
Blisko rok temu życie Natalii i Marcina Nawrockich wywróciło się do góry nogami. W nocy z 15 na 16 marca pani Natalia odebrała wiadomość, iż jej mąż doznał rozległego zawału serca.
https://www.youtube.com/shorts/9LHTcDylweY
Pan Marcin, który pracował wówczas w Poznaniu, przeżył tylko dzięki natychmiastowej reanimacji. Niestety, po przewiezieniu go do szpitala doszło do bardzo groźnej komplikacji – wstrząsu kardiogennego. W konsekwencji jego mózg przez 20 minut był pozbawiony tlenu. To wystarczyło, by spowodować nieodwracalne zmiany w jego organizmie: niedotlenienie mózgu, niewydolność serca, rozległe uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego, zespół czołowy, utrata pamięci, zaburzenia zachowania, niepełnosprawność w stopniu znacznym.
Lekarze dawali 44-latkowi maksymalnie dwa miesiące życia. Z tą diagnozą nie mogła pogodzić się jego żona.
Codziennie byłam przy nim. Puszczałam mu nagrania naszych dzieci, szukałam cudu. I cud się wydarzył! Powoli zaczynał reagować, potem poruszać palcami, potem próbować mówić. Po miesiącach ciężkiej walki Marcin został przewieziony do szpitala w Bochni, a potem do specjalistycznej placówki rehabilitacyjnej. Dzięki pracy niesamowitych specjalistów zaczął chodzić! Każde jego słowo, każdy krok, każda najmniejsza poprawa to dla nas cud okupiony ogromnym wysiłkiem i bólem – mówi pani Natalia.
Ale walka trwa nadal. Teraz pan Marcin wymaga stałej rehabilitacji neurologicznej, fizjoterapeutycznej i kardiologicznej. Musi być pod stałą kontrolą psychiatryczną i neurologiczną.
Musiałam zrezygnować z pracy – Marcin wymaga 24-godzinnej opieki. Każdy dzień to dla nas walka – nie tylko o jego zdrowie, ale i o to, by starczyło nam na leki, terapię, opiekę specjalistów. Mamy dwóch cudownych synów – 4-letniego Adasia i 11-letniego Eryka. Oni też walczą, na swój dziecięcy sposób, trzymając tatę za rękę, opowiadając mu historie, wierząc, iż jeszcze będzie dobrze – podkreśla pani Natalia.
Koszty tej walki są niewyobrażalne. Prywatne wizyty lekarskie, terapia, leki – to kwoty, których rodzina nie jest w stanie udźwignąć. Miesięczny pobyt w specjalistycznej placówce rehabilitacyjnej kosztuje 35 tysięcy złotych!
To dla nas suma nie do zdobycia. Nie mamy już oszczędności, nie mamy już sił prosić – ale nie mamy też innego wyjścia. Błagam Was o pomoc. Każda wpłata, każda złotówka to szansa na to, iż Marcin będzie mógł odzyskać życie. Marzę o tym, by kiedyś mógł znów być samodzielny. By nasz dom znów wypełnił się jego śmiechem. By nasze dzieci nie musiały patrzeć, jak ich tata każdego dnia walczy z własnym ciałem – mówi pani Natalia.
Pomóżcie rodzinie pana Marcina w tej walce. Udostępnijcie tę zbiórkę, wpłaćcie choćby symboliczną kwotę.