prostatektomii, ale również pewną liczbę pacjentów z rakiem nerki i rakiem pęcherza. Zachorowalność na raka prostaty jest najwyższa spośród tych wszystkich nowotworów, dlatego największy liczba zabiegów dotyczy tej choroby.

Ile zespołów wykonuje zabiegi robotowe?

– W ginekologii przez pierwszy okres byłem jedynym operatorem, w ubiegłym roku wykonałem 163 zabiegi. Od listopada stworzyliśmy drugi zespół, w którym operuje moja asystentka, z którą pracowaliśmy od samego początku rozwoju robotyki w Rzeszowie. W chirurgii na razie jest jeden zespół, natomiast w urologii mamy już trzy zespoły.

– Czyli musi Pan wykonywać co najmniej trzy zabiegi dziennie.

– Przez pierwszą połowę 2024 roku wykonywaliśmy trzy zabiegi dziennie. Potem wprowadziliśmy wydłużony czas pracy bloku operacyjnego, pracujemy do godziny 19 i dzięki temu w każdy wtorek, kiedy nasz oddział ma do dyspozycji robota, wykonujemy cztery zabiegi ginekologiczne. Zaczynamy pracę o 7 rano, pierwsza pacjentka jest na sali operacyjnej o 7.30. W praktyce zaczynam więc dokować robota kwadrans przed godziną ósmą. Tak jak rozmawiamy, akurat wczoraj mieliśmy w szpitalu konferencję organizowaną wspólnie z fundacją “Kobiety w chirurgii”. Specjalnie dla jej uczestniczek tak zorganizowaliśmy pracę, aby pokazać jak najwięcej przypadków. Udało nam się zoperować pięć pacjentek. Koledzy z oddziału chirurgii również mają wydłużony czas pracy, co pozwala im zoperować dwóch pacjentów dziennie.

– Z uwagi na dłuższy czas zabiegu?

– Zabiegi jelita grubego realizowane są dłużej, stąd ta różnica. W ginekologii zdecydowana większość operacji raka trzonu polega na usunięciu macicy oraz węzłów chłonnych wartowniczych, ponieważ takie są rekomendacje, Przypadków, kiedy wykonujemy pełną limfadenektomię czy usunięcie sieci większej jest zdecydowanie mniej. W związku z tym nasze zabiegi realizowane są przeciętnie do półtorej godziny. Zabiegi prostaty realizowane są zwykle nieco dłużej, a najdłuższe są zabiegi nerki oraz zwłaszcza pęcherza moczowego, które realizowane są cztery godziny i więcej.

– Wydłużenie czasu pracy oznacza konieczność zmiany przyzwyczajeń?

– Praca bloku operacyjnego przez 12 godzin powinna być czymś normalnym. Koledzy z innych krajów, kiedy słyszą o praktyce, iż w Polsce zabiegi wykonywane są do godziny 15, kwitują to stwierdzeniem, iż musimy być bardzo bogatym krajem. Sala operacyjna, stół operacyjny, robot chirurgiczny, łóżko intensywnej terapii – to są najdroższe elementy szpitala. W większości publicznych szpitali źle wykorzystujemy te zasoby. Ale jest już coraz więcej miejsc, w których menedżerskie zarządzanie szpitalem spowodowało, iż wydłuża się czas pracy bloku operacyjnego. Daleko nam jeszcze do metod pracy stosowanych w większości dużych szpitali w Chinach czy Korei, gdzie blok operacyjny pracuje całą dobę przez 7 dni w tygodniu. Moim zdaniem nie jest to normalne, ale może się mylę. Mam osobiście bliskie relacje z kliniką ginekologiczną uniwersyteckiego szpitala im. Agostino Gemelli w Rzymie, stąd wiem iż tam operacje są wykonywane codziennie do godziny 21, także w soboty. Musimy iść w tym kierunku. Nam się udaje, co widać właśnie po wzroście liczby zabiegów robotowych w 2024 roku w porównaniu z rokiem poprzednim, kiedy wykonaliśmy ich 422, czyli o sto mniej.

– Więcej zabiegów oznacza, iż potrzebnych jest więcej operatorów.

– Krzywa uczenia się chirurgii robotowej jest krótsza niż w laparoskopii. Moje pierwsze kilkadziesiąt zabiegów trwało dłużej niż obecne. Ja uczyłem się na początku asystując przy 14 zabiegach, wykonanych w Rzeszowie przez prof. Radosława Pilkę z Ołomuńca, który przyjeżdżał do nas, kiedy szpital zaczął dzierżawić robota. Po tym, jak system da Vinci został już zakupiony, dla operatorów powstały ścieżki edukacyjne, obejmujące m.in. e-learning, ćwiczenia na symulatorze, certyfikację w szpitalu Charite w Berlinie. Po jej ukończeniu, w grudniu 2022 roku rozpocząłem już samodzielną pracę jako operator. Natomiast moja asystentka doktor Anna Bogaczyk, która była wówczas moją pierwszą asystą, uzyskała certyfikat po półtora roku pracy w zespole i równoległych szkoleniach. Krzywa uczenia jest krótsza między innymi dlatego, iż robot bardziej “pomaga” operatorowi, zapewniając większą precyzję ruchów, tłumienie drgań, wielowymiarowość pracy narzędzia czy doskonałe obrazowanie.

Chirurgom sprzyja również lepszy komfort pracy.

– Pozycja pracy przy konsoli jest bardzo ergonomiczna, nie musimy przyjmować wymuszonych pozycji z uniesionymi barkami czy łokciami. Takie wymuszone pozycje w laparoskopii czy chirurgii otwartej wywołują dolegliwości bólowe, napięcia i przeciążenia. Wymuszona pozycja i przeciążenie sprawiają, iż w czasie operacji po kilkudziesięciu minutach z powodu zmęczenia spada precyzja ruchów w mięśniach małych, w obrębie śródręcza, mogą się także pojawić ruchy mimowolne. A zatem, kiedy mówimy o wykonywaniu czterech operacji dziennie – im dłużej chirurg operuje, tym większą różnicę stwarza korzystanie z robota. dzięki laparoskopii nie byłbym w stanie wykonać czterech zabiegów w jeden dzień, a trzy – z najwyższym trudem. Chcę to jeszcze raz podkreślić, iż lepsza ergonomia pracy operatora przekłada się na korzyści dla pacjenta, większe bezpieczeństwo zabiegu, lepszą dokładność, mniejsze ryzyko działań niepożądanych.

– Często można usłyszeć głosy, iż zabieg robotowy musi trwać dłużej niż laparoskopia, ponieważ dochodzi czas dokowania, czyli dopasowywania robota do pacjenta leżącego na stole operacyjnym.

– Sama operacja, czyli czas spędzony przez operatora przy konsoli jest – według moich doświadczeń – krótsza niż w laparoskopii. Natomiast czynności wkłucia, wytworzenia odmy i wprowadzenia narzędzi do ciała pacjenta w laparoskopii realizowane są krócej, ponieważ musimy robotem podjechać do stołu operacyjnego i zadokować do pacjenta. Ale opowiadanie, iż to trwa jakoś bardzo długo, choćby kilkadziesiąt minut – to są mity. Według naszych doświadczeń średni czas dokowania wynosi w tej chwili 12 minut, a przy tradycyjnej laparoskopii trwa 3-4 minuty. W miarę upływu czasu i nabywania przez nas doświadczenia obserwowałem, jak się to skraca. A zatem po zsumowaniu krótszego czasu pracy przy konsoli i czasu dokowania, żadną miarą nie można uznać, iż zabieg w asyście robota musi być dłuższy. Wręcz przeciwnie, może być krótszy.
Decyduje o tym przede wszystkim wyszkolenie zespołu. W tym momencie warto podkreślić, iż operuje cały zespół – chirurg, asysta, instrumentariuszki, anestezjolog, pielęgniarka anestezjologiczna. Musimy być zgrani, rozumieć się bez słów, wykonywać swoje zadania.

W jakim kierunku chirurgia robotowa może się rozwijać w Polsce?

– O ile zostaną spełnione zapowiedzi, które słyszymy odnośnie zabiegów endometriozy, planujemy właśnie wykonywanie tych operacji w asyście robota. W tej chwili, przy obecnej wycenie zabiegów endometriozy, jest to nierealne, szpital nie jest w stanie zbilansować kosztów. Niedawno wykonywałem przy użyciu robota zabieg promontofiksacji, czyli podwieszenia kikuta szyjki do więzadła podłużnego kręgosłupa. Zwykle wykonuję go laparoskopowo, ale ten nagrywaliśmy w celach edukacyjnych na konferencję ginekologiczną. Robotem wykonuje się go znacznie łatwiej, co też potwierdzają chirurdzy z innych krajów. Jest w nim bardzo dużo elementów szycia, a szycie w asyście robota jest szalenie łatwe. Natomiast w laparoskopii szycie – to jeden z najtrudniejszych elementów do wykonania, z długą krzywą uczenia. Natomiast dzięki temu, iż robot stwarza możliwość ruchu we wszystkich płaszczyznach, staje się to znacznie łatwiejsze. Czekamy zatem na lepszą wycenę, która stworzyłaby finansowe możliwości wykonywania w ginekologii zabiegów nie-onkologicznych, jak właśnie promontofiksacje, endometrioza czy mięśniaki. Niedawno pojawiły się zapowiedzi, iż od połowy roku zmienią się warunki leczenia endometriozy, wiążemy z tym duże nadzieje na rozwój operacyjnych technik małoinwazyjnych, w tym robotowych.

– Niezależnie od wyceny świadczeń, wysokość wypłat z NFZ jest korygowana przez współczynniki.

– Nasz szpital wykonuje około 220 zabiegów u pacjentek z rozpoznanym rakiem trzonu macicy rocznie, dzięki czemu jako ośrodek wysokowolumenowy mamy tzw. współczynnik korygujący w wysokości 1,25. jeżeli wykonujemy zabieg laparoskopowo lub tradycyjnie – to ten współczynnik wchodzi do rozliczenia z NFZ. Natomiast przy operacjach wykonywanych robotem – fundusz go nie stosuje. Biorąc udział w posiedzeniu poselskiej podkomisji ds. onkologii, na której omawiano rozwój chirurgii robotowej, zadałem pytanie – dlaczego. Uzyskaliśmy odpowiedź, iż decyzja o zastosowaniu współczynnika korygującego jest uznaniowa, należy do prezesa NFZ i nie wynika z rozporządzenia czy ustawy.

– Czy aktualny system rozliczeń sprzyja rozwojowi nowoczesnej chirurgii, wdrażaniu nowych technologii, tak aby podnosić jakość zabiegów?

– Mamy w Polsce kontrolę jakości przy produkcji butów, mebli czy batoników – ale nie mamy w ogóle kontroli jakości zabiegów medycznych. To jest niewłaściwe. Nie mamy mierników jakości ani systemu zbierania danych. Dobrze, iż wchodzi krajowa sieć onkologiczna i system SOLO, bo to powinno spowodować, iż będą zbierane dane a leczenie zabiegowe będzie się centralizować. Na Podkarpaciu leczenie operacyjne w ginekologii jest scentralizowane, podobnie jak w Świętokrzyskiem. W niektórych województwach jest jednak mocno rozproszono, a przecież istnieją dowody naukowe na to, iż duży wolumen operowanych pacjentów przekłada się na ich jakość, czyli potem na przeżycia pacjentów, a w konsekwencji niższe są koszty opieki pozabiegowej.

Czy wprowadzanie robotów może sprzyjać centralizacji leczenia zabiegowego?

– Mamy już 80 szpitali korzystających z robotów chirurgicznych a ich liczba gwałtownie rośnie. W odniesieniu do szpitali prywatnych nie mam prawa komentować ich decyzji, ponieważ każdy może robić to, co uważa za słuszne. Natomiast co do szpitali publicznych, które finansują swoje inwestycje z pieniędzy publicznych, trzeba stawiać pytanie o sensowność tych decyzji. Kupowanie robotów do szpitali, w których wykonywać się będzie 50 czy 80 zabiegów rocznie, nie ma sensu. Zbyt wysoki jest koszt samego zakupu, czyli amortyzacji, a także serwisowania. Trzeba budować i wspierać ośrodki wysokowolumenowe. Ośrodkami robotyki powinny być przede wszystkim szpitale, gdzie wykonuje się dużo zabiegów onkologicznych. Posiadamy przecież dane na temat wolumenu wykonywanych operacji i powinny one służyć do oceny racjonalności wydatków.

Dlaczego, Pana zdaniem, nie powstają rejestry, które pomogłyby w kontroli jakości?

– Posiadamy informację, za jakie zabiegi zapłacił NFZ. Ale co do ich efektywności, oceny stopnia zaawansowania choroby czy dalszej opieki – brakuje nam danych. Jako konsultant wojewódzki na początku każdego roku zbieram informacje ze swojej dziedziny, wiem dobrze jak ograniczone są nasze informacje. Szpital nie wie, co się dzieje z pacjentką po wypisaniu – ona może z problemami zgłosić się do innej placówki, co jest zrozumiałe, ponieważ potrzeba przeprowadzenia reoperacji może podważać zaufanie i skłaniać do szukania pomocy w innym miejscu. W naszym przypadku mamy taką sytuację, iż adekwatnie wszystkie pacjentki po zabiegu robotowym do nas wracają, wiec znamy ewentualne powikłania, ponieważ każda powinna odbyć wizytę w poradni, gdzie ustalamy dalszy sposób postępowania i w razie potrzeby prowadzimy leczenie uzupełniające lub tylko obserwację. Ale generalnie nie mamy w Polsce potrzebnych danych, więc decyzje są podejmowane po uważaniu, na podstawie opinii, a nie informacji. Tworzenie rejestrów nie ma zbyt wielu sprzymierzeńców. Niewątpliwie w wielu przypadkach możemy mieć do czynienia z obawą, iż po porównaniu się z innymi ośrodkami okaże się, iż nie jesteśmy tacy dobrzy, jak nam się wydawało.

Wracając do kwestii klinicznych – jakie grupy pacjentek Pana zdaniem odnoszą największe korzyści z zabiegu robotowego?

Największą korzyść odnoszą pacjentki z otyłością, a zwłaszcza z tzw. chorobliwą otyłością, z BMI powyżej 40. Pacjentki z rakiem trzonu mają zwykle choroby współistniejące, czyli nadciśnienie, cukrzycę i właśnie otyłość. Dane naukowe wykazują, iż wraz ze wzrostem BMI rośnie liczba konwersji zabiegu. Odsetek konwersji u pacjentek z BMI powyżej 40 jest dwukrotnie wyższy w laparoskopii niż w chirurgii robotowej – to jest bardzo duża różnica. Po konwersji często występują problemy z gojeniem i infekcje w ranach. Trudniejsze i dłuższe gojenie rany oznacza, iż jeżeli pacjentka wymaga leczenia uzupełniającego, musimy je odroczyć, a to z kolei może pogorszyć efekty leczenia onkologicznego i prowadzić do krótszego przeżycia.

W chirurgii robotowej operujemy na ciśnieniach wewnątrzbrzusznych rzędu 6-8 mm słupa rtęci, natomiast w laparoskopii to ciśnienie jest niemal dwukrotnie wyższe, rzędu 10-12 mm. Niższe ciśnienie, szczególnie u pacjentek ze skrajną otyłością, zmniejsza opory w drogach oddechowych w czasie znieczulenia i ułatwia skuteczną wentylację. Prowadzenie znieczulenia jest zdecydowanie łatwiejsze i bezpieczniejsze. Z tego względu również anestezjolodzy, z którymi pracuję, rekomendują wykonywanie zabiegów u otyłych pacjentek w asyście robota, a nie laparoskopią. Nasze analizy wykazały również, iż dolegliwości bólowe zgłaszane przez pacjentki są mniejsze po zabiegach robotem, dzięki czemu przyjmują mniej środków przeciwbólowych. To również wynika niewątpliwie z niższego ciśnienia wewnątrzbrzusznego podczas operacji.

Jak Pan widzi przyszłość robotyki w ginekologii – jakie procedury będą się rozwijać, ale z punktu widzenia klinicznego a nie finansowego?

– Na pewno będzie wzrastać odsetek operacji raka trzonu wykonywanych w asyście robota. Obszarem rozwoju będzie też leczenie endometriozy, gdzie zabieg wymaga preparowania naczyń, struktur, nerwów – pomaga tutaj wyższa precyzja operowania robotem, pozwala też wchodzić w przestrzenie beznaczyniowe, a to się przekłada na mniejsze krwawienie. Czekamy w tej chwili na wyniki badań dotyczących małoinwazyjnego, w tym robotowego, leczenia operacyjnego raka szyjki macicy. W 2018 roku ukazała się znana publikacja, na podstawie której uznano, iż chirurgii małoinwazyjnej nie rekomenduje się w leczeniu tego nowotworu. Ale czekamy na opublikowanie wyników badania porównującego tradycyjną chirurgię i chirurgię robotową w raku szyjki. Być może okaże się, iż jednak są korzyści. Myślę, iż obszarem rozwoju będą zabiegi uroginekologiczne, czyli fiksacje kikuta szyjki lub kikuta pochwy, a także miomektomia – ponieważ podczas tych zabiegów jest dużo elementów operacji polegających na szyciu. Są kraje, w których choćby operacje ciąży pozamacicznej wykonywane są robotem, ale o tym na razie w Polsce nie myślimy.

(rozmawiał Krzysztof Jakubiak)

Idź do oryginalnego materiału