Wywiad z cyklu “O rodzicielstwie i niepełnosprawności – krótko i na temat”. O blaskach i wyzwaniach bycia mamą i partnerką opowiada
Joanna Lijewska chorująca na atrogrypozę.
Martyna: Opowiedz o swojej niepełnosprawności w kontekście rodzicielstwa – czy wpłynęła ona na decyzję o rodzicielstwie?
Joanna Lijewska: Choruje na wadę wrodzoną o nazwie artrogrypoza, nie ma ona podłoża genetycznego, więc od zawsze wiedziałam, iż będę chciała mieć dzieci. Mam problemy z poruszaniem się, ale chodzę sama. Mam też słabsze ręce, wiedziałam, iż muszę wybrać fajnego faceta na męża i ojca dzieciaków, by wspólnie z nim tworzyć drużynę, która uniesie codzienność.
Martyna: Jak dzielisz się opieką i obowiązkami ze swoim mężem?
Joanna: Nie mam problemów z tym, iż nie wszystko przy dzieciach jestem w stanie zrobić sama. Nigdy ich nie nosiłam na rękach, nie nauczę ich na przykład jeździć na rowerze, a długie piesze wycieczki czy ekstremalne trasy to będzie domena taty. Jesteśmy partnerami i zdajemy sobie sprawę ze swoich mocnych i słabych stron. Mój mąż, pomimo iż jest w pełni sprawny nie jest super bohaterem i to ja jestem od tulenia po upadkach lub rysowania księżniczek i lepienia dinozaurów z plasteliny. Nie muszę robić wszystkiego sama, by być super mamą, działa to także w przypadku męża – jest super tatą, mimo iż nieuzdolnionym plastycznie.
Martyna: Co było dla Ciebie pomocne w okresie ciąży i po porodzie?
Joanna: Podczas ciąży
lekarz
nie patrzył na mnie przez pryzmat niepełnosprawności, byłam dla niego kobietą, która chce być mamą – po prostu. Wybrałam szpital, w którym pracował, to on wykonywał oba moje cesarskie cięcia, był bardzo zaangażowany i pomocny. Po porodzie oczywiście miałam pomoc innych ludzi, mojego męża, mojej mamy, teścia. Wszyscy zawsze cieszyli się z przybycia na świat naszych dzieci i byli obok. To mama pomogła mi w czasie połogu, w karmieniu, pozycjach itp.
Martyna: Jakie rzeczy z wyprawki dla dziecka Ci się przydały, a które okazały się zbędne?
Joanna: Dobry wózek, stabilny i taki by można się na nim wesprzeć. Po ciąży znacznie osłabła siła moich mięśni, więc było bardzo pomocne, by móc zacząć chodzić na spacery i tym samym tej siły nabierać. Kompletnie nie przydało się łóżeczko, bo nie byłam w stanie wyciągać i wkładać do niego dzieci. Znacznie lepsza okazała się dostawka. Miałam też poduszki do karmienia w kilku wariantach, by móc znaleźć odpowiednią pozycję do karmienia piersią, by kręgosłup potem nie bolał. Sprawdziły się także wszystkie gadżety umożliwiające bycie z dzieckiem na podłodze (jak już trochę podrosło), czyli mata piankowa itp. Ja wtedy nie bałam się, iż dziecko mi upadnie i go nie złapie, a jednocześnie dzieci mogły fajnie i bez skrępowania rozwijać swoją mobilność.
Martyna: Jak dostosowałaś przestrzeń w domu przed pojawieniem się dziecka?
Joanna: Gdy były małe zawsze blisko narożnika miałam wózek lub kosz Mojżesza, by wyciągnąć dziecko i od razy usiąść na narożniku, by nie nosić właśnie. Potem przestrzeń na podłodze, mata blisko czegoś wyższego, bym mogła wygodnie wstać (nie wstanę bez podparcia). Zawsze dom był tak dostosowany, iż gdybym nie zdążyła za dzieckiem, ono i tak nie zrobi sobie krzywdy, czyli nic niebezpiecznego w zasięgu ich ciekawskich rączek. Dzieciaki nigdy nie były prowadzane za rączki, nie chodziłam też z nimi krok w krok, bo to byłoby dla mnie trudne, ale ja akurat widzę tego same zalety – są samodzielne i każdy krok milowy w rozwoju dział się z ich inicjatywy.
Martyna: Czego nikt Ci wcześniej nie powiedział o macierzyństwie?
Joanna: Że to takie trudne! (śmiech). To jest trochę tak, iż my – osoby z niepełnosprawnościami jesteśmy uczeni bycia silnymi, walczymy na co dzień o sprawność, brak barier, łamiemy stereotypy społeczne itp. Ale macierzyństwo to jest absolutnie znajdowanie siły tam, gdzie już myślimy, iż jej nie ma… To tylko pokazuje, iż tej siły mamy dużo, dużo więcej niż nam się wydaje, a dla dzieci jest się w stanie zrobić wszystko. Jestem teraz po operacji kolana, jestem pewna, iż bez dzieci miałabym dużo więcej czasu, by np. ćwiczyć w domu, ale jestem też pewna, iż miałabym dużo mniej motywacji, by wreszcie samodzielnie chodzić.
Martyna: W polskich domach często nie rozmawia się o seksualności z dziećmi. Jak to jest u Ciebie? Jakie jest Twoje podejście do edukacji seksualnej w kontekście dzieci?
Joanna: W moim domu akurat było dość swobodnie pod tym względem. Mama na każde pytanie mi odpowiadała. Ale co najważniejsze, mogłam z nią rozmawiać na temat bycia mamą kiedyś. To było dla niej oczywiste, iż a zostanę mamą, a ona będzie babcią. Jednocześnie zawsze mówiła mi, jak ważne jest by facet oprócz tego, iż fajny i go pokocham był moim oparciem na co dzień.
Martyna: Czy polecasz jakieś źródła, które były dla Ciebie pomocne w przygotowaniach do rodzicielstwa?
Joanna: Polecam na przykład obserwować osoby z niepełnosprawnościami w mediach społecznościowych. Poza tym każda książka o wychowaniu i pielęgnacji dzieci będzie zawsze na plus.
Martyna: Rady, słowa, które chciałabyś przekazać przyszłym rodzicom?
Joanna: Trzeba wierzyć w siebie i swoje marzenia – jeżeli chcecie być rodzicami, to nimi zostańcie! Czy dacie radę? Pewnie będzie trudno, ale dacie radę. Otoczcie się życzliwymi ludźmi, którzy zawsze wam pomogą, nigdy nie będą oceniać. Dzieci dają taki ogrom miłości i satysfakcji, iż życie wchodzi na zupełnie inny poziom. Polecam!
Martyna: Asiu, bardzo Ci dziękuję za rozmowę, a czytelników zapraszam do śledzenia Twojego instagrama: