Na łamach „Nature Chemical Biology” pojawiła się publikacja informująca o odkryciu cząsteczki, która modyfikuje powodującą agresywnego raka trzustki mutację K-Ras G12D. Niektórzy eksperci ogłosili, iż może być to przełom w leczeniu pacjentów z tą prawie zawsze prowadzącą do śmierci chorobą.
Komentarz eksperta – od odkrycia do leku długa droga
Jednak – jak podkreśla w rozmowie z Polską Agencją Prasową –dr hab. Piotr Rzymski, trzeba hamować entuzjazm, ponieważ droga, jaka musi upłynąć od opracowania kandydata na lek do powszechnego stosowania go w praktyce klinicznej, jest bardzo długa i wyboista.
– Doniesienia o nowych ścieżkach terapii raka trzustki są bardzo medialne, ponieważ jest to wyjątkowo podstępny i budzący strach nowotwór. Pamiętajmy jednak, iż przeprowadzone badania dotyczyły nie leku, ale potencjalnego kandydata na niego, opracowanego dzięki latom badań podstawowych. A to ogromna różnica – mówi specjalista.
Praca dotyczyła terapii, która byłaby ukierunkowana na specyficzną mutację w genie K-Ras, zwaną G12D. Jest to mutacja występująca w różnych nowotworach, między innymi trzustki, jelita grubego, płuc, piersi. Jej pojawienie się w komórkach nowotworowych powoduje ich wyjątkowo agresywne namnażanie, dlatego od jakiegoś czasu jest ona przedmiotem zainteresowania wielu grup naukowych z całego świata. Badacze starają się opracować precyzyjne interwencje, skierowane pod tę konkretną mutację.
– Odkrycie cząsteczki, która działa na nią hamująco w warunkach in vitro i in vivo, jak to opisano w publikacji, jest pewnym światełkiem w tunelu, ale należy podkreślić, iż to światełko dotyczy odległej przyszłości – twierdzi dr Rzymski.
Badania kliniczne to czas i „droga przez mękę”
– Najpierw należy przeprowadzić trójfazowe badania kliniczne, a droga przez nie jest długa. Tym bardziej iż w onkologii realizowane są one dużo dłużej niż w badaniach nieonkologicznych. realizowane są średnio o 14–18 miesięcy dłużej na każdą fazę – wyjaśnia naukowiec.
– W rezultacie przeprowadzenie wszystkich trzech faz testów kandydata na lek, po których dopiero będzie się można zacząć starać o jego autoryzację i wprowadzenie do użycia, trwa w onkologii 12 lat. W innych dziedzinach medycyny jest to średnio 8 lat – dodaje dr Rzymski.
To między innymi dlatego, iż w onkologii kwestia dopasowania optymalnej dawki jest wyjątkowo skomplikowana – należy ją dobrać w zależności od pacjenta i jego stanu od stadium choroby i jej przebiegu. Do tego dochodzi potrzeba ścisłego ukierunkowania nowej terapii i zintegrowania jej z już istniejącymi.
– Trzeba określić, czy ma zastępować obecne metody leczenia, czy im jedynie towarzyszyć, działać uzupełniająco czy wspomagająco. I wszystko to odpowiednio zbadać – opowiada naukowiec z UMP.
Czynniki te bardzo komplikują i wydłużają badania kliniczne. – Dlatego też o wiele prostsze i szybsze są na przykład badania preparatów kandydatek na szczepionki mRNA przeciwko chorobom zakaźnym niż kandydatów na terapeutyki mRNA w onkologii – zauważa ekspert.
Nie wszystkie badania kliniczne zwieńczone są sukcesem
Kolejnym powodem, który powinien studzić entuzjazm w przypadku tego typu odkryć, jest fakt, iż ponad połowa badań klinicznych (54 proc.) kończy się fiaskiem. Mimo iż testy in vitro, eksperymenty z udziałem zwierząt dawały bardzo obiecujące wyniki.
– Jednym z problemów są kwestie skutków ubocznych. Jednak większość porażek wynika z tego, iż nie udaje się wykazać wystarczającej skuteczności interwencji. Kiedy badania wchodzą do etapu trzeciej fazy, niektórzy myślą, iż to już tylko symboliczna kropka nad i. Tymczasem ryzyko niepowodzenia jest bardzo duże. Mówienie o leku na raka wobec cząsteczki, która nie weszła do badań klinicznych, jest nieuprawnione – tłumaczy dr Rzymski.
Naukowiec przypomina też, iż choć nieudane testy kliniczne wiążą się ogromnymi kosztami, w przypadku kandydatów na leki onkologiczne straty sięgają 50–60 miliardów dolarów rocznie, to jednak nie można ich traktować jako zupełnej porażki.
– Takie badania nie idą na marne, gdyż niepowodzenia potrafią być bardzo pouczające. choćby jeżeli dana cząsteczka okaże się nieskuteczna, to związane z nią badania poszerzają wiedzę w danym temacie. Są motywacją do poszukiwania alternatywnych rozwiązań – uważa.
– Ta publikacja jest więc bardzo ważna, ale to nie jest tak, iż za chwilę będziemy mieć w jej wyniku rewolucję w onkologii. To po prostu kolejny krok naprzód, od nauk podstawowych w stronę praktycznego zastosowania wiedzy. Czy kiedyś przyniesie to poprawę sytuacji pacjentów, pokażą czas i kolejne badania – podsumowuje dr hab. Piotr Rzymski.