Szkolenia z samoobrony (zapisane w nowej wersji projektu nowelizacji ustawy o ratownictwie medycznym) to za mało – nie dość, iż rozwiązania prawdopodobnie kilka pomogą, to pojawiają się wątpliwości dotyczące zakresu obrony koniecznej.
Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym oraz niektórych innych ustaw trafił do Sejmu w lutym. – Wcześniej był procedowany jako projekt resortu zdrowia, jednak w związku z powtarzającymi się napaściami i nasilającą się agresją na ratowników medycznych postanowiono uzupełnić go o nowe rozwiązania dotyczące bezpieczeństwa – przypomina o tym Prawo.pl.
W przepisach jest między innymi zapis o tym, iż ratownicy będą obowiązkowo szkolić się z samoobrony oraz tzw. technik deeskalacyjnych, czyli zapobiegających rozwojowi niebezpiecznej sytuacji w przypadku konfliktu.
– Zgodnie z założeniami przeszkolenie w zakresie samoobrony oraz technik deeskalacyjnych ma dotyczyć wszystkich członków zespołów ratownictwa medycznego i odbywać się nie rzadziej niż raz na pięć lat – ma ono obejmować między innymi podstawy prawne związane z samoobroną (w tym omówienie granic obrony koniecznej oraz stosowania przymusu bezpośredniego), stosowanie zasad i technik samoobrony w sytuacji zagrożenia oraz stosowanie przymusu bezpośredniego, jak również stosowanie technik deeskalacyjnych mających na celu zmniejszenie intensywności agresywnych zachowań oraz zapobieganie eskalacji konfliktów – informuje Prawo.pl.
Komentarz ekspertki
Radca prawny Anna Banaszewska w rozmowie z portalem Prawo.pl ocenia, iż o ile faktycznie szkolenia z technik deeskalacyjnych, pomagających rozładować napięcie, można uznać za zasadne, o tyle z technik samoobrony jest raczej rozwiązaniem kontrowersyjnym.
Powstaje bowiem pytanie, jaka jest rola ratownika – czy ma udzielać pomocy, czy zajmować się samoobroną.
– Zdumiewająca jest rażąco niska częstotliwość przewidzianych szkoleń, które mają się odbywać raz na pięć lat. Budżet wojewodów przewidziany na szkolenia zakładać będzie przeszkolenie jednej piątej ratowników rocznie. Oczywiście resort umożliwia finansowanie szkoleń z innych środków, na przykład dysponentów czy środków własnych ratowników, ale do tego nie jest potrzebna ustawa. Ratownicy mają już możliwość udziału w szkoleniach samoobrony, za które sobie sami zapłacą. Obawiam się, iż takie rozwiązanie nie tylko nie poprawi bezpieczeństwa ratowników, ale jeszcze może narazić ich na zarzut przekroczenia obrony koniecznej – podkreśla w Prawo.pl ekspertka.