Na ostatnim spotkaniu rodzinnym moja kuzynka wręczyła swojemu trzynastoletniemu synowi butelkę piwa zero. „Niech się oswaja, to przecież zwykły napój, tylko w piwnej butelce” – powiedziała z uśmiechem. Siedziałam obok i patrzyłam, jak jej dziecko pije z dumą, jakby właśnie dołączyło do świata dorosłych.
Wtedy mój dziewięcioletni syn zapytał: „Mamo, a ja też mogę? To przecież nie alkohol, prawda?”. Serce mi się ścisnęło. Bo jak mam mu wytłumaczyć, iż to nie jest dla niego, skoro dorośli obok powtarzają, iż „to nic takiego”?
Nauka picia od najmłodszych lat
Najgorsze jest to, iż takie podejście rodziców wygląda jak „wyluzowanie”, a w praktyce jest nauką picia. Dziecko uczy się, iż butelka z piwem – choćby tym bezalkoholowym – to naturalna część spotkań rodzinnych, wakacji czy grillów. Widzi, iż to normalne, iż każdy ma piwo w ręku. Nie rozróżnia: dla niego piwo to piwo. I nie zadaje pytań o procenty.
Rodzice, którzy tłumaczą, iż „lepiej dać piwo zero niż prawdziwe”, nie rozumieją jednego: to nie chodzi o zawartość alkoholu, tylko o schemat. O rytuał otwierania butelki, o smak, o etykietę, o poczucie bycia „dorosłym”. A skoro w domu pada komunikat, iż to normalne, dziecko nie będzie miało żadnych oporów, żeby później sięgnąć po zwykłe piwo.
„Wyluzowani” rodzice wpychają dzieci w objęcia alkoholizmu
Jestem wściekła, kiedy słyszę znajomych mówiących: „no daj spokój, przecież to tylko piwo zero, jak lemoniada”. Nie, to nie jest lemoniada. To furtka do świata, z którego wiele osób nigdy już nie wraca. Ilu dorosłych alkoholików zaczynało od niewinnych łyczków, od „spróbowania przy rodzicach”?
Nie ma czegoś takiego jak „bezpieczne oswajanie z alkoholem”. Każdy łyk, każda butelka w rękach dziecka to komunikat: „to jest dla ciebie, możesz po to sięgać”. I właśnie w ten sposób, pod przykrywką luzu, rodzice niszczą własne dzieci.
Dlatego mówię jasno: moje dziecko nie dostanie piwa zero, tak samo jak nie dostanie zwykłego piwa. Dla mnie różnica jest tylko w zawartości alkoholu, a nie w przesłaniu, jakie wysyłam dziecku. I wiem, iż czasem wyglądam na sztywną, na „tę złą”, która nie rozumie, iż „to tylko napój”. Ale wolę być surowa niż kiedyś płakać, iż moje dziecko wpadło w nałóg.
Bo dzieci nie potrzebują piwa – ani z procentami, ani bez. Potrzebują rodziców, którzy będą na tyle odważni, żeby powiedzieć „nie” wtedy, gdy wszyscy dookoła udają, iż to nic takiego.
Zobacz także: „Pozwalam, bo wolę, żeby pił przy mnie”. Łyczek tu, łyczek tam to patologia