Co musi zrobić terapeuta? Najkrócej – musi stać się ucieleśnionym zaproszeniem.
W jakiś sposób chcę trzymać się możliwości, iż może tak być: iż to, co widzimy w konkretnym objawie klinicznym, jest powszechną chorobą kulturową w małej skali.
Poznanie siebie, na ile jest to możliwe, jest podstawowym miernikiem, za pomocą którego jestem w stanie zrozumieć problemy moich pacjentów.
Nowe dziedziny, jak teoria przywiązania czy neuronauka, znajdują się w tej chwili w centrum zainteresowania z tego względu, iż wcześniej je zaniedbywano, ale jeżeli koncentrujemy się na nich bezwarunkowo, zaczynają nadmiernie uwodzić.
Kluczowa nie jest wiedza sama w sobie, ale raczej coś, co tkwi w samym procesie jej zdobywania.
Cały układ neurologiczny jest siecią komunikacyjną.
fragmenty książki
Chcę napisać o książce, którą po skończeniu lektury, bardziej niż książką, nazwałabym dorodnym owocem aktu twórczego, zarówno w warstwie formy jak i treści. Bez przerostu tym razem. Już na wewnętrznym skrzydełku okładki znajduję słowa autora wywołujące uśmiech i ciekawość na mojej twarzy. Wtedy jeszcze nie wiem, iż trzymam w ręce cykl wykładów, które na zawsze zmienią mi spojrzenie na rozmowę, komunikację, dialog, na pracę terapeutyczną w ogóle. W swojej książce-owocu pt. „Rozmowa, która uzdrawia. Jak przebiega leczenie” Neville Symington pisze tak:
„Jeśli ktokolwiek z was myśli, iż odpowiedź na pytanie, dlaczego problem może być rozwiązany przez komunikację z innym, jest oczywista – jesteście w niewłaściwym miejscu i możecie odejść, a ja się nie obrażę”. Nie odeszłam. Zaintrygowana, zostałam do końca wykładów, nie żałuję. I chętnie pożyczę Ci notatki.
Książka ma ciekawą strukturę, w której każdy z sześciu rozdziałów rozpoczyna to samo pytanie – „Jak to się dzieje, iż ktoś, kto boryka się z jakimś problemem, jest w stanie go rozwiązać poprzez rozmowę z innym?”, i każdy rozdział przynosi odpowiedzi inną drogą. Żeby było ciekawiej, w pewnym momencie drogi te łączą się i przenikają tylko po to, żeby znów się za chwilę rozwidlić. Nie jest to książka dla osób szukających jednoznacznych i prostych odpowiedzi ani przywiązanych sztywno do pewnych dziedzin, teorii czy nurtów. I jednocześnie, może jest ona zwłaszcza dla nich, bo tak umiejętnie opisuje szkodliwość schematycznej pracy, która w linii prostej prowadzi do pominięcia pacjenta wraz z jego realnymi potrzebami, a przez to do porażki terapeutycznej. W tej książce żadna odpowiedź, teoria czy wiedza nie są na zawsze. Neville dość zręcznie, i nie bez poczucia humoru, rezygnuje z dogmatyzmu na rzecz zaciekawienia (się), przygląda się różnym aspektom leczącej rozmowy, zamieniając ocenę lepsza/gorsza na pytanie – jak to działa? Albo – dlaczego to nie działa? Zaimponował mi tym, jak humanistyczne, często nieuchwytne aspekty komunikacji z drugim człowiekiem, potrafi tak precyzyjnie i logicznie, matematycznie wręcz, rozłożyć na części pierwsze. I robi to tylko po to, żeby Cię nimi zaciekawić, żeby potem je podważyć, a chwilę później znów wspólnie zanurzyć się w kolejne części – drugie, trzecie… Polubicie się
Ta książka była dla mnie, jako terapeutki, trudna i łatwa jednocześnie. Trudna przede wszystkim narracyjnie, choć dzięki błyskotliwym wstawkom autoironii i pokorze Neville’a, jestem w stanie mu wybaczyć ten trud. Była też łatwa, bo bliska moim wartościom. Jestem gestaltystką, nie pracuję psychoanalitycznie, a mimo to, czułam, iż gdybym dotarła na wykład, chętnie usiadłabym w pierwszym rzędzie. Zaciekawiona. Zaintrygowana. Gotowa do dojrzałej i szczerej wymiany. Już przed lekturą miałam sporo podobnych refleksji czy doświadczeń z sesji – jakie to przyjemne doznanie, czytać kogoś obcego, kto z każdym rozdziałem wydaje się coraz bliższy – intelektualnie, emocjonalnie, kto nie zawstydza, tylko pisze – „poszukajmy razem”, „przekonajmy się, czy to, w co tak wierzysz, faktycznie pomaga pacjentowi..?”
Ta książka o rozmowie, w gruncie rzeczy, sama jest rozmową. Znajduję w niej partnera do wzrostu, tylko takiego ciut bardziej doświadczonego. Mimo to, nie czuć tu wyższości, czuć za to otwartość i serdeczne zaproszenie. Dlatego właśnie usiadłam w pierwszej ławce i macham z niej, zakłócając Neville’owi wykład. Chciałabym krzyknąć: Ej! Zadajesz moje pytania! Szukasz moich odpowiedzi! Skąd wiedziałeś, że…?
Dla mnie terapia to także sztuka kontaktu, terapeuta pracuje całym sobą, jest „ucieleśnioną, zapraszającą obecnością”, im bardziej sam jest zintegrowany („jest zatem osobą, a nie zlepkiem”), tym bardziej jego rozmowa z pacjentem będzie lecząca. Znalazłam tu też (jakże gestaltowe) spojrzenie, iż w procesie zdrowienia sama teoria czy analiza nie za wiele się zdadzą, pacjent musi wejść w doświadczenie. Zgadzam się też bardzo z tym, iż diagnoza ani teoria nigdy nie mogą stać przed człowiekiem, a jeszcze bardziej zgadzam się z tym, iż terapeuta nigdy nie może wiedzieć za pacjenta, iż „wewnętrzny akt twórczy potrzebuje wolności”, a nie przymusu.
Jeśli jesteś psychoterapeutą_tką z otwartą głową, który_a szuka nowych znaczeń i chcesz zobaczyć, co może się wydarzyć w kontakcie z drugim człowiekiem, jeżeli na moment zrezygnujesz ze wszystkich odkrytych (nawet tych ulubionych) teorii na rzecz obecności na innym, nieprzekładalnym na słowa poziomie, to… daj się po prostu zaprosić na ten cykl wykładów. Rozmyślania Neville’a nie są łatwe. I jednocześnie bardzo inspirujące. Długo szukałam dla nich określenia. Studium? Laboratorium myśli? Burza mózgów? A może właśnie o to chodzi, żeby nie nazywać i nie przywiązywać się?
Niech prowadzi Cię ciekawość sama w sobie.
I wejście w doświadczenie.
Eksperymentuj.
Dobrej, twórczej rozmowy.
Monika Tarczyńska
