O widzeniu obydwoma oczami i splataniu warkocza – refleksje wokół pełnego i bogatego życia

opsychologii.pl 6 miesięcy temu

(…) prawie zawsze to właśnie wieloznaczny obraz jest prawdziwy
Natalia de Barbaro

Życie jest nieidealne. Jest pełne momentów, które są trudne, skomplikowane, smutne i ciężkie do uniesienia. Życie jest też piękne – pełne chwil magicznych, chwil bliskości, zapachu piekącego się ciasta w ciepłym domu i widoków zachodzącego słońca. Jest takie i takie – szerokie, mieszczące sprzeczności i wiele różnych historii. Jaką Ty sobie dziś opowiadasz o swoim życiu?

Mamy czasem pokusę widzieć tylko jedną stronę. Mówić tylko o tym, co dzieje się źle; widzieć tylko to, co od nas nie zależy; kodować chwile, w których jesteśmy bezradni, te kiedy czujemy się najgorszym na świecie partnerem, przyjacielem czy rodzicem; wspominać głównie porażki. Jakby to było zobaczyć siebie szerzej? Dostrzec też swoje sukcesy? Oświetlić chwile swojej mocy, sprawczości i decyzyjności? Zobaczyć siebie też tym „drugim okiem”, które wpuszcza optykę sprawczości i mocy.

Jak by to było zobaczyć okruszki dobra w tym całym podłym świecie? W rzeczywistości świat nie jest ani dobry ani podły, albo jest i taki i taki, ale my mamy tendencję by widzieć go „jakoś”. Być na jednym krańcu suwaka, ciągle na tym samym, tylko jednym, biegunie. Widzimy tak do pewnego momentu siebie, świat, życie, bliskich – nikogo pewnie nie omija nasz automatyczny ludzki rys wrzucania do szufladek i kategorii. Przynajmniej do czasu, kiedy nie zobaczymy samego tego mechanizmu, nie rozszyfrujemy pułapki.

Kiedy myślę o życiu, takim pełnym, autentycznym, wartościowym, pełnym życia życiu to myślę o mieszczeniu ambiwalencji. O tym, jaka to ważna i piękna umiejętność, by widzieć te dwie strony, dwa sprzeczne obrazy, wraz z ich całą zmiennością i bogactwem. I doświadczać ich, i pozwolić im być. To trudne dla naszych umysłów, które często bywają usztywnione. To nie jest tak zupełnie zła sztywność – to jedna z tych obron, które pozwoliły nam przeżyć aż po dzisiejszy dzień, które pozwalają szybciej reagować w momentach zagrożenia. Ale dziś jest wiele sytuacji, kiedy możemy sobie pozwolić na inny tryb niż ten związany z przetrwaniem. Możemy świadomie zwalniać, wydłużając tym samym przestrzeń między bodźcem i reakcją, między doświadczeniem danej sytuacji a naszym sposobem widzenia jej. Możemy wzmacniać mięsień wdzięczności próbując wciąż i wciąż dostrzec to, co dobre, przyjemne, bezpieczne – możemy wręcz tego uporczywie szukać. Nie machnąć ręką na ludzką życzliwość, na piękno natury, czy pierwiastki magii, ale zobaczyć je, oświetlić i zawrzeć w swojej opowieści. Możemy być uważniejsi, połączyć się z emocjami, ciałem, zmysłami i oddechem, i wszystkie te doznania mieścić. Uelastyczniać nasze bycie w świecie. Możemy ćwiczyć się w dojrzałym i pełnym życiu nie reagując zawsze gwałtownie i automatycznie.

Wyobraź sobie, iż patrzysz na siebie jednym okiem. I to oko jest wyspecjalizowane w zauważaniu tego, co nie działa, co jest nie takie jak powinno, jest trudne i złe. Widzi same porażki, błędy, nieumiejętności i niewykorzystane szanse. Następnie zakrywasz to oko dłonią i uaktywniasz drugie – zaczynasz widzieć wszystkie swoje zalety, szereg umiejętności, momenty sukcesu i dumy. Doświadczasz siebie jako osoby, która jest zawsze dobra i zachowuje się odpowiednio. Wbrew pozorom nie uważam widzenia tym drugim okiem, jako celu ostatecznego. Widzę to bardziej jako element konieczny do wypracowania optyki pełni. Jako jeden z kroków ku integracji i akceptacji. Bo tak właśnie myślę o widzeniu siebie dwoma oczami jednocześnie – jako o pełnym i bogatym sposobie doświadczania siebie i świata.

To tak samo jak z zaplataniem warkocza – jego pasma łagodnie się ze sobą łączą tworząc ostateczny efekt. Łączymy euforia z tęsknotą za bliską osobą, łączymy miłość, z bolesnym wspomnieniem zranienia. Te warkocze są z emocji, z myśli, z obrazów, z naszych doznań z ciała, relacji. Nigdy nie są jednolite, nigdy tylko o jednym. Przywodzi mi to na myśl książkę „Przędza” Natalii de Barbaro (jeśli jej nie czytaliście, koniecznie po nią sięgnijcie) i ten fragment: Wewnątrz wielobarwnej nitki kolory nie walczą ze sobą o to, który dominuje. Jest jeden, drugi, trzeci kolor – i jeszcze jej, i jeszcze jego. Kiedy tkam, nie walczę z tobą o przestrzeń ani nie walczę ze sobą. Jest miejsce dla ciebie i dla mnie. Jest więc być może w naszych życiach miejsce na wszystko. I jeszcze ten: Energia albo-albo, skądinąd potrzebna, każe nam przeskakiwać codziennie niewidzialne sznurki – tak, jak się kiedyś skakało w gumę na podwórku. Po tej stronie czy po tej? (…) prawie zawsze na pytanie „jedno czy drugie” słyszę w sobie odpowiedź „jedno i drugie”. I jeszcze – teraz tak, ale za chwilę inaczej. Lubię wielobarwny przeplot nitki, w którym błękit spotyka się z zielenią, zieleń z fioletem, fiolet z granatem.

Piszę te słowa na przełomie roku. W czasie, który dla wielu z nas jest piękny, ale dla wielu również i trudny. W czasie, który łączymy z radością, oczekiwaniem i świętowaniem, choć w sercu wtedy bardzo głośno odzywa się też smutek, żal, ukłucie na widok pustego miejsca przy stole czy wspomnienia sprzed lat. To czas, który (znów) jednocześnie jest o końcu i początku. O niewykorzystanych możliwościach tego roku, a jednocześnie o nowych opcjach i marzeniach, które spełnimy w tym nadchodzącym (choć przez cały czas będą i te, których nie spełnimy). Przychodzę więc z życzeniami: żebyśmy pozwolili sobie widzieć wszystko i wszystko czuć. Żebyśmy próbowali mieścić choćby największe sprzeczności życia tworząc totalnie różnorodne wewnętrzne krajobrazy.

Karolina Piasecka-Gut

Idź do oryginalnego materiału