O odwadze bycia „KRÓLIKIEM DOŚWIADCZALNYM”

businesswomanlife.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: O odwadze bycia „KRÓLIKIEM DOŚWIADCZALNYM”


KATARZYNA MICHNIEWSKA TO FIGHTERKA, KTÓRA ZAMIAST JEDNEJ „KARIERY” WYBRAŁA KONSEKWENTNĄ WALKĘ O LUDZI, ŚRODOWISKO I UCZCIWE REGUŁY GRY W GOSPODARCE. TO WYWIAD O KIMŚ, KTO ŁĄCZY DOŚWIADCZENIE PACJENTKI ONKOLOGICZNEJ, EKONOMISTKI ŚRODOWISKOWEJ I SPOŁECZNICZKI, KTÓRA NIE BOI SIĘ KONFLIKTU Z WIELKIMI PLATFORMAMI INTERNETOWYMI ANI Z PAŃSTWEM.

BWL: W jednym z wywiadów powiedziała Pani, iż była „królikiem doświadczalnym” dla leku, który dziś ratuje tysiące kobiet. Co to była za historia?
KM: Jako bardzo młoda dziewczyna usłyszałam diagnozę, której nikt nigdy nie chce usłyszeć – nowotwór kości. Zaproponowano mi udział w programie leczenia eksperymentalnego lekiem, który wtedy dopiero badano pod kątem onkologii. To był denosumab, dziś znany jako nowoczesny lek stosowany nie tylko w leczeniu przerzutów do kości, ale także w terapii osteoporozy. Rozumiałam, iż wchodzę w coś niepewnego – ale z drugiej strony miałam poczucie, iż jeżeli to leczenie zadziała, może zmienić los wielu chorych po mnie.
BWL: Dziś denosumab kojarzy się głównie z osteoporozą. Jak Pani na to patrzy z perspektywy pacjentki?
KM: Denosumab to przeciwciało monoklonalne opracowane przez firmę Amgen, które blokuje działanie RANKL – białka odpowiedzialnego za aktywację komórek niszczących kość. W praktyce oznacza to spowolnienie utraty masy kostnej, zmniejszenie ryzyka złamań, a w onkologii – ograniczenie destrukcji kości przez przerzuty. Dla mnie to nie jest „tylko” nazwa leku, ale dowód, iż ryzyko, na które się zgodziłam, miało sens. Że ból, strach i cała ta „procedura” przełożyły się na coś dobrego dla innych kobiet, które dziś dostają terapię już jako standard, a nie eksperyment.
BWL: Z choroby nowotworowej weszła Pani prosto w świat ekologii i gospodarki odpadami. Skąd ten zwrot?
KM: Bardzo gwałtownie zobaczyłam, iż to, jak żyjemy i czym oddychamy, nie jest abstrakcyjne. Smog, zanieczyszczona gleba, toksyny w środowisku – to nie są „tabele w raporcie”, tylko konkretne choroby, konkretne dramaty rodzin. Jako ekonomistka środowiskowa zaczęłam szukać tego punktu, w którym zdrowie ludzi styka się z ekonomią. Stąd moja praca nad systemami recyklingu, nad wdrażaniem rozszerzonej odpowiedzialności producenta, ale też nad edukacją o zdrowiu środowiskowym: jak smog wpływa na układ oddechowy, jak zanieczyszczenia gleb wracają do nas przez żywność.
BWL: Czy Polacy są świadomi tego związku?
KM: Znacznie bardziej niż 20 lat temu, ale wciąż zbyt mało. przez cały czas łatwiej mobilizujemy się przeciwko podwyżce rachunku za śmieci niż przeciwko temu, iż dzieci oddychają powietrzem, które w okresie grzewczym jest gęstsze od norm europejskich. Dlatego upieram się przy pojęciu „zdrowie środowiskowe” – żeby pokazać, iż walka o czyste powietrze czy lepsze systemy recyklingu to nie jest fanaberia ekologów, tylko realna profilaktyka zdrowotna dla całego społeczeństwa.

BWL: Jest Pani znana z zaangażowania charytatywnego. Jednym z najbardziej niezwykłych projektów jest szkoła w Ghanie. Jak do tego doszło?
KM: Zawsze powtarzam, iż edukacja jest najtańszą i najskuteczniejszą „szczepionką” na biedę, wykluczenie i degradację środowiska. W ramach edukacji globalnej zaangażowałam się w projekt budowy szkoły w Ghanie – nie jako „ładnej cegiełki do raportu CSR”, tylko realnego miejsca, gdzie dzieci mogą się uczyć, a społeczność zyskuje centrum życia lokalnego. Po 12 latach wróciliśmy tam z zespołem, żeby tę szkołę wyremontować. To był dla mnie mocny symbol: odpowiedzialność to nie tylko wybudować, zrobić zdjęcie i pojechać, ale wrócić, kiedy budynek zaczyna się starzeć, kiedy potrzeby się zmieniają.

„Wolność słowa kończy się tam,
gdzie zaczyna się systemowy biznes oparty
na krzywdzie i oszczerstwach”

BWL: Co Panią najbardziej poruszyło podczas powrotu po tych latach?
KM: To, iż dzieci, które kiedyś biegały boso po placu, dziś są młodymi dorosłymi z ambicjami, planami i poczuciem sprawczości. Szkoła okazała się nie tylko budynkiem, ale miejscem, gdzie rośnie nowe pokolenie – być może przyszłych liderów, nauczycieli, działaczy społecznych. Uświadomiło mi to na nowo, iż pomoc ma sens wtedy, kiedy jest długoterminowa, cierpliwa i szanuje lokalną społeczność, zamiast się nad nią „litować”.
BWL: Jest Pani kojarzona z ekologią, ale także z walką o wolność gospodarczą. Jak łączy Pani te dwa światy?
KM: Wolny rynek bez odpowiedzialności środowiskowej kończy się katastrofą ekologiczną. Ale „ekologia” bez zrozumienia mechanizmów gospodarki kończy się często na pięknych hasłach i złych ustawach. Dlatego współpracuję z Forum Obywatelskiego Rozwoju prof. Leszka Balcerowicza – z przekonania, iż potrzebujemy w Polsce wolności gospodarczej, ale opartej na wiedzy, a nie na mitach. Razem wspieraliśmy projekt komiksów, które w przystępny sposób tłumaczą ekonomię i ekologię. Chodziło o to, by dotrzeć do młodych ludzi z przesłaniem: to, jak głosujesz, jak robisz zakupy, jak prowadzisz firmę, ma realne konsekwencje dla środowiska i gospodarki.
BWL: Ma Pani za sobą też akcję przeciw nacjonalizowaniu sektora recyklingu – projekt UC100.
KM: Kiedy pojawił się projekt, który de facto zmierzał do upaństwowienia istotnej części rynku recyklingu, uznałam, iż nie można siedzieć cicho. W krótkim czasie udało się zebrać blisko tysiąc podpisów pod sprzeciwem wobec tych rozwiązań i przekazać je Prezydentowi jako sygnał, iż przedsiębiorcy, samorządy i eksperci nie zgadzają się na powrót do centralnie sterowanego „planowania” w tej branży. Dla mnie to była obrona nie tylko mojego sektora, ale zasady: państwo ma tworzyć mądre, stabilne ramy, a nie zastępować przedsiębiorców w każdej dziedzinie.
BWL: Pani najnowsza „bitwa” to walka z hejtem na portalu gowork.pl. Dlaczego akurat ten temat?
KM: Bo to jest bardzo konkretne źródło bardzo konkretnych ludzkich tragedii. W Polsce nauczyliśmy się mówić o hejcie wobec osób publicznych, ale dużo rzadziej rozmawiamy o hejcie wymierzonym w firmy: rodzinne, lokalne, budowane latami. Portale opiniowe, które czerpią korzyści z nienawistnych, anonimowych komentarzy, a jednocześnie zasłaniają się „wolnością słowa”, potrafią zniszczyć reputację przedsiębiorstwa w kilka tygodni. Wielu przedsiębiorców opowiada o utraconych kontraktach, problemach z rekrutacją, dramatach rodzinnych, a choćby załamaniu zdrowia psychicznego właścicieli
czy menedżerów.


BWL: Co Pani konkretnie robi?
KM: Zainicjowałam petycję o uregulowanie działalności portali, które zarabiają na hejcie – tak, by właściciele takich serwisów ponosili realną odpowiedzialność za treści, na których zarabiają, a osoby pomawiane miały skuteczne narzędzia obrony. W ramach działań informacyjnych promuje też serwis gowork.info.pl, który stworzyli poszkodowani i który zbiera historie przedsiębiorców dotkniętych tym zjawiskiem, analizuje mechanizmy działania takich portali i pokazuje, iż to nie jest „niewinny folklor internetu”, tylko realne zagrożenie dla polskiej przedsiębiorczości. Dla mnie wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się systemowy biznes oparty na krzywdzie i oszczerstwach.
BWL: Gdyby miała Pani jednym zdaniem opisać swoje życiowe motto, jak by ono brzmiało?
KM: Że nie ma komfortowych rewolucji – ani w zdrowiu, ani w ekologii, ani w gospodarce. jeżeli chcemy żyć w kraju, w którym ludzie oddychają czystym powietrzem, przedsiębiorcy działają w uczciwych warunkach, a internet przestaje być bezkarną areną hejtu, to wszyscy – obywatele, politycy, firmy-musimy wyjść ze strefy wygody. Moja rola polega na tym, żeby ten ruch zacząć, choćby jeżeli na początku oznacza to opór, krytykę albo samotność.

Idź do oryginalnego materiału