Ojcowie na porodówkach. "Kiedy kobiety krzyczą, oni też krzyczą"

gazeta.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze


- Czasami ojcowie są tak zaangażowani w poród, iż kiedy kobiety krzyczą, to oni też krzyczą. Kiedy kobiety mruczą, to oni też mruczą. Zdarza się jednak i tak, iż mężczyźni trzymają się z boku - o tym, iż przyszli ojcowie przekonują się do tego, iż zdjęcia z porodu to bezcenna pamiątka, mówi Ania Wibig, prekursorka fotografowania narodzin w Polsce.Zamykają się drzwi sali porodowej i cały świat zostaje na zewnątrz. Jesteś tu i teraz, ładujesz baterię życiową. Wlewa się we mnie oksytocyna, euforia i miłość ludzi, którzy właśnie witają na świecie dziecko. Patrzę na nich i myślę: "Mam siłę dalej żyć". Fotografowanie porodów to moja odskocznia, powiew świeżego powietrza w zagonionym, klimatyzowanym życiu.
REKLAMA


"Czują, iż poród to nie tylko fizjologia" Kiedy siedem lat temu zaczynałam przygodę z reportażem porodowym, myślałam, iż największym wyzwaniem będzie przekonanie kobiet do tego, aby przekroczyły granice intymności. To jest jednak wyzwanie, żeby wystąpić nago przed kimś, kogo widzie się drugi czy trzeci raz w życiu. Okazało się, iż wcale tak nie jest. Kobiety totalnie czują, iż poród to nie tylko fizjologia, iż to coś o wiele więcej. Zawsze przed dniem narodzin spotykam się z przyszłymi rodzicami. Kobiety zwykle mają już swój pomysł na to, jak chciałyby, aby został sfotografowany ich poród. Inaczej jest w przypadku mężczyzn. Oni często nie widzą wartości zdjęć z porodu. I są hamulcowymi.


Pierwsze spotkanie z dzieckiem Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze


"Ciężko im patrzeć na bliską osobę, która jest w bólu, gdy przychodzą kolejne porodowe skurcze" Kobieta się ze mną kontaktuje, mówi, iż widziała moje zdjęcia w serwisach społecznościowych, iż są super, iż też chciałaby mieć taką pamiątkę. Wstępnie umawiamy się, przedstawiam ofertę Pozostaje tylko skonsultowanie tematu z mężem/partnerem.


I nagle jest zonk. Mężczyzna się nie zgadza, mówi, iż "kogoś tu totalnie pogięło". Nie wyobraża sobie, iż obca osoba mogłaby fotografować go w tak intymnej sytuacji. Domyślam się, iż wynika to z tego, iż mężczyźni nie czują się komfortowo na sali porodowej. Chociażby z tego powodu, iż ciężko im patrzeć na bliską osobę, które jest w bólu, gdy przychodzą kolejne porodowe skurcze. Mają świadomość, że, choćby gdyby bardzo chcieli, nie mogą tego bólu wziąć na siebie.Czują się bezradni. Pewnie też trochę obawiają się swoich reakcji, gdy już urodzi się dziecko. Mężczyźni często nie chcą, żeby ktoś ich emocje widział, bo jak to, "ja tu będę płakał, a jakaś pani będzie to fotografować?". A szkoda. Bo ta ulotna chwila, kiedy ojciec płacze z euforii widząc swoje dziecko po raz pierwszy - z mojego punktu widzenia - jest warta zapamiętania."Tą panią znam, jest spoko, gra w mojej drużynie" Mój mąż kiedyś mi powiedział, iż kiedy dziecko w brzuchu, to facet jeszcze nie czuje tak do końca, iż jest ojcem. Do kolegów mówi, iż "będzie tatą". Ale jak już się dziecko urodzi i można małego człowieka dotknąć, poczuć ciepło, może zobaczyć coś z siebie w jego/jej twarzy, to dzieje się kosmos, serce wybucha.


Pierwsze spotkanie z dzieckiem Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze


Pewnie, iż te pierwsze chwile ojca z nowo narodzony dzieckiem - szczególnie, kiedy rodzi się pierwsze dziecko - są nieporadne, niepewne, ale zawsze mieszają się z ekscytacją i łzami totalnego szczęścia.To jest ten moment, kiedy w mężczyźnie rodzi się tata. Jeszcze się nie zdarzyło, aby któryś z młodych ojców powiedział mi, iż nie podobają mu się moje zdjęcia. Zdarza się, iż poród trwa 15 minut, częściej jednak kilka godzin. Dla przyszłych ojców na sali porodowej jestem znajomą twarzą. Trochę chyba na zasadzie, "tą panią znam, jest spoko, gra w mojej drużynie".Nie mam wykształcenia medycznego, nie jestem doulą, ale mam swoje osobiste doświadczenia porodowe. Urodziłam troje dzieci, a fotografując porody, spędziłam na salach porodowych pewnie już setki godzin.


Czasami widzę, iż przyszły tata bardzo chciałby pomóc, coś zrobić, ale nie za bardzo wie jak. Jest sporo rzeczy, które mogę podpowiedzieć, np. to, iż pewne sytuacje świadczą o tym, iż poród postępuje i zbliża się ku końcowi. Gdy kobieta krzyczy: "Ja już nie dam rady. Ja tego nie przeżyję", to znaczy, iż finał tuż, tuż. Sporo kobiet na ostatniej prostej tak stwierdza."Kiedy kobiety mruczą, oni też mruczą" Lubię ten moment, kiedy zdjęcia są gotowe i pokazuję je rodzinie. Ojcowie są autentycznie wzruszeni. Nie dziwię się. To musi być wspaniałe uczucie, kiedy człowiek widzi, iż nie stał bezradnie w miejscu jak kołek, tylko uczestniczył w porodzie swojego dziecka. Kobiety wzruszają się, kiedy widzą na zdjęciach troskę i czułość swoich partnerów/mężów. Podczas porodu kobiety nie rejestrują tego, co dzieje się wokół, mózg skupiony jest na jednym, ważnym zadaniu. Z reguły, kiedy urodzi się dziecko, to ojcowie robią zdjęcia, wysyłają rodzinie. Ich na zdjęciach nie ma. Kiedy ja jestem na sali, panowie nie tylko są od robienia zdjęć całkowicie uwolnieni, ale też pojawiają się w kadrze.I naprawdę, bardzo cieszy ich to, iż na tych pierwszych rodzinnych zdjęciach z dzieckiem, widać też ich. Ich zaangażowanie, obecność, wzruszenie, radość.


Powitanie syna Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze


Bardzo dużo zmieniło się w ostatnich latach na porodówkach. Dzisiaj dla wielu osób wydaje się dziwne to, iż para nie planuje porodu rodzinnego. Spotykam się czasem z sytuacją, kiedy kobiety, to czy mąż/partner chce uczestniczyć przy porodzie, traktują jak rodzaj testu na miłość. Dla mnie miłość jest wtedy, kiedy partnerzy wspólnie decydują, w poszanowaniu tego, co druga osoba czuje."Był bardzo cichy, trzymał się z boku"Czasami ojcowie są tak zaangażowani w poród, iż kiedy kobiety krzyczą, bo mają skurcze, to oni też krzyczą. Kiedy kobiety mruczą, to oni też mruczą, bardzo współodczuwają. I to jest piękne. Z zachwytem zatrzymuję to w swoich kadrach.Zdarza się jednak i tak, iż mężczyźni są na sali, ale trzymają się z boku. Natomiast już sama ich obecność daje rodzącym kobietom poczucie komfortu i bezpieczeństwa.Nie zawsze mężczyzna musi być bardzo blisko, masować, trzymać za rękę i nie wiem, co jeszcze wyprawiać. Czasami wystarczy, iż po prostu jest.


Nagrodzone zdjęcie 'Wsparcie z cienia' fot: Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze


Na jednym z moich zdjęć (obraz powyżej) udało mi się to uchwycić. Nazwałam je: "Wsparcie z cienia". To były narodziny Aurelii w szpitalu św. Zofii w Warszawie. Andrzej trzymał się z boku. Oczywiście, jeżeli była taka potrzeba, podawał Asi wodę, ocierał twarz chusteczką, ale nie był cały czas blisko.Ich wzrok łączył się od czasu do czasu i w tym spojrzeniu było więcej niż tysiąc słów. Podczas fotografowania skupiłam się na Asi. I w pewnym momencie, dostrzegłam piękne odbicie na froncie szafy. Cień Asi i Andrzeja, którzy stali w pewnej odległości od siebie, połączył się w tym odbiciu w jedno.Zachwyciło mnie to. Pomyślałam wtedy: "No właśnie! Nie trzeba być fizycznie przy sobie, żeby być bardzo blisko". Dla mnie to piękny obraz miłości opartej na rozumieniu swoich potrzeb. Obraz został nagrodzony przez jury w najbardziej prestiżowym na świecie konkursie dedykowanym fotografii z narodzin IAPBP Birth Photopgrahy Image Competition. Konkurs co roku organizuje Międzynarodowe Stowarzyszenie Profesjonalnych Fotografów Porodowych. Fotografia została również wybrana porodowym zdjęciem 2024 r. w otwartym głosowaniu internautów zorganizowanym w ramach tego konkursu. Cieszę się, iż akurat to zdjęcie zostało docenione. "Tylko proszę nas nie fotografować" Jeszcze kilka lat temu, kiedy przyjeżdżałam z aparatem na porodówkę, ludzie pracujący w szpitalach, byli bardzo zdziwieni. Wówczas pomysł rodzinnych zdjęć dokumentalnych z dnia porodu był bardzo nowatorski, mało znany w Polsce.


Przyszłe mamy bardzo bały się, iż w szpitalu będą postrzegane jak dziwadła, albo jak ktoś z zapędami celebryckimi.Długo słyszałam od personelu medycznego: "Tylko proszę nas nie fotografować". Ale z czasem, kiedy położne poznały mnie i moje zdjęcia, zaufały mi, dały mi zielone światło.


Reportaż z narodzin Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze


Bardzo wyruszył mnie moment, kiedy jedna położna powiedziała mi, iż dzięki moim zdjęciom przypomniała sobie, dlaczego wykonuje swój zawód. Zobaczyła nie tylko siebie w pracy, ale też to, iż nie popadła w rutynę, iż wciąż z pasją i zaangażowaniem oddaje się swojej pracy. Dzisiaj, kiedy jadę do szpitala, aby zrobić reportaż z narodzin, położne cieszą się, iż będę podczas porodu. Żartują, iż "też się załapią na super foty". "To najpiękniejsza historia o miłości" Moje zdjęcia zdobią ściany szkół rodzenia i porodówek kilku warszawskich szpitalach. Czuję z tego powodu dumę i radość. Mam poczucie, iż dzięki temu, iż powstają reportaże z porodów, wszyscy mamy okazję oswoić poród, przestać się go bać.


Oczywiście, w porodzie jest ból, to na pewno nie jest bieganie po łące. Jest też fizjologia: wydzieliny, krew, maź. Na moich zdjęciach ani ból, ani fizjologia nie są głównymi bohaterami. Bardzo cieszy mnie to, iż coraz więcej młodych kobiet - i mężczyzn - dostrzega w porodzie nie tylko trud, ale także to, iż poród to najpiękniejsza historia o miłości i pierwsze spotkanie z własnym dzieckiem. Coś, co naprawdę się nigdy w życiu nie powtórzy. (Więcej zdjęć Ani w naszej galerii)


Ania Wibig narodziny fotografuje w szpitalach, domach narodzin, ale też te domowe w basenie w dużym pokoju fot: Kamila Romaniuk


Ania Wibig jest prekursorką fotografowania narodzin w Polsce. Narodziny fotografuje w szpitalach, domach narodzin, ale też te domowe w basenie w dużym pokoju. Podczas pracy skupia się na emocjach towarzyszących rodzicom w porodzie oraz relacji między rodzicami. W kadrach zapisuje historie pierwszego spotkania z własnym dzieckiem. Mówi, iż swoimi zdjęciami chce zmienić obraz porodu w głowach Polaków, tak aby słowo "poród" przestało boleć.


Na swojej stronie obiektywnienajpiekniejsze.pl napisała: "Pewnego dnia natknęłam się w internecie na wyniki zagranicznego konkursu na najlepsze zdjęcie porodowe. To był szok - to można tak? Mieć profesjonalnego fotografa przy porodzie? Nie przyszło mi to choćby do głowy, jak rodziłam swoje córki. Oglądając zdjęcia, popłakałam się z wrażenia. Pierwszy oddech, pierwszy płacz, pierwsze spojrzenie, pierwszy dotyk, pierwszy pocałunek. Wszystkie te efemeryczne momenty tak cenne, wyjątkowe i niepowtarzalne. Poczułam ukłucie w sercu, iż niestety ja takich zdjęć nie mam. W moim albumie jest tylko kilka zdjęć, które zrobił mi mąż".


Powitanie córki Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze


Fotografie Ani są wyróżniane w międzynarodowych konkursach fotografii porodowej, m.in.: Birth Becomes Her, Birth Photography Image Competition, Birth & Beyond Photography Awards, Child Photo Competition czy Birth Photographer of the Year. Jest pierwszą fotografką z Polski nagrodzoną przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Profesjonalnych Fotografów Porodowych. Prywatnie żona, mama trzech córek. Poza byciem fotografką jest doradczynią podatkową i międzynarodową biegłą rewidentką.
Idź do oryginalnego materiału